Cz. V ~ Rozdział III

2.4K 210 86
                                    

W nocy miałam problem ze snem. Wciąż się wiercąc rozmyślałam więc nad kolejnymi planami, a raczej zmieniałam poprzednie ich wersje, wplątując do środka Nathana.

Nad moim uchem Parvati i Lavender wykłócały się z Hermioną co do prawdomówności Harry'ego w sprawie powrotu Voldemorta. Z całego serca współczułam Potterowi, który musiał znosić te nienawistne spojrzenia i niemiłe komentarze. Jedynie garstka osób mu wierzyła.

Rozmyślałam też nad samą postacią Nate'a. Musiał być dość zagubiony, że niemal nic tu nie wyglądało jak wyjęte z filmów. Samo jego nazwisko, Evans, sprawiało, że wracały dawne wspomnienia. To przez nie w sumie się zaprzyjaźniliśmy. Gdy jako siedmioletnia dziewczynka poznałam Nathana, byłam już fanką Harry'ego Pottera, znałam nazwiska reprezentacji Bułgarii i Irlandii z Mistrzostw Quidditcha z 1994 roku i wszystkie inne równie nieistotne dla normalnego człowieka fakty. Polubiłam chłopaka początkowo tylko za jego "magiczne" nazwisko. Po jakimś czasie zrozumiałam oczywiście, że wcale nie jest spokrewniony z Lily i że nie poda mi numeru telefonu do Harry'ego Pottera, jednak więź między nami była już silna i niemożliwa do rozerwania. Pokochaliśmy się jak rodzeństwo, towarzyliśmy sobie w najlepszych i najgorszych momentach życia.

Nie dało się nas też niemal w ogóle skłócić. Były tylko dwa wyjatki: kiedy Nate powiedział, że "Harry Potter" nie jest jego ulubioną książką i jej nie kocha oraz gdy powiedział, że Lupin nie miał syna. Zrobiłam mu na ten temat półgodzinny wykład.

Za każdym razem byłam obrażona na niego na najwyżej pięć minut. W tym czasie był w stanie zdążyć pójść do sklepiku, kupić paczkę żelków i mi ją wręczyć.

Zastanawiałam się, czemu w ogóle tu trafił. Nie był przecież takim fanem Harry'ego Pottera jak Marie czy ja.

Chciałam też już powoli wracać do mojego świata. Nie czułam się w Hogwarcie tak komfortowo, swobodnie...

Myślałam, czy może śmierć w magicznym świecie tego nie przyspieszy. Zawsze chciałam zobaczyć, co by się stało, gdyby Syriusz przeżył. Bo przecież równie dobrze mogłabym kogoś ocalić.

***

Siedzieliśmy w piątkę w Pokoju Wspólnym. Napięcie między Harrym a Nate'em było niemal namacalne (nie bardzo się polubili). Rozmawialiśmy o zniknięciu Hagrida. Ron jak zwykle próbował wyciągać ze mnie jakieś informacje a Hermiona rzucała milionem spostrzeżeń i sugestii.

Akurat gdy dziewczyna podała jedną z nich, koło nas przeszła ciemnowłosa dziewczyna.

Nathan powiódł za nią wzrokiem.

- Niezła.

Szturchnęłam go i wstałam. Podeszłam do niej i wyciagnęłam rękę.

- Gratuluję, Angelino, zostania kapitanem drużyny!

Johnson zdziwiła się.

- Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, ale dzięki...

- Ona niektóre rzeczy po prostu wie. - Ron wtrącił się. - Tego nie zrozumiesz.

- My się nie znamy... - Nate też musiał dodać coś od siebie. - Angelina Johnson? Nathan Evans, niezmiernie miło cię poznać. - Uśmiechnął się szeroko, dziewczyna odpowiedziała tym samym.

Gdyby był bliżej, walnęłabym go w głowę. Ciężką książką. Mocno.

Miałam poważny dylemat, czy mu powiedzieć, że Angelina wyjdzie za George'a.

Johnson przypomniała nam jeszcze o egzaminach wstępnych do drużyny w piątek i poszła do swojego dormitorium.

- To gdzie te testy?... - Nate ożywił się.

Ta Lepsza Rzeczywistość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz