Rozdział III

6.1K 431 22
                                    

  Uczta się skończyła, jednak moja fascynacja tym, co się dzieje została. Jednocześnie się zakłopotałam. Bohaterowie całą serię cierpieli, nie chciałam na to patrzeć, szczególnie, że sama zaprzyjaźniłam się z głównymi postaciami. Jak bardzo ja będę cierpieć?

Od samej ceremonii przydziału mi oraz moim przyjaciołom towarzyszyły ciekawskie spojrzenia. Gdziekolwiek tylko Harry, Ron i ja chodziliśmy, słychać było szepty i plotki. Tak jakby Potter nie był jednym z nich, uczniów, tylko atrakcją w zoo, na którą wskazuje się palcami, jednak za bardzo wzbudza strach podejście do niej. Wytykali palcami jego całego, jego włosy, okulary i bliznę, wbijali w niego wzrok na zajęciach i przerwach, rano i wieczorem.

Cieszyłam się jednak każdym dniem. Nie widziałam przez ten czas ani jednej tak optymistycznej osoby, każda była zbyt przejęta nauką, która, gdy dla nich była mordęgą, dla mnie była zbawieniem. Wpatrywanie się o północy w gwiazdy nie przyprawiały mnie o senność tylko skupienie, tak jak słuchanie historii magii wraz z profesorem Binnsem czy podejmowanie prób transmutacji zapałki w igłę (pestka).

By Harry uniknął zażenowania, gdy tylko było trochę czasu, poduczałam go eliksirów. Starałam się robić to tak często, by ostatecznie on sam, zirytowany, cytował moje zdania, bylebym tylko dała mu spokój.

- Pamiętaj tylko o spotkaniu z Hagridem. Dobrze ci to zrobi. - Uśmiechnęłam się pocieszająco, pytając go o bezoar tuż przed zajęciami z eliksirów.

W lochach było bardzo zimno, a ja nie byłam na to przygotowana i drżałam. Nikt jednak nie ważył się mi pomóc, bojąc się chociażby drgnąć. 

Tak, Severus Snape mimo wszystko wzbudza szacunek

Szczególnie, gdy nie mógł wyżyć się na swoim wrogu numer jeden, który okazał się zbyt przygotowany, by można było go ochrzanić.

***

Do czasu, kiedy na tablicy ogłoszeń zawisła pewna kartka, gryfoni i ślizgoni mieli razem lekcje tylko eliksirów. Jednak mimo wszystko doszły lekcje latania na miotle. Te zajęcia wzbudzały we wszystkich pozytywne emocje, szczególnie w wielkich fanach Quidditcha, którzy jednak byli na granicy zrezygnowania z wymarzonych zajęć, słysząc przechwałki Malfoya, jaki to on jest zdolny, jak lata na miotle i jak doświadczony w tym jest. 

Były też osoby zdenerwowane z innych powodów. Dean Thomas, wolący piłkę nożną, Neville, który nie dotknął miotły nawet kijem - o ironio... Oczywiście ja, czytając o czarodziejach latających na miotłach, marzyłam, by zostać jednym z nich, więc teraz byłam przerażona możliwością, że będę najgorsza oraz Hermiona, wiedząca, że latania nie można nauczyć się z książki. Kiedy tylko mogła, czytała sobie i innym "Quidditch przez wieki", chociażby podczas posiłków, gdy inni dostawali paczki od rodziny, przypominajki i słodycze.

Chciałam coś dostać, musiałam to przyznać, ale od kogo by miał być prezent? Chyba nie od rodziców, skoro oni w 1991 roku nawet się jeszcze nie znali...

***

Na ziemi leżały równolegle dwadzieścia dwie miotły. Na boisko weszli pierwszoroczni gryfoni i ślizgoni, niektórzy ze zszarganymi nerwami, bojący się czegoś nowego. Nerwy zwiększyły się, gdy stanęła przed nami profesor Hooch, taksując nas swoimi żółtymi, jastrzębimi oczami. Bez przywitania przeszła do sedna, kazała nam stanąć przy miotłach, przywołać je i stać w miejscu.

Widocznie jest to wielkie wyzwanie, gdyż nie wszyscy byli w stanie to zrobić. 

Ponieważ Neville już dawno był w powietrzu.

- Złamany nadgarstek - mruknęła pani Hooch trzymając Neville'a za rękę. - No, chłopcze... Nic ci nie będzie, wstawaj. 

Albowiem po Neville'u nie można było się wiele spodziewać, ledwie wzniósł się w powietrze, a stracił panowanie nad miotłą, która zrzuciła go na ziemię i poleciała do zakazanego lasu. 

Ta Lepsza Rzeczywistość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz