Jeden

1.3K 74 1
                                    

Wracałam z wyścigów, potrzebna była nam już kasa. Musiałam iść sama, bo Charlie się rozchorowała. Nie mieszkałyśmy skromnie, często do opłat dokładał się Michael. Nasz ukochany przyjaciel. Moje życie nie było kolorowe, wręcz przeciwnie. Moja mama i tata Charlie, byli razem. Potem zamieszkali razem a wraz z ojcem mojej przyjaciółki ,także ona. Nienawiedziłyśmy się. Ale z czasem zaczynałyśmy się dogadywać, co przerodziło się w przyjaźń. Pokazałam jej mój świat. Świat wyścigów i motorów. Pewnego dnia matka wraz z "ojcem" wyrzucili nas z domu. Razem z Charlie wsiadłyśmy na nasze motory i ruszyłyśmy przed siebie. Dosłownie z niczym, prócz paru tysięcy, które im zawinęłyśmy. Wylądowałyśmy w Sydney. Poznałyśmy Mike, który jest zdrowo jebnięty. Bardzo nam pomógł. Któregoś dnia pokazał nam gdzie odbywają się wyścigi. Razem z przyjaciółką, pojechałyśmy na pierwszy wyścig w Sydney. Dla nas pierwszy. Założyłam się z jakimś typem za 20 tysięcy, że wygram z najlepszym. Oczywiście udało mi się. Teraz każdy mnie już zna z wyścigów. Boją się zakładać, bo wiedzą że wygram. Ale zawsze udaje mi się wyciągnąć od nich kasę. Wyścigi i motory, to wszystko co kocham. To jest moje życie.

- Siema! Mam 10 tysięcy! - wydarłam się na cały dom.

- Boże laska nie krzycz tak. Uszy więdnął - powiedziała moja przyjaciółka.

- Kto to? - Mike, a kto inny może do nas przyjść jak nie ja?

- Serio idioto?

- Ej! - udał oburzonego.

- Charlie, jak się czujesz? - spytałam wchodząc do salonu i opadłam na miękka kanapę.

- O wiele lepiej, jutro mogę już normalnie funkcjonować.- Aha czyli jutro wyścigi.

- Oh jeea!

-Lily? Pojedziesz do sklepu. Nie macie nic w lodówce. - Twarz Mike' a wyłoniła się zza ściany.

- Ugh. Okej, ale biorę twoje auto. - wyciągnęłam dłoń w stronę przyjaciela.

Dostałam kluczyki, po czym wsiadłam do jego sportowego porsche 911. Odpaliłam silnik i z piskiem opon ruszyłam z podjazdu. Do miasta miałam jakieś 20 minut drogi. W radiu leciała moja ulubiona piosenka, więc zaczęłam ją śpiewać. Zaprkowałam w lepszym pierwszym miejscu i udałam się do supermarketu. W sklepie spędziłam jakieś pół godziny. Oczywiście jeszcze zadzwonił Mike, żebym nie zapomniała o Nutelli. Maniak jebany. Zapłaciłam babce i wyszłam przed sklep. Odpaliłam papierosa i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu znanego samochodu kumpla.
W pewnym momencie ktoś na mnie wpadł, a zakupy rozsypały się pod moimi nogami. Kurwa!

- Kurwa, świetnie. - burknęłam pod nosem.

- Ups. - naprawdę tylko na tyle cię stać?

- Może z łaski swojej jakieś przepraszam?! - Krzyknęłam i stanęłam twarzą w twarz z moim oprawcą. Zlustrowałam jego osobę. Włosy nie wiedzą co to grawitacja, błękitne oczy, malinowe usta wykrzywione w łobuzerskim uśmiechu i kolczyk w wardze. Czarna skórzana kurtka, czarna koszulka z logiem jakiegoś zespołu, czarne spodnie z dziurami i czarne vansy. Boże anioł ciemności - pomyślałam i zaśmiałam się z moim myśli.

- Nie, jednak nie. - powiedział i wyminął mnie.

- Czym jeździsz?! - krzyknęłam za nim.

- Kawasaki ninja.

- Ścigasz się na nielegalnych zawodach? - spytałam, a on zaczął iść w moją stronę.

- Tak, bo co? A ty czym jeździsz?

- Zakład, że wygram z tobą? - spytałam ignorując jego pytanie.

- Ty? - zaczął się śmiać. - Naprawdę myślisz, że mnie pokonasz. Ty pewnie nawet jeździć samochodem nie umiesz a co dopiero maszyną do zabijania! - dalej się śmiał jak pojebany.

- Przyjmujesz zakład, czy nie? - ponowiłam pytanie.

- Okej, gdzie, o której, i ile?

- Garaże, na wschodniej części Sydney, o 20 i 15 tysięcy. - Powiedziałam i odeszłam. Czułam jego wzrok na sobie.

Wsiadłam do auta i z piskiem opon ruszyłam do domu. Widziałam jeszcze jego zdziwione spojrzenie.

----------

No to pierwszy rozdział mam za sobą. Mam nadzieję, że się podoba :) Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania :D

Droga do życia i śmierci #L.H#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz