XXI

156 24 0
                                    

- Ja- Ja już wiem co to mu dolega - wbiegłam do pokoju, gdzie królowa nadal mieszała coś w swojej miksturze.

-Co takiego? - odwróciła się.

- To rana od czarnego sztyletu, na to chyba nie ma ratunku. - pociągnęłam nosem. Królewa podeszła do mnie i złapała mnie za moje policzki.

-Jesteś taka blada. Dobrze się czujesz? - spytała troskliwie dotykając rękom mojego czoła.

-Ja tak- odsunęłam się. - Jemu trzeba pomóc i to natychmiast. - wskazałam rękom na korytarz.

-Chwila. - odpowiedziała spokojnie i podeszła do regału z książkami. Chwyciła jedną potężną księgę i ledwo co ją unosząc położyła na stole. Przesuwała szybko kolejne strony zatrzymując się na jednym z rozdziałów. Pochłaniała litery jak wodę co chwila kręcąc głową. Po chwili zamknęła ją i oparła się na ręce. Popatrzyłam na nią z nadzieją, której w jej oczach nie mogłam odnaleźć. - Nie wiem czy się uda. - stwierdziła.

-Musi się udać.

- Jedynym wyjściem jest woda z źródła Oskany, ale...

- Jestem chętna. - wypaliłam od razu i ruszyłam się przygotować.

- Agnes. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. - Po co ci to? On i tak nie ma dużo czasu.

- Ty nie zrozumiesz. - pobiegłam przed siebie. Wparowałam do swojej komnaty i chwyciłam za swoje rzeczy,które były już czyste. Przebrałam się i wbiegłam do stajnie. Chwyciłam byle jakiego rumaka i zasiadłam mu na grzbiecie. Szarpnęłam za uprząż i ruszyłam w drogę.

***

Ona nawet nie zdaje sobie sprawy co narobiła. Arthur teraz w ciężkim stanie leży na łożu śmierci. Jakaś królowa nie znająca się kompletnie na medycynie nawet nie wezwie lekarza,tylko sama próbuję coś wykombinować. Chętnie zabrałbym go do Vrisa, jednak nie mam na to wystarczająco sił. Moje zdrowie jest na poziomie 90-letniego staruszka,który ledwo chodzi. Taka jest cena za wykorzystanie swoich wszystkich umiejętności w jednej chwili. Bardzo boli mnie głowa, pulsujący ból przeszywa moje skronie. Tak ciężko się podnieść. Chciałbym iść odwiedzić Arthura,jednak na prawdę nie mogę się ruszyć. Pozostało mi tylko myślenie. Nie wiem czemu, ale jedna część mnie, chcę ukarać Agnes za to co zrobiła, a druga chce to zostawić w spokoju. Arthur to mój przyjaciel i miał się ożenić z Anną, nie z oszustką. W sumie dobrze,że się z nią nie ożenił,ale ona nas okradła. Teraz w królestwie zapadnie chaos. Królowa i król się nie dogadają,bez tego kamienia. Powstaną zgrzyty i nic dobrego z tego nie wyjdzie. A najgorsze jest to,że nie mogę nic zrobić.

-Jak się czujesz? - do komnaty wkroczyła władczyni Danmarku z kolejną miską wody i z miską jakiejś gorącej cieczy.

- Bywało lepiej. -odpowiedziałem skrzywiając się na ostry zapach wypełniający już cały pokój.

-Wypij to - podała mi do rąk wywar, od którego tak śmierdziało,że odsunąłem go na bok. - Pij. - przyłożyła mi do ust. Jednym susem wypiłem całą zawartość, ocierając rękawem usta z niesmakiem.

- Co to było za świństwo? - wzdrygnąłem się na samom myśl o jego smaku.

- Coś co pomoże Ci się zregenerować. - odparła ocierając moje gorące czoło. Z każdą chwilą czułem się coraz lepiej. Przestało mi być gorąco i mogłem już samodzielnie usiąść.

-Czekaj - zatrzymałem wybierającą się do opuszczenia komnaty kobietę. - Mogłabyś zawołać tą dziewczynę,która była przed tobą? Mm do niej bardzo ważną sprawę.

- Nie ma jej. - odrzekła i wyszła rozlewając przy tym trochę wody. Mogłem się domyślić,że uciekła. Oszustka. Zapłaci mi za to.

***

Zatrzymałam się przed lasem, który przez plotki stał się nawiedzony. Nie wierzyłam w to kompletnie, dlatego bez obaw wkroczyłam w wydeptaną ścieżkę. Szłam przez gęsty las, który nie przepuszczałam ani promienia światła. Dla mnie to idealnie ciemne miejsce. Mogłabym się rozłożyć na trawie i patrzeć na ciemność przed sobą. Jednak miałam zadanie do wykonania. Musiałam odnaleźć to źródełko i zaczerpnąć wody, nic więcej.

Dotarłam do małego zbiornika wodnego w samym środku lasu. Wyjęłam z torby małą buteleczkę, którą wcześniej zgarnęłam z Danmarku. Zaczerpnęłam wody i zatknęłam korek. Nim jeszcze zdążyłam ją schować, woda z czerniała.

-Co jest? - szepnęłam do siebie. Wylałam jej zawartość, opłukałam i zaczerpnęłam ponownie. Znów ta sama sytuacja.

-Myśśślisz,że tak łatwo zdobyć tą zbawienną krople? - z wody wynurzyła się blada nimfa. Była małym stworzeniem, które na pozór było miłe, jednak z nimfami łatwo się pogryźć. Wiła się wokół mojego ciała. - Agnes Pern, co za spotkanie. - wisiała na przeciw mnie i przyglądała się mojej twarzy z największą doskonałością. Wyciągała bladą, żylastą dłoń by dotknąć mojej bladej skóry. Jednak ja uderzyłam ją w ową dłoń, na co ona syknęła pokazując ostry zbiór swoich zębów.

- Nie masz prawa mnie dotykać. -wrzasnęłam na co ona miło się uśmiechnęła.

-Za to ty nie masz prawa brać mojej wody. - wskazała na źródło.

-Muszę mieć tą wodę. Ona może kogoś uratować.

- Hy? Chyba się przesłyszałam. Agnes Pern chce kogoś ratować. - latała nad wodą i śmiała się złośliwie. Nagle stanęła przede mną i dotykała moich włosów. - Coś za coś kochana.

- Czego chcesz? - syknęłam w jej stronę.

- Czego ja chce? Chcę wiele rzeczy, jednak jednej najbardziej pragnę. - odwróciła się w stronę przebijającego się promienia słońca. - Nie chcę już latać. Chcę chodzić. Nie chcę być przeźroczysta, chcę mieć ciało. Chcę być piękna. - gestykulowała każde słowo. - Rozumiesz? - zerknęła na mnie swoimi żółtymi, dużymi oczami.

- Do rzeczy. - powiedziałam zniecierpliwiona.

- Musisz.. - przybliżyła się do mnie. - Z A B I Ć - syknęła cicho do mojego ucha, po czym uśmiechnęła się do mnie pokazując piranie zęby. Uchyliłam lekko usta, nie dowierzając jej słowom. - Tylko jakąś ładną. - zaśmiała się i wbiła się w tafle wody, zostawiając po sobie kółka na wodzie.


Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz