MAIA
Pobudki do szkoły nie są już takie piękne jak te w dni wolne. Fakt faktem... byłyby przyjemniejsze gdybym mieszkała w kampusie z przyjaciółmi, ale w ostatnim momencie ojczym wycofał mój wpis o przyjęcie i jak zawsze będę musiała dojeżdżać na uczelnię z mojego domu.
Znowu ominą mnie wszystkie imprezy, spotkania itp.Ubrałam się w krótką, delikatnie rozkloszowaną, czarną sukienkę z rękawem 3/4. Na nogi założyłam tego samego koloru klasyczne szpilki.
Umalowałam się troszkę mocniej niż na co dzień i standardowo spięłam włosy w wysokiego kucyka.- Zawiozę cię. - powiedział Josh od razu w chwili, gdy znalazłam się w kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie.
- Nie trzeba, mam metro. - odpowiedziałam ponuro.
- Za dziesięć minut przy samochodzie. - uśmiechnął się miło znikając za drzwiami frontowymi.
Nie wiem co go tak cieszyło, jeszcze kilka dni temu wyzwał mnie od dziwki, a teraz już jestem jego kochaną pasierbicą.
Zjadłam szybko niewielkie jabłko sprawdzając pilnie godzinę.
Po chwili jechałam już z ojczymem na uczelnię, gdzie miał rozpocząć się rok akademicki.- Powodzenia! - krzyknął radośnie, gdy trzasnęłam ostentacyjnie drzwiami auta.
Żwawym krokiem ruszyłam w stronę schodów do dużego budynku, tam mieli czekać na mnie przyjaciele, ale z tego co widziałam... chyba mnie wystawili. Rozejrzałam się spokojnie wokół siebie i chwilę czekałam wykonując po kolei do każdego z nich telefony. Miałam ochotę się rozpłakać ze stresu, byłam kompletnie sama, a dookoła mnie chodzili wszyscy w mniejszych lub większych grupkach. Wzięłam kilka głębokich oddechów i widząc zbliżającą się pełną godzinę weszłam do środka i zaczęłam się kierować do ogromnej sali, która stopniowo zapełniała się studentami. Zajęłam wolne miejsce uśmiechając się nerwowo do każdej osoby, z którą wymieniłam spojrzenie.
- No Maisha, w końcu cała i zdrowa! - nagle obok mnie pojawili się André, Vanessa i Rose, którzy zaczęli gadać jak najęci zapominając o całym świecie.
- A jak twoje wakacje? - zapytała w końcu zaciekawiona jedna z moich przyjaciółek, gdy już moi towarzysze skończyli opowiadać swoje wakacyjne historie.
- Widzę, że było trochę szalenie... - czarnoskóry chłopak dyskretnie dotknął swojej szyi sygnalizując, że zauważył malinki na mojej skórze.
Zarumieniłam się mimowolnie i starałam się zasłonić to jakoś włosami.
Chcieli już wyciągać ode mnie wszelkie informacje, ale dokładnie w tym samym momencie rozpoczęła się ceremonia. Później już tylko typowe, nudne przemowy...- To będzie świetny rok, tyle pięknych dziewczyn! - André nie ukrywał swojego zachwytu przechodzącymi co chwilę obok niego dziewczynami, które również wiodły za nim wzrokiem.
- Będziesz jutro na spotkaniu zapoznawczym? - zapytała Rose.
- A to nie jest przypadkiem tylko dla mieszkańców akademika? - dopytałam stawiając powoli nogę za nogą nie chcąc kończyć rozmowy z przyjaciółmi.
- No coś ty, wszystkie pierwszaki się spotykają!
- Może wpadnę. - uśmiechnęłam się miło wychodząc jako pierwsza za bramę.
Na parkingu dostrzegłam znajomą mi osobę, jednak nie byłam pewna co do jej tożsamości. Idąc dalej w towarzystwie moich najlepszych kumpli zerkałam na chłopaka stojącego przy sportowym samochodzie z niewielkim bukiecikiem kwiatów w dłoni. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie w moją stronę, od razu poznałam jego ciemne oczy.
Zostawiłam bez słowa zajętych dyskusją znajomych i szybkimi, drobnymi kroczkami podbiegłam do Justina.
- Hej kochanie. Pomyślałem, że może będę mógł umilić ci dzień i przyjadę po ciebie po rozpoczęciu. To dla ciebie. - wzięłam w dłonie kolorowe, pachnące kwiaty dziękując szatynowi przelotnym pocałunkiem w usta. - Wyglądasz ślicznie, jak zawsze.
Uwielbiałam kiedy prawił mi komplementy, czułam się wtedy bardziej dowartościowana, a poza tym zawsze przyprawiało mnie to o przyjemny dreszczyk.
Justin przysunął mnie bliżej siebie i zadowolony spojrzał na moją szyję.- Nadal nie zniknęło. - zaśmiał się zagryzając wargę. - Przepraszam, ale byłem wtedy cholernie napalony na ciebie.
- Przestań, ludzie się patrzą! - z szerokim uśmiechem na ustach uciekałam od namiętnych pocałunków chłopaka.
- Niech się patrzą i podziwiają jak bardzo cię kocham!
ANDRÈ
- Co ona odpierdala?! - przymrużyłem oczy, żeby upewnić się, czy chłopak z którym całuje się moja przyjaciółka jest tym kogo się spodziewałem.
- O co ci chodzi? To słodkie, że w końcu kogoś znalazła. Nigdy nie miała szczęścia ze znalezieniem chłopaka. - uśmiechała się Rose robiąc im z ukrycia zdjęcia.
- Znam tego typka.
- No i co w związku z tym? - zapytała zdziwiona Vanessa.
- Kolega mojego starszego brata chodził z nim do klasy w liceum. Co chwilę miał inną idiotkę przy boku, rozprowadzał narkotyki i innych śmieci tego typu, woził się odpicowanymi samochodami i bawił się w miejskie wyścigi. Napadał na sklepy, niewinnych ludzi. Bieganie z bronią w dłoniach i kominiarką na twarzy to jego pasja. Nie słyszałyście o aferze z pobiciem tego milionera?
- To on? - obydwie dziewczyny wytrzeszczyły szeroko oczy i raz patrzyły na mnie a raz na zadowoloną parę.
- Dziwię się, że nie siedzi już w więzieniu. Powinien tam zgnić, ale miał szczęście, że nie dowiedzieli się o jego "gangu", szmaciarz... - burknąłem pod nosem.
Martwiłem się o Maię, jakim cudem ona go poznała i czemu mu tak łatwo zaufała. Kiedy sobie myślę, co on może jej zrobić albo co już zrobił to przechodzą mnie ciarki. Dziewczyna robi błąd i to bardzo poważny.
Trzeba by ją jakoś ostrzec, ale jak skoro ona jest zakochana? Będzie zapatrzona w niego jak obrazek, a nasze zdanie nie będzie miało dla niej żadnego znaczenia.~~~
Potrzebuję dobrych pomysłów, aby pisać dalej to fanfiction, ale niestety mi ich brakuje. Mam nadzieję, że wena szybko mi wróci i nie będę musiała zawieszać historii.
Dziękuję za wasze gwiazdki i komentarze, to bardzo mnie motywuje do działania!
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...