Siedziałyśmy sobie razem - ja i moja przyjaciółka Marie Collins - na dywanie w moim pokoju rozprawiając o wszystkim i o niczym. Inaczej mówiąc: typowa babska rozmowa. Albo chociaż prawie.
Albowiem najczęściej rozmawiałyśmy o książkach, szczególnie o "Harrym Potterze". Niby piętnaście lat na karku, ale ta seria książek, odkąd tylko została wydana, zawładnęła prawie całym moim światem.
- Ile ja bym dała, by móc być w Hogwarcie... - powiedziałam rozmarzonym głosem.
- Ty chyba nie dostrzegasz różnicy między fikcją a realem. Halo! Ziemia do May! - Marie pomachała mi ręką przed nosem. - Ja chciałabym być żoną Toma Feltona, ale jakoś nie wyszło... - powiedziała i obie się zaśmiałyśmy. - Jednak gdybyśmy dostały się do Hogwartu, to utarłabym nosa pyszałkowatemu Potterowi!
-Sądzę, że masz zadatki na idealnego Ślizgona - powiedziałam i dostałam od Marie kuksańca w bok.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, marząc. W końcu wstałam, by udać się do lodówki po sok. Nim jednak zdążyłam to zrobić, ziemia zaczęła się trząść pod nogami. Upadłam boleśnie na podłogę.
Potem była ciemność.
***
Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Siedziałam oparta o murek przy dziwnej uliczce. Obok mnie zauważyłam równie skołowaną przyjaciółkę. Spojrzałam na dłonie. Coś było nie tak. wydawały się jakby... mniejsze. Budynki dookoła zaś wysokie.
Wstałam i rozejrzałam się. Dookoła były dziesiątki niesamowicie kolorowych sklepów. W obie strony biegali spanikowani ludzie, noszący peleryny i dziwne, szpiczaste kapelusze.
Ulica Pokątna?
Pod murkiem stały dwie skórzane walizki, natomiast na nich leżały po jednej sakiewce z galeonami i po jednym liście zapakowanym w kopertę. Podniosłam swoją i zamarłam.
To były listy z Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
CZYTASZ
Ta Lepsza Rzeczywistość...
FanfictionMay Jones, piętnastoletnia mieszkanka Londynu, ogromna fanka książek o Harrym Potterze, pewnego zwykłego dnia trafia do świata magii, poznaje swoich największych idoli. Niby cudowny sen, niesamowite szczęście, ale z wiedzą wiąże się wielka odpowiedz...