cz. II ~ Rozdział II

3.7K 294 59
                                    


Gdyby sprzęt elektroniczny działał w Hogwarcie, w szufladzie stolika nocnego miałabym zdjęcie Rona w chwili, gdy otrzymał wyjca. Oraz z przyjemnością wymknęłabym się z Zielarstwa w chwili, gdy opuścił je Harry w towarzystwie Lockharta, by nagrać całe zajście. Musiałam się jedynie zadowolić śmiechem.

- O co chodzi? - zapytała Hermiona, przyglądając mi się podejrzliwie.

- Jeśli Harry będzie chciał, to sam ci powie – ucięłam. Byłam jednak święcie przekonana, że zanim by się nam zwierzył z tych wydarzeń musiałoby minąć trochę czasu.

Dziewczyna naburmuszyła się i nie odzywała do mnie do końca zajęć.

Wcale nie zazdrościłam Harry'emu popularności. Przynajmniej nie aż tak bardzo. Nie musiałam w końcu użerać się z ludźmi pokroju Colina Creeveya, którego równie dobrze można by nazwać „Cieniem Harry'ego Pottera". Był dosłownie w s z ę d z i e gdzie my.

Chociaż współczułam Potterowi, to niemałą satysfakcję sprawiało mi to, jak musiał radzić sobie ze swoim prywatnym, nieproszonym fotografem.

Nie byłam jednak aż tak złą przyjaciółką, więc na przerwie poobiedniej poszłam do gabinetu profesora Lockharta ze specjalną kartką i podjęłam dość ryzykowną próbę podlizania się.

-Jest profesor wspaniałym czarodziejem... Nigdy jeszcze nie spotkałam tak doświadczonego łowcę potworów...

Gilderoy uśmiechnął się, a jego białe zęby wręcz błysnęły. Przełknęłam ślinę.

-Czy... czy w swoim napiętym grafiku znajdzie pan, panie profesorze, chwilę, by to podpisać? Potrzebuję wypożyczyć książkę, by lepiej zrozumieć jeden wspaniały moment z pańskiej książki "Rok z Yeti"... Wykazał się profesor taką kreatywnością, którą takie umysły jak nasze nie są w stanie pojąć... - powiedziałam i podsunęłam pod nos nauczyciela kartkę.

-Oczywiście, doceniam tak pilne uczennice ja ty... - powiedział i bez wahania podpisał się w wskazanym miejscu nie patrząc nawet na zawartość.

Wiem, nie miałam oryginalnego pomysłu, ale był on wyjątkowo skuteczny.

Wzięłam kartkę, wyszłam na korytarz i przeczytałam jej zawartość. Profesor Lockhart właśnie podpisał zgodę na małą wycieczkę do Działu Ksiąg Zakazanych. Oddałam z przyjemnością kartkę pani Pince i otworzyłam metalową bramkę.

Chwilę krzątałam się między książkami, aż znalazłam to, czego szukałam. „Najsilniejsze Eliksiry".

***

Nie dało się uniknąć na treningu Quidditcha Colina ani ślizgonów, jednak spróbowałam Ronowi pomóc uniknąć... śliskiego problemu. Nie poszło to dosłownie po mojej myśli, bo Ron i tak rzucił czar, ale przynajmniej Draco również po treningu pluł ślimakami na prawo i lewo. Ślizgon, spanikowany, pobiegł do skrzydła szpitalnego, a zarówno reszta zawodników Gryffindoru, jak i Slytherinu, musiała ćwiczyć na zaledwie połowie boiska. Hermiona co sił w nogach pobiegła do dormitorium, ponieważ jak bardzo do tego próbowałam nie dopuścić, tak bardzo nie mogłam powstrzymać nazwania przyjaciółki szlamą. Jak nie Draco, to ktoś inny. A dokładniej Marie.

Nie musiałam już w sumie udawać, że jej nie znam. Bo t a k i e j jej nie znałam. Zraniło mnie to tak, jakby wypowiadała te słowa do mnie. Przecież praktycznie my też byłyśmy. Marie i ja. Gdy powtórzyłam sobie potem to słowo na głos wydawało się obce i odległe, jakby nie miało ze mną nic wspólnego.

Pewnie dlatego, że tak naprawdę nawet nie byłam czarownicą.

Obie zgodnie trzymałyśmy się od siebie z daleka, chociaż byłam niemal pewna, że nadal będzie próbowała mnie skłonić do płynięcia z nurtem historii.

Ta Lepsza Rzeczywistość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz