Nastała upragniona lekcja obrony przed czarną magią. Nie mogłam jej się doczekać od początku nauki w Hogwarcie. Praktycznie pisnęłam, kiedy profesor Lupin kazał nam schować podręczniki. Inni uczniowie też się ucieszyli, mile zaskoczeni przez nauczyciela.
- Neville, teraz policzę do trzech - powiedział profesor Lupin, celując różdżką w klamkę szafki stojącej po środku klasy, w której znajdował się bogin. - Raz... Dwa... Trzy... Teraz!
Szafka otworzyła się z trzaskiem, a ze środka wyszedł profesor Snape. Ruszył prosto na Neville'a.
- R-riddikulus! - zapiszczał Neville. Severus Snape, zwykle noszący czarną szatę i pelerynę, teraz miał na sobie długą, zieloną, koronkową suknię, na głowie kapelusz z wypchanym sępem, a z jego ręki dyndała czerwona torebka. Wszyscy zaczęli klaskać i śmiać się.
- Parvati! Teraz ty! - Skinął profesor, a zawołana dziewczyna podeszła do przodu na miejsce Longbottoma. Tam, gdzie stał profesor "minus-10-punktów-dla-Gryffindoru", pojawiła się mumia, cała we krwi. Patil wykrzyknęła zaklęcie, a mumia się przewróciła, przez co jej głowa odpadła i potoczyła się na bok. Potem Seamus - szyszymora, Dean - odcięta ręka, Ron - pająk. Nadeszła kolej Harry'ego, jednak szybko się przed niego wepchnęłam i stanęłam oko w oko z boginem. Ten przybrał postać... mojej matki. Trzymała w ręce moją różdżkę, a jej twarz wyrażała rozczarowanie. Szybkim ruchem złamała magiczny przedmiot i odwróciła się.
- Ri-riddikulus!
Profesor ogłosił przerwę.
Obrona przed Czarną Magią stała się ulubionym przedmiotem prawie wszystkich uczniów trzeciej klasy. Inni uczniowie też byli nim zachwyceni.
Następne lekcje z profesorem Lupinem też były ciekawe. Rozmawialiśmy o czerwonych kapturkach, które uwielbiają się kryć w opuszczonych zamkach, o wodnikach kappa i ich ohydnym wyglądzie oraz wielu, wielu innych stworzeniach.
Już coraz rzadziej zdarzało się mi i Hermionie niemalże spotkać z nami z przeszłości. Kilka razy uczniowie zwrócili uwagę na to, że przed chwilą widzieli nas gdzie indziej, ale to było raczej nieuniknione.
Szkoda było mi Hagrida. Bardzo martwił się o Hardodzioba. Na opiece nad magicznymi stworzeniami tylko karmiliśmy gumochłony.
Zbliżał się też sezon quidditcha, więc nasza drużyna ostro ćwiczyła. W pewien czwartek Oliver zwołał zebranie, by przedyskutować tegoroczną taktykę. Prawie płakał, kiedy mówił, że to jego ostatnia szansa na Puchar.
- Mamy trzech wyśmienitych ścigających... - Wskazał mnie, Angelinę i Katie. - ...Dwóch pałkarzy nie do pokonania... - Pokazał na Freda i George'a, którzy zaczęli się szczerzyć jak głupi. - ...I mamy szukającego, który nigdy jeszcze nas nie zawiódł!
Harry zrobił się purpurowy.
- Oliver, ty też jesteś wspaniały - powiedziałam. - Nie martw się, w tym roku wygramy, ja to wiem - dodałam i mrugnęłam do Harry'ego.
Ćwiczyliśmy ciągle, czy to słońce, czy to deszcz. Nieraz wróciliśmy zziębnięci i brudni od błota.
Gdy po jednym z treningów byliśmy z powrotem w pokoju wspólnym, Ron zaczął rozczulać się nad tym, że Harry nie mógł pójść do Hogsmeade. O mnie się nie musiał martwić, jako że w ostatni dzień wakacji pod poduszką znalazłam kartkę ze zgodą i podpisem osoby podającej się za kogoś o moim nazwisku. Hermiona i Ron znów byli w stanie wojny, gdy Krzywołapek rzucił się Parszywka.
Chociaż wróżby profesor Trelawney spełniły się co do joty, Hermiona stała w uparte, że to zbieg okoliczności.
Staliśmy na dziedzińcu, gotowi wyruszyć pierwszy raz do Hogsmeade. W książce było opisane bajkowo, ale i tak chciałam tę magiczną wioskę zobaczyć na własne oczy. Miodowe Królestwo, Kawiarnia Pani Puddifoot, Pub Pod Trzema Miotłami, Gospoda Pod Świńskim Łbem, sklep Zonka...
CZYTASZ
Ta Lepsza Rzeczywistość...
FanfictionMay Jones, piętnastoletnia mieszkanka Londynu, ogromna fanka książek o Harrym Potterze, pewnego zwykłego dnia trafia do świata magii, poznaje swoich największych idoli. Niby cudowny sen, niesamowite szczęście, ale z wiedzą wiąże się wielka odpowiedz...