XVIII

150 25 0
                                    

- Witam młodzieńców. - Drzwi chatki otworzyła stara kobieta z laską w ręce. Miała długi,krzywy nos,na którego środku umieszczony był pieprzyk. Jej czarne oczy lustrowały nasze postacie,a usta uśmiechały się i drgały co jakiś czas. Miała skrzeczący głos,którym zaprosiła nas do środka. Nie byliśmy sami. W kącie siedziała urodziwa dziewczyna o kasztanowych włosach i szarych oczach. Jej skóra była blada,a uśmiechnięte usta miały kolor różowy. Prosty nos i wyraźnie widoczne kości policzkowe wpasowywały się idealnie do twarzy. Jednym słowem dziewczyna była idealna. Zgrabne,szczupłe dłonie umieszczone na drutach,falowały podczas jej każdego ruchu. Jej syreni głos wypełniał całą chatkę doprowadzając do snu mnie i Arthura. Byliśmy olśnieni dziewczyną o kobiecych kształtach i falujących włosach podczas jej, jakże delikatnych ruchów. Ani ja,ani Arthur nie spuszczaliśmy wzroku z istoty.
-Moja wnuczka, Katrina - przedstawiła ją kobieta. - Pięknie śpiewa i do tego umie grać na harfie. - poklepała kolano babcia. Wszyscy wzdrygneliśmy się,gdy usłyszeliśmy grzmot. Za oknem błyski i latające liście zasłaniały widoki lasu.
- Zaczynam się bać. - zachichotała Katrina,zasłaniając z gracją usta. Przez śmiech dostałem ciarek na całym ciele. Spojrzałem na Arthura,już nie był zaciekawiony Panną. Prychnąłem po nosem i po raz kolejny upajałem się widokiem dziewczyny.
- Coś do picia wam podam. Nie będę gości o suchym pysku trzymać. - jej skrzypiący głos przez chwilę zagłuszył śpiew Katriny.
Po chwili kobieta wróciła z czterema kubkami wina. Podała mi i Arthurowi i usiadła na miejscu.
- Za to by wreszcie się wypogodziło. - zaczerpnąłem łyk.
- A ty.. Arthurze nie pijesz? - spytała anielsko Katrina.
-Nie. -burknął do dziewczyny. Kobiety spojrzały się na siebie i przesłały sobie nawzajem spojrzenia. Kiwnęły głową j wstały jednocześnie. Moja głowa robiła się ciężka,a oczy same się zamykały. Wreszcie nie wytrzymałem. Usnąłem jak baranek.

***
Na dworze przestało grzmić,wyszłam na świeże powietrze. Pachniało deszczem i spalenizną. Zwróciłam się ku miastu. Zauważyłam liczne szkody,bardzo podobne do szkód w Vrisa. Spojrzałam w górę,lekko zachmurzone niebo. Przez chmury przebijała się fioletowa poświata. Dopiero teraz zrozumiałam,że to nie było zwykłe załamanie pogody.
Biegiem ruszyłam do dziewczynek. Musiałam dowiedzieć się bardzo ważnej rzeczy.

***
Cały obraz był zamglony. Nie mogłem ruszyć rękoma ani nogami. Słowa też nie mogłem wydobyć bo gruby sznur,żgał kąciki moich ust. Głowa kiwała mi się na boki. Z trudem trzymałem ją prosto. Wreszcie gdy mgła w moich oczach rozwiała obraz rzeczywistości dziejącej się na przeciw mnie,oprzytomniałem całkowicie. Na środku pokoju stał kamienny stół,na którym bezwładnie leżał Arthur. Był nieprzytomny. Usłyszałem głosy. Przymknąłem oczy tak,że widziałem wąski obraz,pełen czarnych rzęs.
- Babciu,ale ja nie wiem czy jestem gotowa by to zrobić. - Z żalem przyznała Katrina,która obejrzała się za postacią kobiety.
-Jesteś,jesteś. Musisz to dla mnie zrobić. Nie pamiętasz,kto cię wychował i poświęcał swoją moc? - spytała kąśliwie.
-Pamiętam babciu.
-To do roboty. - wskazała na ołtarz.
Dziewczyna powoli podeszła do królewicza i poprawiła rękę na rękojeści sztyletu. Wytrzeszczyłem oczy i zacząłem się szamotać,by odwrócić jej uwagę. Podczas szarpania się sznur z moich ust spadł, umożliwiając mi dojście do słowa. Katrina oderwała wzrok od jej ofiary i spojrzała na mnie. Wkurzona starsza kobieta wstała gwałtownie i podeszła w moją stronę.

***
-Dziewczynki. - zaczepiłam Ramone i Elizabeth. Obie skierowały na mnie zdziwione spojrzenia. - Macie tu zbiory ksiąg.. zakazanych. - puściłam oczko Elizabeth.
- Mama nie każe tam zaglądać każdemu. - Odpowiedziała Ramona. Siostra szturchnęła ją w bok,na co jej towarzyszka skrzywiła usta.
- Jesteś sztywna jak słup. - zarzuciła jej. - Ja ci pokaże,chodź. - Dziewczynka pociągnęła mnie za rękę i prowadziła wzdłuż korytarza. Zatrzymałyśmy się w piwnicach zamkowych przed małymi spruchniałymi drzwiami. Dziewczynka siłowała się z drzwiami,by jak na gospodarza przystało wpuścić mnie do środka. Chwyciłam za bok drzwi lekko pociągnęłam. Skrzypienie oznaczało uchylanie się drzwi. Dziewczynka spojrzała na mnie złowrogo,a po chwili poprawiła warkocz i w podskokach przeszła przez próg drzwi. Wkroczyłam za nią do szarego pomieszczenia. Zwężając oczy,próbowałam dopatrzeć się takiej samej księgi jaką widziałam w Vrisa. Elizabeth szukała ze mną,podśpiewując piosenkę pod nosem. Z jej każdym krokiem warkocz podskakiwał i opadał.
-O taką Ci chodziło? - spytała szeroko się uśmiechając. Ujęłam w dłoń zieloną księgę i przeczytałam tytuł.
- ,,Wilcze jagody,jako trutka na królewską rodzinę" - podniosłam brwi,spuszczając wzrok na rozpromienioną twarz istotki.
- Na Ramonę. - wyrwała mi ją i odniosła na miejsce. Zaśmiałam się pod nosem i zerknęłam z powrotem na półkę. Palcem przesuwałam po grzbietach książek. Nagle ujrzałam ją ponownie. Chwyciłam i otworzyłam na rozdziale o Vivimorte. W tej książce nie brakowało strony.
Po przestudiowaniu nie wyranej strony,wiedziałam,że te burze i gorące słońce to nie przypadek. Vivimorte żyje.

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz