JUSTIN
Ulokowaliśmy się w naszej "bazie". W środku lasu... pod ziemią. Nie dało się ukryć, że kręcą mnie takie klimaty, ale nigdy nie sądziłem, że serio coś takiego zobaczę na własne oczy.
Nasza robota była nielegalna, a czułem się jakby to co najmniej była misja wojskowa i znajdujemy się właśnie w jakiejś tajnej bazie.
Przyjemny chłód przeszywał nasze ciała. Szliśmy w ciszy przez długi, wąski korytarz. Oprócz uderzeń naszych butów o betonową podłogę, słyszeliśmy ciche przeklinanie pana Carter.- Coś się stało? - zapytałem dyskretnie, odkręcając się w stronę mężczyzny uderzającego dłonią w swój telefon.
- Clarie dzwoniła dużo razy, nie ma tu zasięgu, a pewnie coś się stało.
- Na pewno wszystko jest w porządku, oddzwoni pan do niej jutro. - widząc drzwi "gabinetu" naszego zleceniodawcy, wszyscy ustawiliśmy się w dwuszeregu.
Ojciec Mai zapukał do stalowych drzwi. Otworzyły się jakby same, chociaż tak naprawdę zrobił to jeden z ludzi gustownie ubranego kolesia, siedzącego za biurkiem. Dokładnie tak samo wyglądał pan Carter, gdy umówił nam spotkanie w sprawie "porwania" jego córki.
Uśmiechnął się unosząc tylko jeden kącik ust.
MAIA
Nie mogłam zmrużyć oka przez całą noc. Wierciłam się na łóżku, przekręcałam z boku na bok. Nie tylko ja cierpiałam na bezsenność. Jednej z kobiet, z którymi dzieliłam salę na oddziale ginekologicznym, zbliżał się termin rozwiązania ciąży. Non stop czytała gazety lub przeglądała coś w swoim telefonie. Udawałam, że śpię. Nie chciałam nawiązywać z żadną z nich kontaktu. Nie czułam się "jedną z nich", nie wierzyłam, że zaszłam w ciążę. Rozmyślałam co zrobię, kiedy Justin wróci do domu, kiedy tata zobaczy swoją "ukochaną córeczkę" z brzuchem, kiedy dziecko przyjdzie na świat, jak będzie wyglądał poród. Ale... myślałam też nad aborcją, nad oddaniem maleństwa do adopcji. Cały temat ciąży mnie przerastał. Byłam przecież jeszcze dzieckiem, miałam 21 lat... Nieskończony college, brak poważnego wykształcenia, które pozwoliłoby mi utrzymać rodzinę... Płakałam, jeśli nie w łazience w kabinie, to pod kołdrą.
Nadszedł w końcu nowy dzień. Słońce raziło mnie w oczy, więc przekręciłam się na drugi bok i zobaczyłam pielęgniarkę roznoszącą śniadanie i leki. Zemdliło mnie już na sam zapach jakiejś kaszki, a na widok było już gorzej. Wcisnęłam w siebie niewielką ilość posiłku, ponieważ musiałam wziąć lekarstwo. Z trudem powstrzymywałam się przed zwróceniem wszystkiego na pościel.
Odświeżyłam się jakoś, a kiedy wróciłam przy swoim łóżku zobaczyłam Clarie poprawiającą moje rzeczy w szafce.
- Cześć Maia, przyniosłam ci czyste ubranie i coś do jedzenia. - pokazała mi wszystko, po czym usiadła na krześle.Ułożyłam się wygodnie na łóżku żeby zminimalizować jakoś nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu.
- Czemu cię tutaj przenieśli, lekarz powiedział mi wczoraj telefonicznie, że jesteś na innym oddziale, ale czemu ginekologiczny? - popatrzyła na moją rękę masującą przez kołdrę brzuch. - To jest to, czego się spodziewam?
- Zależy czego się spodziewasz... -szepnęłam spuszczając ze wstydu swój wzrok.
- Kochana, gratuluję. - uśmiechnęła się szeroko unosząc mój podbródek. - Justin wie?
- Nie, Clarie, ja się poważnie muszę zastanowić nad wszystkim. Ja nie wiem czy dam radę. - łzy cisnęły mi się do oczu, więc uciekałam wzorkiem na boki.
- Nad czym masz się zastanawiać Maia? W twoim ciele rozwija się nowe życie, powinnaś być z tego dumna!
- Przecież ja tego nie planowałam z Justinem. Wpadliśmy. - starałam nie zapłakać się na śmierć. - On mnie zostawi, przecież co za chłopak w jego wieku chciałby zostawać tatą.
-Słońce, musicie o tym porozmawiać.
- Ale nie teraz, kiedy wyjechał... Nie mogę, po prostu... nie dam rady. - słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.
- Spokojnie, przemyślisz to sobie i kiedy będziesz gotowa, to mu powiesz. Jeśli cię kocha to przyzna się do maleństwa i ci pomoże.
- Ale proszę cię, nie mów im nic, ani jemu, ani tacie. Zrobię to sama. - załapałam ją mocno za ręce, na co posłała mi czuły uśmiech.
JUSTIN
Do pokoju, który zajmowałem w wynajmowanym przez nas małym domu, wszedł ojciec Mai.
- Mówiłem, że coś się stało. Maia jest w szpitalu, podobno jakieś zatrucie miała. Clarie mówi, że już wszystko dobrze i wracają do domu.
Przez chwilę poczułem jak staje mi serce, ale kiedy wszystko się wyjaśniło, że z dziewczyną wszystko dobrze, uspokoiłem się. Coś tam jeszcze mówił, ale ja zamiast jego słuchać wybrałem numer do szatynki.
- Halo? - usłyszałem jej zmęczony głosik.
- Hej skarbie, chciałem zapytać jak się czujesz? Już wszystko dobrze?
- Tak, już dobrze. Trochę jeszcze mnie boli głowa, ale to powinno przejść za jakiś czas. Jestem już w domu.
- Chciałbym teraz z tobą być, tęsknię. - zaśmiałem się cicho wyobrażając sobie, że jestem obok dziewczyny.
- Ja za tobą też. - westchnęła smutno.
- Niedługo wrócimy, zobaczysz, szybko wszystko minie.
- Ehh, no tak... - szepnęła. - Uważaj na siebie, proszę.
~~~
Drobnymi krokami zbliżamy się do końca tej historii. Obiecuję, że jej zakończenie nie będzie nudne:)
Czekam na wasze komentarze i gwiazdki!
Chciałabym wam już teraz życzyć świetnej zabawy w Sylwestra, ponieważ następny rozdział pojawi się już w Nowym Roku! Przygotowaliście już swoje postanowienia?
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...