- Maia. Zaraz wyjeżdżamy. - usłyszałam spokojny głos Justina nad swoim uchem.
Natychmiast wyrwałam się ze snu. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Justin stał pochylony nade mną, opierając się rękoma na łóżku.
- Miałam nadzieję, że to wszystko to okropny koszmar. -westchnęłam.
- Słabo wyglądasz. - szatyn dotknął dłonią mojego czoła, odgarniając z niego wcześniej luźne kosmyki włosów.
- I tak się czuję. - burknęłam leniwie podnosząc się z łóżka.
Poczułam natychmiast odruch wymiotny, odezwało się wigilijne dwanaście potraw. Byłam cała opuchnięta i wypompowana z sił po wczorajszym płakaniu w kącie.
Ubrałam na siebie jakiś szlafroczek i szybko się odświeżyłam. Zeszłam na dół w momencie, gdy chłopcy zanosili już bagaże do taksówek. Popatrzyłam tęsknym wzrokiem na Justina, który był jakby trochę nieobecny.- Dobra, pora odjeżdżać. - zapowiedział tata, więc Bieber natychmiast podbiegł do mnie i mocno się przytulił.
- Nie chcę cię zostawiać. - szepnął mi do ucha.
Czułam jego szybko bijące serce. Pożegnałam się z nim czule, później z ojcem i resztą. Odjechali, a ja upadłam bezsilnie na zimną posadzkę. O dziwo nie dlatego, że miałam ochotę ponownie zalać się łzami, tylko mój organizm płatał sobie jakieś figle.
Clarie słysząc głośny huk natychmiast do mnie przybiegła.- Maia, co się dzieje?! Hej, słyszysz mnie?! Maia?! - kobieta nerwowo starała się mnie ocucić.
Widziałam co się dzieje, ale kompletnie nie kontaktowałam. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa, a jej głos słyszałam jakby rozchodził się echem w mojej głowie. Później już tylko rozmazywał mi się obraz, a gdy się obudziłam, leżałam okryta kocem na łóżku w karetce. Popatrzyłam na obce twarze ratowników medycznych i na zmartwioną Clarie siedzącą obok mnie.
- Co się... - wypowiedziałam wyczerpanym głosem, ale przerwała mi.
- Cicho, wszystko dobrze. - wymusiła uśmiech na twarzy, po czym spokojnie zamknęłam ciężkie powieki.
Trafiłam na SOR. Tam, mimo atmosfery świątecznej panującej w całym mieście, nie było ani grama radości czy spokoju. Lekarz zbadał mnie ogólnikowo, zadał proste pytania, zlecił badanie krwi i widząc moją osłabioną, bladą twarz, zadecydował, że zostanę w szpitalu.
- Starałam się dodzwonić do taty, ale chyba są już w samolocie. - powiedziała Clarie idąc przy moim łóżku.
- Nie, nie mów im nic. - powiedziałam stanowczo, jednak nie brzmiało to tak, jak planowałam. - Nie chcę martwić taty i Justina. To tylko osłabienie, dostanę leki i mi przejdzie.
Godzinę po całym incydencie przyszła do mojej sali pielęgniarka, aby pobrać mi krew. Dostałam kroplówkę i śniadanie. Oprócz tego zjadłam jeszcze smakołyki kupione przez macochę, ale niedługo później wszystko znalazło się na podłodze i salowa musiała sprzątać moje wymiociny.
- Może czymś się wczoraj zatrułaś? Widziałam, że dałam za dużo przypraw do tej ryby. - Clarie na siłę obwiniała się za mój stan, a ja nie miałam siły się z nią o to kłócić.
Po południu czułam się trochę lepiej. Cisza, jaką miałam na sali, której z nikim nie dzieliłam dobrze mi zrobiła. W pewnym momencie wszedł lekarz, a widząc mnie, ubraną w cienką piżamę przy otwartym oknie z kubkiem mięty polecił natychmiast abym usiadła na łóżku.
- Mam już pani wyniki badań.
JUSTIN
Nie potrafiłem skupić się na żadnej rozmowie, na dosłownie niczym. Patrzyłem się cały czas w ekran swojego telefonu na zdjęcie Mai. Byłem ciekawy co u niej słychać, czy wszystko w porządku... Nie docierała do mnie informacja, że jadę w miejsce, z którego mogę już nie wrócić. Bałem się tej myśli. Na siłę wmawiałem sobie, że będzie dobrze. Nie chciałem, żeby wszystko się posypało, nie teraz.
MAIA
Usiadłam na łóżku odstawiając kubek z ciepłym napojem na szafkę. Lekarz mówił jakieś formułki, tłumacząc mi co się dzieje z moim organizmem, ale ja nawet najkrótszego zdania nie potrafiłam zrozumieć.
- Osłabienie, wymioty to dość typowy objaw w pani stanie. - zakończył długi monolog.
- "Moim stanie"? - zapytałam zdziwiona.
- Gratuluję, jest pani w ciąży. To będzie trzeci lub czwarty tydzień, ale wszystko dokładnie oceni lekarz ginekolog.
Czułam tylko jak przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Dłonie drżały mi nietypowo, kiedy chciałam nimi poruszyć. Ruszyłam tylko myślami wstecz obliczając czas od gwałtu. Modliłam się, aby to nie było dziecko Andre, tego bałam się najbardziej. Druga rzecz, która zaprzątała moje myśli to co na to Justin. Dopiero wyjechał, wróci za kilka miesięcy i zobaczy swoją dziewczynę z brzuchem. Przecież mu teraz nie powiem o ciąży, nie, gdy jest z nim mój ojciec... Mają przecież ważniejsze sprawy od zamartwiania się ciężarną...
Ciągle liczyłam, że to pomyłka albo jakiś koszmar, z którego zaraz się wybudzę i będzie po wszystkim. Byłam ciągle zamyślona, czekałam na ponowne odwiedziny Clarie, które miały być jutro. Ona jest jedyna osobą, której o tym mogę powiedzieć.~~~
Okej kochani, postanowiłam, że wracam. Zepnę poślady i zabiorę się do pisania już od tego momentu, póki mam wolny czas i chęci na dokończenie tego fanfiction. Trzymajcie za mnie kciuki, ale żebym trzymała się przy swoim postanowieniu przyda mi się motywacja z waszej strony. Komentujcie, gwiazdkujcie, czytajcie!:)
P.S. Myślę nad drugim ff, ale to już na spokojnie. Niczego nie obiecuję:)
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...