Siedemnaście

533 45 4
                                    


   Minął miesiąc odkąd tu mieszkamy i odkąd całowałam Luke'a. Już uprzedzam wasze pytanie. Nie, nie jesteśmy razem. Jesteśmy teraz jak najlepsi przyjaciele. Dużo czasu spędzamy razem. Teraz jest tak spokojnie, że aż dziwnie. W Sydney, co chwilę się coś działo. A to jakiś napad, zabójstwo czy wyścigi. Tęsknię za wyścigami. Cher i Calum nie mieszkają z nami. Już od tygodnia. Stwierdzili, że skoro są razem i mają zamiar założyć rodzinę. Boże Calum i rodzina... Wracając.. Wyprowadzili się tylko dwa domu dalej. Natomiast ja do Luke'a zaczęłam chyba coś czuć i to jest chore i dziwne, bo przecież się przyjaźnimy a jeszcze niedawno mogłabym wypruć mu flaki. Tak to jest chore i będę to dusić w sobie. Chłopacy zaczęli trochę grywać razem w garażu. Taki tam zespolik. Ash i Mike... to Ash i Mike więc nadal są debilami, których kocham. Czyli mieszkamy w 4. Dziś ja i Luke idziemy do kina, na jakiś horror. Będzie fajnie, bo ta blondyneczka boi się tych filmów. Wielki gangster. Właśnie ubieram na siebie spodenki z ćwiekami, kiedy wcześniej wspomniana osoba wchodzi bez pukania do mojego pokoju.


-Ładne majtki - mówi, a ja mam ochotę go pieprznąć w łeb ale tylko pokazuje mu środkowy palec.

-Wiem - odpowiadam a on rozsiada się na moim łóżku.

-To... co dziś robimy? - pyta a ja siadam obok.

-Idziemy do kina - mówię i wzruszam ramionami.

- Tyle to wiem, ale to dopiero o 9 pm - przytula mnie. Takie czułości to u nas już codzienność. 

- No to nie wiem.. może chodźmy do parku, na lody - mamroczę w jego bluzkę.

- To wstawaj, idziemy - niechętnie się podniosłam. W jego ramionach jest mi tak cholernie dobrze, że aż dziwnie.  


  Blondyn złapał mnie za rękę i biegiem ruszył po schodach. O mało co a nie zgubiłabym zębów. Ubrałam w przelocie moje czarne vansy i ruszyłam z blondynem do parku. Całą drogę wygłupialiśmy się i śmialiśmy: jednym słowem dzieci. Tak zachowywaliśmy się jak dzieci wpuszczone do zoo. Do parku nie jest daleko. Rozsiedliśmy się na ławce i gadaliśmy. Fajnie nam się razem spędza czas. Jest tak... beztrosko? Chyba tak mogę to nazwać. Luke jest świetnym przyjacielem. 

- Em.. Luke? - spytałam cicho. Nie wiedziałam jak mam zacząć.

- Co? - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.

- Czemu przyjechałeś razem z nami?- te pytanie dręczyło mnie odkąd obudziłam się koło blondyna.

- Bo chciałem być bliżej przyjaciół i tęsknił bym za droczeniem się z tobą - posłał mi lekki uśmiech, co odwzajemniłam. 

- Tak twierdzisz? - poruszyłam śmiesznie brwiami na co parsknął śmiechem i dźgnął mnie palcem w bok. Zrobiłam naburmuszoną minę. 

- Tak - pokiwał głową. Przytuliłam go a następnie polizałam go po całości policzka. - Fujj, cholero mała - zerwałam się z ławki i zaczęłam uciekać. Blondyn wytarł polik i zaczął mnie gonić. Przez te jego długie nogi szybko mnie złapie. 

  I nie pomyliłam się, kilka chwil później leżałam na miękkiej trawie i śmiałam się w niebogłosy. Nieboeskooki leżał na mnie i łaskotał. Szarpałam się i próbowałam zepchnąć, ale nic z tego. 

- Lucas..... proszę... już starczy - mówiłam błagalnym tonem przez śmiech. Chłopak zszedł ze mnie i usiadł obok.

- Ładnie się śmiejesz - powiedział, na co spojrzałam na niego z miną "jesteś idiotą, ale o tym wiesz".- No co poważnie mówię - spojrzał w moje oczy. 

- Dzięki.. chyba - mruknęłam i wstałam. Luke po chwili zrobił to samo i ramię w ramię ruszyliśmy do kina. 

  Oczywiście Luke nie byłby sobą gdyby co jakiś czas nie dźgał mnie palcem w różne części ciała lub  nie obejmował ramieniem. Tak to cały Luke, którego tak kocham. Zatrzymaliśmy się przed budką z lodami. Zaraz co? Wróć! Pomyślałam, że go kocham? O boże! Nie! Cofam to, nie było tego! No więc stoimy pod budką z lodami. 

 - Jakie chcesz? - pyta i wyjmuje portfel. 

- Truskawkowo- waniliowe - mówię, a blondyn składa dwa takie same zamówienia. 

 Odebrałam od chłopaka moje dwie gałki i ruszyliśmy dalej. 

- Co ty robisz? - pytam kiedy widzę jak jego lód zbliża się do mojego nosa.

- Nic - odpowiada a wtedy czuję lepką, zimną maź na nosie. Patrzę na jego rozbawioną minę.

- Liżesz to gnojku - wskazuję palcem na nos. Luke pochyla się nade mną i zlizuje lody z mojego nosa. Zaśmiałam się cicho i kiedy się odsuwał machnęłam mu lodową kreskę na policzku. Zgromił mnie wzrokiem, ale zaraz się uśmiechnął.

- Liżesz to ciapciaku - uśmiecha się do mnie a ja mu pokazuje środkowy palec. Luke wydyma dolną wargę, co wygląda przesłodko. Śmieje się z niego, ale każe mu się schylić. Wyciągam chusteczkę i mu ścieram maź. 

- Już - uśmiecham się lekko, na co prycha.

- Miałaś zlizać - mówi oburzony. 

  Jesteśmy jakąś przecznicę od kina, kiedy słyszę strzał. Patrzę na blondyna, a on spogląda na mnie z przerażeniem. Dopiero po chwili orientuję się, że zostałam postrzelona w brzuch. Blondyn łapie mnie i podnosi na ręce, po chwili już nie kontaktuję. 


***

Wybaczcie za tak długą nieobecność :D Obiecuję się poprawić hihi :) Kto czekał na rozdział? Dawać gwiazdki skarbyy :) + Dziękuję za ponad 3 tyś wyświetleń! Jestem bardzo wdzięczna! Kocham was!!! ;*<3


Droga do życia i śmierci #L.H#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz