III

261 34 0
                                    

Ronald uchylił ciężki drewniane drzwi i przepuścił mnie,bym jako pierwsza przekroczyła próg zamku. Na korytarzu było chłodno i ciemno. Pomywacz zamknął drzwi za sobą i kazał podążać za nim. Szłam w półmroku, wszystko było takie ponure. Idealne dla mojego otoczenia. Na samym końcu korytarzu było widać przebłyski promieni słońca. Nie rozumiałam tego, jak można żyć w takiej jasności, która aż sama razi w oczy. Dlaczego ludzie cieszą się z gorącej gwiazdy zawieszonej na niebie,która daje ciepło? 

Na końcu korytarza były schody. Podniosłam suknię do góry i wdrapywałam się na wyższe piętro. Coraz wyżej słychać było cichą muzykę, która z każdym schodkiem w górę nasilała się. 

-Tu już kończę moje zadanie - Uśmiechnął się Ronald stając na półpiętrze. 

- To gdzie mam się udać? - spytałam. 

-Jeszcze dwa piętra i będziesz na korytarzu królewskim. 

- Bardzo dziękuję -skłoniłam się lekko, na co on odwzajemnił ten gest i udał się w stronę kuchni.  Wchodziłam coraz wyżej. Muzyka dudniła mi w uszach. Dodając do niej głosy i stukanie pantofelków, hałas stawał się nie do wytrzymania. Po dodarciu na korytarz królewski, natychmiast zaczepiła mnie pulchna kobieta, ubrana w szarą suknie z poszarpanym dołem i białym fartuszku zawiązanym w pasie.

-Ooo - złapała się za głowę. - Panienka skąd się tu wzięła? Czekaliśmy na Panienkę. - Pociągnęła mnie na nadgarstek do najbliższej komnaty. Otworzyła ją i wprowadziła mnie, nerwowo układając świeżą pościel. - Gdyby dworni się dowiedzieli.. - rozglądałam się po komnacie. Była taka, czysta,zadbana. 

Na środku stało wielkie łoże z zasłonami. Obok nich stała toaletka. Po bokach stały szafki i szafeczki. Na podłodze rozciągał się czerwony dywan,a ściany były pozawieszane przez wypchane zwierzęce głowy, oraz herb miasta. 

- Ja tu mam spać? - spytałam nadal obracając  się dookoła głową.

- Oczywiście. Czego Królewna się spodziewała? - zerknęła na mnie i wróciła do trzepania wielkich czerwonych poduch. 

-Królewna? - zaciekawiona podeszłam bliżej kobiety. 

- Co Panienka sobie żartuje? Czekaliśmy na Panią już dobre kilka dni, odkąd król William wysłał posłańca do Waszej Wysokości..  Pani ojca. - Otrzepała ręce i wybiegła jak poparzona. Ja usiadłam na łóżku i analizowałam wszystko, co stało się przed chwilą. Oni biorą mnie,za jakąś królewnę, a przecież jestem zwykłą damą dworu. Chwila.. poprawka jestem oszukaną panią dworu. Jeżeli Oni biorą mnie za tą, na którą kompletnie nie jestem przygotowana, muszę się o niej jak najwięcej dowiedzieć. Jak na zawołanie do pokoju wkroczyła znów ta sama kobieta z pełnymi rąk szatami. 

-Tutaj ma Wasza Wysokość suknię na dzisiejszą ucztę,parę ręczników i inne szaty. Dodam,że suknie na dzisiaj uszyła nasza najlepsza krawcowa. - klasnęła w dłonie i z uśmiechem patrzyła się na moją reakcje. Podniosłam suknię i rozłożyłam ją. Była ciemno-czerwona, to mi się tylko w niej podobało. Miała odsłonięte ramiona i białą falbankę,cała była ozdobiona złotymi wzorami. 

-Jest przepiękna - wybełkotałam przez zęby, nieszczerze się uśmiechając. 

-Panienka niech pamięta. Uczta jest o godzinie szóstej po południu. Król nie lubi kiedy ktoś się spóźnia,także radziłabym być przed czasem. Miłej reszty dnia Panienko Quolth. - Służąca wyszła trzaskając drzwiami. Quolth? Nie do końca kojarzyłam..

Jak najszybciej wyszłam z komnaty i kierowałam się na targowisko popytać ludzi tam zgromadzonych. Na pewno będą coś wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że nie wezmą mnie za królewską córkę i nie będą tego traktować na żarty. Szybkim krokiem schodziłam po schodach na wielki korytarz. W jednej z sal grała donośna, biesiadna muzyka. Uchyliłam drzwi i kątem oka spojrzałam w głąb pomieszczenia. Na samym  środku stał gustownie ubrany mężczyzna z wąsikiem pod nosem. Machał ręką w rytm muzyki i przyglądał się parom tańczącym jakiś taniec.Dla mnie to nie było nic ciekawego,dlatego szybko skierowałam się na dziedziniec. Podbiegłam do pierwszej lepszej kobiety siedzącej na ławce z kurą pod pachą. 

-Przepraszam najmocniej, mam ogromną prośbę do Pani. 

-Tak? - spytała skrzeczącym głosem. 

- Wie Pani coś o królestwie Quolth'ów? 

-Jak pani poratuje groszem na ziarno dla kurki, to pomogę. - rzekła parząc się dziwnie podejrzliwie. W Vrisa wszyscy byli mili i uprzejmi. Przynajmniej tak słyszałam. Pomagali, bo to było ich naturalną cechą.  

Bez słowa odsunęłam się od niej i podążałam w stronę drogi. Nagle zatrzymał mnie tłum, skupiający się przy narożniku ulicy. Stanęłam obok nich i oglądałam całe zdarzenie. Tłum wiwatował i krzyczał radośnie. Przez ulice przejeżdżali rycerze na swoich białych koniach.  Ludzie obok krzyczeli, jak się domyślam przydomek osoby z hełmem na którego czubku znajdowały się trzy białe pióra. Nie takie zwyczajne pióra. To było pierze Ibisa, ptaka,który żyje tylko parę dni, a później swoje upierzenie przeznacza komuś kogo wybrał, lub komuś kto go w jakiś sposób uratował. Dla mnie nic specjalnego, jednak dla tych zwykłych mieszczan, człowiek z piórem Ibisa na głowie był bohaterem. 

Przedarłam się przez tłum gapiów i trafiłam do jednej z karczm. Po wejściu do środka od razu można było poczuć nieprzyjemny zapach piwa oraz ziemniaczanej zupy. Przechodząc pomiędzy stołami przyciągałam dużą uwagę pijanych chłopów, którzy krzyczeli niewyraźne słowa w moim kierunku. Chcąc jak najszybciej załatwić tą sprawę, zignorowałam to i podeszłam do drewnianej lady, zaczepiając kobietę lejącą piwo. 

-Przepraszam, czy byłaby Pani tak uprzejma i pomogła mi w jednej sprawie? - zapytałam głośno, ponieważ przez ten szmer i przyśpiewki pijanych ludzi, nie było szans na spokojną pogawędkę. 

- Jak najbardziej - mówiąc to kobieta odwróciła się do mnie przodem. Jej twarz była promienna i blada. Trzymała się za mocno odstający brzuch i spoglądała się na niego  z radością. Widać było,że cieszy się z tego,że na świat nie długo przyjdzie jej dziecko. 

- Czy wie pani coś na temat Quolth'ów? - spytałam uśmiechając się i spoglądając na jej brzuch. 

- Jestem z Barthen'u, grzech by było nie wiedzieć. Król Cedrik i jego żona Hilaria no i nieznośna córka Anna. Król jest bogaty w urodzajne ziemie. To na prawdę bogata rodzina. Jako jedyni hodują smoki. Z reguły Rada Dobra nie jest przychylna dla smoków w dobrej strefie, ale oni się tym nie przejmują. Z ich hodowli są przecudowne okazy... - opowiadała tak jeszcze przez dobry kwadrans, a gdy skończyła przeprosiła mnie i poszła obsługiwać nowych gości. Nagle usłyszałam pięć donośnych dzwonów z wierzy zamkowej. Czas tak szybko zleciał, była już godzina piąta. Stanęłam na równe nogi i jak najszybszym krokiem popędziłam do zamku. 

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz