JUSTIN
Zjadłem z rodzicami kolację. Patrzyli się tak dziwnie, znaczy... zawsze zachowywali się przy mnie sztucznie, ale dzisiaj to już przeszli samych siebie.
- Justin, jutro będziemy mieli gościa. Przygotuj się odpowiednio. - powiedziała mama, gdy tylko wstałem od stołu bez słowa.
- Kto przyjeżdża? - zapytałem obojętnym tonem głosu.
- To będzie, hm... pewnego rodzaju niespodzianka. Ubierz się po ludzku, będzie o 15.
Skinąłem spokojnie głową, po czym pobiegłem na najwyższe piętro domu. Wszedłem do zaciemnionego, małego pomieszczenia, w którego dachu ukryte były schody.
Odnalazłem to miejsce kilka dni temu, kiedy rozwieszałem pranie.
Niby zwykły strych, ale przez jedno z okien można było wejść na płaską część dachu. W oddali można było dostrzec wysokie wieżowce w centrum miasta, a co najważniejsze był tutaj spokój.
Usiadłem na brzegu spuszczając nogi swobodnie w dół. Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i po raz kolejny zadzwoniłem do Mai. Nadal ta sama popieprzona wiadomość z sekretarki. Pisałem do niej na facebooku, ale nawet tam nie czytała moich wiadomości. Co dopiero mówić o skype.Nie wiedziałem, że ta informacja, o "starym Justinie" tak bardzo zmieni jej nastawienie do mnie.
A może to nadal jest wina ojczyma, który mnie po prostu nienawidzi?- Maia, proszę cię! Przecież pomiędzy nami było wielkie uczucie... - powiedziałem do telefonu, kiedy automat powtarzał jedno zdanie w kilku językach.
Wzdychając ciężko położyłem się na ogrzanym metalu i założyłem ręce za głowę. Zamknąłem na chwilę oczy, ale już moment później komórka zaczęła dzwonić. Z nadzieją, że to szatynka natychmiast odebrałem nie patrząc już na nazwę kontaktu na wyświetlaczu.
- Maia?! - praktycznie krzyknąłem uradowanym głosem.
- Zejdź z tego dachu samobójco. Pokłóciłeś się z dziewczyną? Bo nie wydaje mi się, że mam tak na imię. - w słuchawce usłyszałem charakterystyczny śmiech Johna, na który natychmiast odpowiedziałem tym samym gestem. - Schodź do nas, idziemy na piwo.
- Nas? - zapytałem zdziwiony.
- No wiesz... nasza ekipa.
Po chwili zastanowienia się nad wyjściem z "kumplami" ruszyłem do drzwi frontowych. Bez słowa wyszedłem z domu.
Pod bramą zauważyłem ciemno ubraną grupę kolesi. Finn, Chris, Victor, John i Bryan. Nawet nie zauważyłem, jak bardzo do nich pasuję. Popatrzyłem na nich a oni na mnie, jakby trochę z niedowierzaniem, że stoję naprzeciwko.- Dobrze, że jesteś znów z nami. - zaczął przewodniczący "stada", Victor.
- Tak, też się cieszę. - rzuciłem obojętnie z ponurym wyrazem twarzy, po czym ruszyliśmy do jakiegoś klubu.
Szedłem przeważnie z tyłu i nie wdawałem się w ich idiotyczne dyskusje, na temat ile to lasek chcą zaliczyć, czy ile ostatnio udało im się zgarnąć pieniędzy. Chciałem uwolnić swoje myśli od wspomnień związanych z moim szczeniackim zachowaniem, ale mój mózg mówił mi, że chcę potrzymać broń w dłoni i strzelić chociaż raz w ruchomy cel. Czułem jak po moich dłoniach rozchodzi się irytujące mrowienie, więc włożyłem je do kieszeni bluzy i mocno zacisnąłem w pięści.
Weszliśmy do ciemnego klubu, już w korytarzu rozchodziła się ciężka muzyka.
- Oni są ze mną. - powiedział Victor do ochroniarza, który wpuścił nas bez kolejki do środka.
Pierwsze czego nie dało się nie zauważyć to dziewczyny, mnóstwo seksownych dziewczyn tańczących na rurach czy podwyższanych scenach, na których leżało pełno szmalu. Patrzyłem na wszystkich dookoła delikatnie ukradkiem, ponieważ nie bardzo miałem humor zgrywać kogoś ważniejszego niż reszta imprezowiczów. Tym bardziej, że byłem z ludźmi, dzięki którym znalazłem się w pierdlu, gdy oni zostali zwolnieni.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego nie działa w tym biznesie. Tu martwisz się tylko o własną dupę.
- Stawiam pierwszą kolejkę, pijemy za naszego dobrego kumpla. Justin... żeby nie było następnych lat za kratami. - podnieśliśmy kieliszki, po czym wypiliśmy duszkiem całą zawartość niewielkiego szkła.
MAIA
Szaleliśmy na parkiecie do tanecznej muzyki klubowej. Dookoła nas było jeszcze mnóstwo ludzi, ale mimo wszystko bawiliśmy się tylko w swoim towarzystwie.
Nie zwróciliśmy nawet uwagi na to jak późno się robi. Jutro mieliśmy przecież szkołę, musieliśmy powoli się zbierać, ale przed tym zdążyliśmy wypić jeszcze po małym drinku.- Odprowadzimy cię Maisha! - po wyjściu z głośnej imprezowni słyszałam głównie szum w uszach i niewyraźne rozmowy moich przyjaciół.
JUSTIN
- Także, wiesz... Jeśli według ciebie ta laska serio jest warta zachodu to musisz jej pokazać, że to ty jesteś tutaj szefem. Szmaty lubią kiedy jesteś brutalny, dobrze o tym wiesz! Pokaż jej swoją mocną stronę, żeby czuła się przy tobie doceniona. Pokaż jaki naprawdę jesteś Justin, jeśli takiego cię nie zechce, to pamiętaj... jest pełno kurw, które na ciebie polecą! - wyrzucił z siebie swoją pijacką przemowę Finn klepiąc mnie po plecach.
Stanąłem w lekkim rozkroku, złapałem prawidłowo pistolet w dłonie i nie wymierzając długo w cel trafiłem idealnie w butelkę po piwie stojącą na drzewie. Oprócz głośnego huku rozległo się także wiwatowanie moich towarzyszy.
- Widzę, że nie wyszedłeś z wprawy. - zaśmiał się Victor. - Potrzebujemy cię u nas.
I teraz rozpoczęło się rozmyślanie. Moje uczucia były aktualnie podzielone na dwie części. Byłem też pod wpływem alkoholu, więc nie myślałem racjonalnie. Mimo wszystko wiedziałem jaką dostałem właśnie propozycję.
Wrócić do mojej "pasji" i nadal pieprzyć sobie życie, czy siedzieć bezczynnie w domu i kupować przeprosinowe prezenty dziewczynie, która już mnie nie chce?~~~
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...