Na święta jak zwykle dostałam od pani Weasley sweter i słodycze, od Hermiony książki (jedno z naszych wspólnych hobby, które tak mało osób podziela), od Harry'ego kolejną dawkę słodyczy, a od Rona (sama się zdziwiłam, że już mi wybaczył) książkę o jego ulubionej drużynie Quidditcha. Mimo wszystko wolałam Tajfuny.
W trójkę (bez Hermiony) rozpakowywaliśmy prezenty w pokoju wspólnym Gryffindoru. Nagle pod choinką zauważyłam dwie paczki. Były identyczne: około dwóch metrów długości, niezbyt szerokie, rozrastające się przy jednym z końców. Na jednym był podpis: Harry Potter, a na drugim: May Jones. Szybko zamrugałam.
- Ja... Ja... - zająkałam się i wzięłam prezent. Rozpakowałam go powoli i zamarłam.
To była Błyskawica, nowa miotła, na której mieli grać zawodnicy na najbliższych mistrzostwach świata w Quiddichu.
- Nie wierzę własnym oczom! - powiedział Ron, a jego oczy przypominały kule do kręgli.
Harry również rozpakował swój prezent, taki sam jak mój.
Weszła Hermiona. Zaczęła wypytywać Harry'ego o nadawcę paczki, a że nikt oprócz mnie - a ja nic nie mogłam powiedzieć - nie wiedział, kto to przysłał, zaczęła się niepokoić. Poszłyśmy do dormitorium.
-Ufasz mi? - zapytałam niespodziewanie, na co Hermiona lekko podskoczyła.
- No jasne! Jesteśmy przyjaciółkami!
- To powiem ci coś dla twojego dobra relacji twojej i Harry'ego. Słuchaj uważnie. Nie ma w tej miotle nic niepokojącego, nikt jej nie zaczarował, a przede wszystkim nie Syriusz Black. Przysłał to przyjaciel jego rodziców. - Spojrzałam jej głęboko w oczy . - Wiesz przecież, że nie powiedziałabym ci tego, gdybym nie była pewna, że to prawda. Nigdy cię nie okłamałam.
- No nie wiem... - Zamyśliła się. - To może być niebezpieczne, powinnam to zgłosić...
- I Harry, i Ron się na ciebie obrażą, jeśli to zrobisz. Miotła jest bezpieczna. Nie zrobiłabym czegoś po to, by mój przyjaciel był w niebezpieczeństwie. Wiesz, że taka nie jestem.
Przynajmniej ją udało mi się przekonać. Odpuściła. To naprawdę dziwne, bo z natury nie mam daru przekonywania, o czym można było się przekonać już wcześniej.
Nie zdziwiłam się, gdy przy drugim śniadaniu nie było czterech stołów różnych domów, nie było nawet stołu nauczycieli. Na środku sali stał jeden stół nakryty dla trzynastu osób.
Harry i ja nie mogliśmy doczekać się najbliższego, by wypróbować miotły. Stała u mnie w pokoju oparta o ramę łóżka i po nocach wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Wiedziałam, że było to od tajemniczej osoby, która mnie tu przysłała, ale jednak czułam się niepewnie, miałam wrażenie, że miotła okaże się podróbką albo nagle zniknie.
W przeddzień nowego semestru, gdy wszyscy już wrócili, Wood podszedł do nas przy posiłku:
- Jak tam święta?
- Świetnie! - Do rozmowy przyłączył się Ron. - May i Harry dostali Błyskawice!
- Błyskawice?! Nie! Naprawdę? Prawdziwe Błyskawice?
- No... Tak - powiedział speszony Harry, a ja pokiwałam głową.
Po tej rozmowie przez cały dzień Oliver chodził wielce szczęśliwy i napuszony. Z tego powodu mimo wszystko nie można było uniknąć faktu, że pani profesor dowie się o miotłach. Rozpoczęło się przesłuchanie:
- Od kogo macie miotły?
Harry miał się odezwać, gdy nadepnęłam mu na stopę i odezwałam się:
CZYTASZ
Ta Lepsza Rzeczywistość...
FanficMay Jones, piętnastoletnia mieszkanka Londynu, ogromna fanka książek o Harrym Potterze, pewnego zwykłego dnia trafia do świata magii, poznaje swoich największych idoli. Niby cudowny sen, niesamowite szczęście, ale z wiedzą wiąże się wielka odpowiedz...