MAIA
Wyjęłam z torebki klucze od domu. Szybko otworzyłam drzwi i gdy znalazłam się w środku oczywiście czekał na mnie ojczym.
- Dłużej nie dało się być na tych zakupach? - zapytał.
Przestraszona natychmiast schowałam różę od Justina za plecami. Nie przemyślałam tego co wcześniej powiedziałam.
- Czy ja czuję męskie perfumy? - zaczął się robić coraz bardziej podejrzliwy.
- Może to twoje? - wtrąciłam nerwowo.
- Nie używam takiego zapachu. Maia, z kim byłaś?
Szybko pobiegłam do swojego pokoju. Wstawiłam trochę zwiędnięty kwiat do wody, wtedy poczułam za sobą oddech Josha. Odkręciłam się niepewnie.
- Co? - spytałam zdziwiona.
- Maia, z kim i gdzie byłaś dzisiaj wieczorem? - zachowywał się jak zwykle okropnie.
- Z kimś i gdzieś! - podniosłam ton głosu.
- Gówniaro, mów, a nie się głupio bawisz! - wykrzyczał łapiąc mnie mocno za ramiona.
- Josh! Przestań natychmiast! - mama uratowała mi życie.
Ojczym wyszedł z mojego pokoju, a ja z trudem powstrzymywałam łzy. Rodzicielka podeszła do mnie i przytuliła mocno do siebie.
- Powiesz mi z kim się spotkałaś? - spytała szeptem, gdy usiadłam na brzegu łóżka.
- Nie, to nie jest wasza sprawa. - pokręciłam przecząco głową i starałam się ignorować obecność matki w pokoju.
Gdy w końcu zostałam sama mogłam w spokoju iść się odświeżyć i przebrać w piżamy.
Położyłam się na łóżku i powoli zasypiałam, kiedy rozbudził mnie dźwięk przychodzącego smsa."Następna randka będzie bardziej ekstremalna."
Domyśliłam się, że to wiadomość od Justina, więc zapisałam jego numer telefonu w pamięci komórki.
"Randka?!"
Mimowolnie na twarzy pojawił mi się uśmiech.
"Randka... a myślałaś, że to przyjacielskie spotkanie? Buziak tylko to potwierdził:) Haha, spokojnie, żartuję. Bardzo cię lubię."
JUSTIN
Tylko otworzyłem oczy, a na parterze słychać było kłótnię. Próbowałem jakoś zakryć uszy poduszką, ale szło mi to na marne. Wstałem podirytowany i leniwie zszedłem po schodach. Stanąłem na przedostatnim stopniu i popatrzyłem na rodziców w trakcie ich interesującej kłótni na mój temat. Chyba nawet nie zauważyli, że ich słucham, bo kontynuowali wymianę zdań w salonie.
- To nie jest normalne, żeby on się tak zachowywał. - powtórzył któryś raz z kolei ojciec.
- Nic na to nie poradzimy, spieprzyłeś sprawę z jego wychowaniem. Wywaliłeś go z domu i wykreowałeś sobie świetne dziecko! - słyszałem szlochanie mamy.
- Oh jasne, to moja wina, że całe dnie siedziałaś w firmie i nie miałaś nawet chwili żeby pobawić się ze swoim synem! Przecież kiedy był mały to nawet nie wiedział jak wygląda jego matka!
- Zamknij się!
- Kobieto, ty jesteś nienormalna. Spójrz tylko na siebie! Nie śpisz po nocach, bo pracujesz, wracasz późno do domu, bo pracujesz i jeszcze teraz zachciało ci się bawić w adopcję dziecka!
- Nie rozumiesz, że chcę żeby miał kto przejąć w przyszłości firmę?! Justin tego nie zrobi, on ledwo zdał liceum! Jest naszą porażką! Myślałam, że się może zmienił w więzieniu!
- Jesteś naiwna, tacy jak on nigdy się nie zmienią!
Tak... bardzo miło się poczułem... Byłem wściekły, chociaż dobrze już wiedziałem, ze rodzice mnie nie kochają. Od zawsze byłem dla nich "porażką". Wróciłem do swojego pokoju i ubrałem się w sportowy strój. Poczekałem trochę, aż zostałem w domu sam. Znaczy... praktycznie sam, bo przecież mieszkała tu też nasza gosposia. Współczuję jej, że ma do czynienia z taką chorą rodziną.
Zbiegłem do piwnicy, do siłowni. Musiałem wyładować złość. Zrobiłem krótką, ale dokładną rozgrzewkę, po czym zawiązałem na dłoniach bokserskie bandaże. Zrzuciłem z siebie spoconą koszulkę i zaczesałem ręką włosy do tyłu. Nie szczędziłem energii na dużym worku treningowym, był moim najlepszym przyjacielem w takich chwilach.
W pewnym momencie straciłem siły na wszystko. Usiadłem na podłodze głęboko oddychając. Miałem ochotę się rozpłakać, ale szczerze to nawet nie potrafiłem. Otarłem pot z twarzy i zacząłem się zastanawiać co ja w ogóle robię na tym świecie skoro nikt mnie nie chce. Nikt mnie nie kocha, nikt się mną nie interesuje... Jestem tylko pieprzonym, rozpieszczonym dzieciakiem, którego życie porządnie kopnęło w dupę.
Moją jedyną zaufaną osobą była Maia, chociaż byłem pewien zdecydowanie większych uczuć do jej słodkiej osoby. Była taka delikatna i nieśmiała. Sposób w jaki mówiła, jak wszystkie słowa dokładanie kompletowała w zdania... mogłaby szeptać mi co wieczór do ucha, abym szybciej zasnął. Chciałbym mieć ją tylko dla siebie. Chciałbym ją całować, przytulać, zabierać ją na długie spacery, wygłupiać się przy niej...Chciałbym żeby była szczęśliwa ze mną, ale przecież ja jestem tylko potworem. Kompletnie do niej nie pasowałem. Ona potrzebuje kogoś, kto zapewni jej spokój, kto będzie ją kochał bezgranicznie i jej nigdy nie skrzywdzi. Nie mogłem jej tego zagwarantować, nie jestem już normalnym człowiekiem. Zniszczyłem siebie, więc musiałem pozostać sam sobie.
Wystarczyło jedno spojrzenie na nieprzytomną dziewczynę, a wtedy coś uderzyło prosto w moje serce.
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...