XVII

137 24 0
                                    

Uszykowałem Roses do drogi i poprosiłam by mój kuzyn zaopiekował się jej źrebięciem. Z trudem opuszczam Vrisa,jednak przyrzekłem sobie, że ta oszustka zapłaci za swoje kłamstwa.

Zasiadłem na grzbiecie Roses i już miałem wyjeżdżać gdy usłyszałem znajomy głos.

-Elias, czekaj jadę z tobą! - obok mnie podszedł Arthur z Nyx'em.

-Zwariowałeś, a królestwo? - wskazałem rękom na zamek.

-Łamię zasady. Chcę zasmakować przygody. - uśmiechnął się niepewnie.

-Niemożliwy jesteś.. Twój ojciec się wkurzy.

-Niech się wkurza. Ja i tak muszę z tobą jechać. - pokręciłem głową nadal nie dowierzając. Chwilę później ruszyliśmy w pościg za Agnes Pern.


***

Słyszałam głosy. Niewyraźnie jednak doskonale wiedziałam,że nie wiszę już na drzewie. Czułam,że ktoś mnie niesie, lub wiezie. Czułam każdą dziurę w drodze, przez co moje ciało unosiło się i opadało. Nie miałam jeszcze sił otworzyć oczu. Tym razem zasnęłam.

Obudziłam się w wielkim łożu umieszczonym w jasnej komnacie, która raziła przez moment w oczy. Rozejrzałam się po owym pokoju, lecz kompletnie nie rozpoznawałam stylu,ani jakichkolwiek cech dzięki którym mogłabym rozpoznać w jakim zamku się znajduję. To był zamek, byłam o tym święcie przekonana. Ten wystrój, jednak nadal trapiło mnie pytanie. Gdzie ja jestem, a co najważniejsze gdzie jest mój środek transportu. Leżąc tak bez ruchu i z zamkniętymi oczami usłyszałam skrzypienie drzwi. Spojrzałam kątem oka w tamtą stronę i ujrzałam dwie małe dziewczęce twarze.

-Chyba się obudziła. - chichotała jedna z nich.

-Wchodzimy? - zapytała druga.

-Ale mama nie kazała. - stwierdziła jedna z nich.

-Nie dowie się chodź.

Dwie małe dziewczynki wbiegły do pokoju krzycząc i goniąc się nawzajem. Nagle odezwał się ukryty ból w głowie. Obie istotki w tym samym momencie wskoczyły na łóżko i śmiejąc się do siebie grały w łapki. Gdy poruszyłam nogami obydwie zastygły i wpatrywały się we mnie.

- Mówiłam,żebyśmy tu nie wchodziły - powiedziała jedna z nich, marszcząc noc.

-Przecież nam nic nie zrobi - odparła druga.

-Gdzie jestem? - spytałam zaspana. Dziewczynki spojrzały się na siebie. Jedna z nich siedziała tak jakby przerażona, a druga uśmiechnęła się.

- Jesteś w Danmarku. Nie pamiętasz nic? - odpowiedziała ta uśmiechnięta.

- A jak się tu znalazłam?

- Nasi słudzy na polowaniu cię znaleźli. - burknęła ta poważna.

-Ja jestem Elizabeth - wypaliła dziewczyna w różowej sukience. - A tu moja nudna siostra Ramona - wskazała rękom na jej towarzyszkę.

-Dziewczynki co wy tu robicie? - zapytał donośny damski głos. Ramona i Elizabeth wyszły z głowami opuszczonymi na dół, a na brzegu łóżka usiadła kobieta z diademem na głowie. - Jak się czujesz? - spytała dotykając mojego czoła.

-Lepiej - odparłam.

-Masz jeszcze ciepłą głowę. Szczęście,że nasi ludzie cię znaleźli. - spojrzała na mnie troskliwie.

-Dziękuję.

- Wiemy kim jesteś. -wyznała, a ja po raz pierwszy miałam odwagę na nią spojrzeć. - Jednak jesteśmy też ludźmi i postanowiliśmy ci pomóc.

- Zaraz wstanę i opuszczę to miejsce, nie musicie się obawiać. - podniosłam się, jednak ona pchnęła mnie z powrotem na łóżko.

- Wydobrzej do końca, po to tu jesteś, a do tego nadchodzi burza, nigdzie cię nie puścimy.

-Ale..

-Nie ma ale, odpoczywaj. - wstała i opuściła moją komnatę.

Podczas burzy przyszły do mnie dziewczynki. Grałam z nimi w gry. Czułam się jak mała dziewczynka. Zazdrościłam im takiego dzieciństwa. Tak jak nie znosiłam małych dzieci, to te dziewczynki akurat bardzo polubiłam.

***

-Burza idzie. - darł się Arthur. Wichura tak się zerwała,że nawet gdzieniegdzie latały gałęzie.- I co teraz?

-Tam jest jakaś chatka. -wskazałem na drewniany domek z którego kopcił się dym.

- Jedźmy tam. - przyznał mi rację Arthur.

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz