X

190 25 0
                                    

Obudził mnie zimny wiatr, który wiał przez otwarte okno. Przetarłam oczy i podeszłam do witryny, z której dostrzegłam okropny widok. Na uliczce leżały: deski, narzędzia, owoce i inne rzeczy. To pewnie wynik tej burzy, przez którą większość nie mogła spać. Za to ja spałam jak suseł. Nigdy nie przeszkadzała mi burza z piorunami, wręcz przeciwnie, zawsze ją uwielbiałam. Cieszyłam się na widok nadchodzącej fali czarnych chmur.
Uszykowałam się jak zawsze tak samo. Musiałam jak najszybciej odnaleźć Arthura. Zbiegłam na dziedziniec, który był zapełniony tłumem mieszczan. Na samym środku stał król i uspokajał zrozpaczonych poddanych. Odwróciłam głowę, wzdychając z natarczywości ludu na zamkowym dziedzińcu. W tym samym właśnie momencie zauważyłam Ronalda, który panicznie biegał z wiadrem w tą i z powrotem. W trakcie jednego z jego kursów, udało mi się go zatrzymać. Chłopak ciężko dyszał i z pytającym wyrazem twarzy patrzył na mnie.

-Co tak biegasz w tę i we w tę? - zapytałam trzymając go za barki.

-W nocy zalało piwnicę. Próbujemy uratować zapasy i wylewać z niej wodę. Jeśli się ich nie uda uratować, nie będziemy mieć tyle jedzenia, by zaspokoić króla przez całą zimę. - wyznał prostując się i ściskając rączkę wiadra. Puściłam go za barki i ustąpiłam, na co on znów zaczął biec. Obróciłam się na pięcie zderzając się jednocześnie z torsem jakiegoś mężczyzny. Odbita, leciałam w stronę podłogi, gdy nagle poczułam ciepłe dłonie na mojej tali, podnoszące mnie do góry. Uniosłam głowę i ujrzałam, poszukiwanego przeze mnie Królewicza.

-Ohh szukałam Cię. - Speszona cofnęłam się o krok do tyłu, na co on lekko uniósł kąciki ust. Spojrzał się w stronę dziedzińca i po chwili stwierdził.

- Dlaczego? - Wyprostował się, zaciskając mięśnie twarzy i spuścił wzrok na moją niższą postać.

- Jeśli wczorajsza propozycja jest również aktualna dzisiaj, to bardzo chętnie się zgodzę. - Uśmiechnęłam się uroczo, na co on lekko się zarumienił.

- Niestety dzisiaj chyba nie dam rady. - Podrapał się po brodzie spoglądając na Ronalda, który właśnie przebiegał z kolejnym wiadrem wody. - Muszę iść do mieszkańców i obejrzeć szkody, a później wysłać kogoś by sporządził naprawy. Muszę dbać o swoich przyszłych poddanych.

- A.. rozumiem.. - Zamyśliłam się. -Nie jednak nie. Skoro idziesz tam tylko po to by obejrzeć szkody, a później i tak musisz tu wrócić by wysłać kogoś innego na to samo miejsce zdarzenia, to czy nie łatwiej byłoby wysłać tam go od razu? - Spojrzałam na niego pewnym siebie wyrazem twarzy. W tamtej chwili czułam się taka mądra.Po minie Arthura spekulowałam,że był zdziwiony moim pomysłem ale jednocześnie w myślach przyznawał mi rację,przez co pokiwał lekko głową.

- Twój pomysł jest jak najbardziej przychylny, jednak - spojrzał na ojca, który cały czas uspokajał rozwścieczonych i załamanych mieszczan. - No dobrze. - skinął porozumiewawczo głową. -Na dziedzińcu o 12. Nie uznaję spóźnień.

Zostawił mnie na korytarzu z głową pełną myśli. Pierwszym utrapieniem było to, jak rozegrać rozmowę z Arthurem, by powierzył mi informację gdzie znajduję się klejnot Vivimorte. I jak zmusić go, by mnie tam zaprowadził, lub chociażby nakreślił mi drogę.

Druga zaś sprawa dotyczyła niego samego. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić,że Arthur to całkowite przeciwieństwo Elias'a. ,,Człowieczy Ibis''był osobą, która na pozór sprawiała wrażenie miłej osoby, jednak tak na prawdę był nieszczęśliwy z powodu tego iż jest mutantem, czy chociażby tego,że jest rycerzem. Wtedy, gdy był pod wrażeniem mojej postawy podczas tej niby ''walki'', czułam,że przekazuje mi szacunek. Na pewno był pod moim wrażeniem, a to uważam za wspaniałe pochlebstwo. Wyglądał na prawdomównego człowieka. Kiedy się uśmiechał widziałam w nim szalonego jeźdźca, który gdyby tylko mógł zrezygnować ze swojego przeznaczenia, podróżował by gdzieś po Kanath lub jeszcze poza jego granicami. Natomiast Arthur. Poukładany syn króla, który liczy sobie tylko mądrości zawarte w księgach. Jednak dzisiaj wywarł na mnie ogromne wrażenie. Postawił się zasadom by tylko oprowadzić mnie po zamku. Dla mnie to świetna wiadomość, jednak dla niego wymagało to wielkiej odwagi. Wcale nie wątpiłam,że ją ma, jednak w sprawie dobra królestwa i dla mnie byłaby to ciężka decyzja. Mimo wszystko od niego bije wewnętrzne ciepło, tak jak od jego matki. Jest tradycjonalistą, dlatego bez słowa zgodził się ożenić z Anną. Jednak teraz czuję takie przygnębienie w środku. Bo jeśli on uważa mnie za Anne, a ja jak tylko znajdę klejnot zniknę, to on się wszystkiego dowie. Pozna tą prawdziwą Królewnę z Brathen'u, która może być moim całkowitym przeciwieństwem i pewnie tak jest. Co jeśli go rozczaruję? Wtedy nie będzie już mógł powiedzieć nie i będzie nieszczęśliwy do końca życia.Czy to co teraz czuję jest to uczucie smutku? Czy ja mu współczuję? Czy to może doprowadzić do płaczu? Czemu dopiero teraz odkrywam takie okropne uczucie, czemu!?

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz