XX

135 26 0
                                    

Elias powoli się wybudzał. Co chwilę poruszał rękoma lub ustami. Wreszcie otworzył oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i przetarł twarz z potu. Zauważając mnie wzdrygnął się lecz za chwilę upadł z powrotem.
- Spokojnie. - okryłam go kocem,który przed chwilą zrzucił. On chwycił moją rękę i ścisnął z siłą,po czym spojrzał na mnie złowrogo.
- Zostaw mnie. - syknął.
-Przecież nic ci nie zrobiłam. - odpowiedziałam ze spokojem. - No prócz tego,że odepchnęłam cię na ścianę. - zaśmiałam się pod nosem,jednak chwilę po tym zdałam sobie sprawę,że to nie był właściwy moment.
- Jak mogłaś tak nas oszukać.- powiedział tym razem spokojnie. - Nie wstyd Ci? - zapytał spojrzawszy na mnie. W jednej chwili w mojej głowie zapanowała pustka. Co chwilę otwierałam i zamykałam usta z nadzieją,że jednak coś powiem. Jednak na to były marne nadzieje. Zamilkłam,a on pokiwał głową.
- Poczucie winy. Ha,nie sądziłem,że je będziesz mieć. - zaśmiał się.
-Nie mam ich.- wypchnęłam pierś do przodu.
-Doprawdy? - znów skuliłam się i chwyciłam za szmatkę zamoczoną w wodzie. Wycisnęłam ją i poraz kolejny wytarłam mu spocone czoło. On w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Z łatwością teraz mogłam odczytać towarzyszące mu teraz uczucia. Zawód,złość i smutek? Zielone tęczówki lśniały i patrzyły na mnie tak jakby właśnie szperały w mojej głowie. Czytały każde zdarzenie z mojego życia. Każde zawody i szczęśliwe dni. Za dużo tego. Odwróciłam wzrok na ciepłą już ściereczkę,którą wrzuciłam do miski z wodą.
- Muszę iść. - wyznałam. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam pospiesznie z komnaty. Gdy zatrzasnęłam drzwi oparłam się o nie i czułam coś dziwnego w brzuchu. Nie wiedziałam co to. Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam do pokoju,w którym ostatnio widziałam królową. Była tam
szykowała kolejną mieszaninę ziół, która sprawdzała się na rany.

-Co ty taka blada jesteś? - spytała trąc jakieś żółte kwiaty w dłoniach. Odwróciłam się w jej stronę i pokręciłam głową i zignorowałam jej pytanie. Podeszłam do niej przykucnęłam obok.

- Ten jeździec jest poważnie ranny, jednak nie mogłam znaleźć jego rany. Widziałam krew na jego palcach, myślę,że powinnaś jak najszybciej tam iść i coś mu nałożyć, no nie wiem. - mówiłam szybko.

-Spokojnie. - zaśmiała się - On nie był ranny, za to ten drugi. - wlała jakiegoś olejku z flakonika do startych ziół. - Wdało się zakażenie i ciężko mi to wyleczyć. - stwierdziła dodawając krople wody.

- Jak to drugi? Jakiś jeździec? - spytałam zaciekawiona, obmywając ręce w lodowatej wodzie. Spojrzałam w moje odbicie. Rozwalony warkocz i blada falująca w wodzie twarz. Zdradliwa twarz, którą posądzają o najgorsze. Nie mam pojęcia jak moja matka mogła to znosić. Te całe oszczerstwa rzucane w jej kierunku. Ludzie nie kryli do niej nienawiści. Przynajmniej przez pierwsze miesiące jej władzy. Później ucichli w obawie,że moja matka ich uśmierci.

Nagle miska z wodą zniknęła mi z zasięgu wzroku. Oprzytomniałam i zobaczyłam królową, która trzyma naczynie na biodrze i patrzy się na mnie z niesmakiem.

- Patrzysz się w tą miskę dobre parę minut. W ogóle mnie nie słuchasz. - wyznała oburzona.

- Niech Wasza Wysokość wybaczy. - ukłoniłam się lekko w jej stronę. - To o czym mówiłaś?

- Pytałaś się kim był ten drugi, któremu nie mogę postawić diagnozy. No to ci odpowiadam,że to na pewno nie był jeździec. Jednak rysy twarzy są jak najbardziej szlachetne.

-Szlachetne? W jakim sensie. - zmarszczyłam brwi.

-W tym sensie,że ta osoba na pewno jest z królewskiej rodziny. - spojrzała na mnie jednym okiem. Podejrzewam,że zobaczyła tylko jak wybiegam z komnaty. Po chwili jednak wróciła do niej z powrotem.

-Gdzi-g-gdzie jest ta komnata. - wybełkotałam. Królowa wskazała rękom i odprowadzała mnie wzrokiem. Wbiegłam zdenerwowana do właściwego pokoju. Gdy zobaczyłam Arthura, który był jeszcze bladszy niż ściany w zamku, zakryłam usta dłonią. Jego pełno kolorowe usta bladły z każdą sekundą. Tak samo jak jego blond włosy. Jego ręce leżące na zakrwawionej białej pościeli robiły się siwe.

Nie mogłam się ruszyć. Jednak wiedziałam,że jeżeli czegoś nie zrobię, on umrze. Nie chcę mieć go na sumieniu, nie jego. Zebrałam się na odwagę i podeszłam do łóżka. Kucnęłam obok niego i dotknęłam jego ręki. Była lodowata i twarda, jak gdyby zamarzała. Wydobyłam z siebie powietrze, które dusiłam w sobie przez parę sekund. Podniosłam się i stanęłam tyłem do tego okropnego widoku. To moja wina. Oni szukali mnie, chcieli mnie zabić za to co im zrobiłam. Nie sądziłam,że mogę podczas swojej ucieczki zranić ich jeszcze bardziej. Myślałam,że jeżeli zniknę oni zapomną i będzie wszystko okej. Czemu mnie to w ogóle rusza? Przecież nie powinnam nic czuć. Ja nie mam uczuć. Zerknęłam jeszcze raz na postać za mną i znów coś ściskało mnie w brzuchu. Czułam, nieprzyjemny ścisk i ból. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam po raz kolejny do znieruchomiałego ciała. Odchyliłam czerwoną postać i ujrzałam głęboką ranę na lewej piersi królewicza. Jednak to nie była taka zwykła rana. Na całej klatce piersiowej promieniały czarne smugi. Zagryzłam wargę i schowałam ranę pod poście. Dotknęłam jego czoła, które było gorące. Już wiedziałam co się stało. Został zraniony sztyletem wiedźm. Sama sobie nie dowierzałam. Cała roztrzęsiona moim odkryciem podeszłam do okna. Próbowałam o tym nie myśleć, przecież to nie powinno mnie obchodzić. Jednak to nie dawało mi spokoju. Co chwilę spoglądałam czy jeszcze oddycha. Czując mocny ból brzucha, oddychałam ciężko. Nagle z moich oczu zaczęły cieknąć małe pojedyńcze kropelki. Czy to były łzy? Płacz? Kolejny raz żałuję,że doświadczyłam takiego uczucia. Trochę już zapłakana, podeszłam do niego i wpatrując się jak śpi myślałam co by zrobić by go uratować. Czasu było niewiele.

- Kto ci to zrobił? - wydusiłam w jego stronę poprawiając pościel. Długo nie wytrzymałam patrząc tak na niego. Wybiegłam z komnaty i pobiegłam do królowej.

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz