Wszystkim dałam jakieś zadanie. Musimy znaleźć miejsce, gdzie przesiaduje Marco. Jak go dorwę w swoje łapska to zamorduje, przysięgam. Gdyby Cal, odwiózł Cher, a ona nie chciała by iść sama nic by się nie stało. Teraz siedzę i nie wiem co ze sobą zrobić. Cholera! Jak zaraz nikt z tych czubków nie zadzwoni dostanę szału! Muszę coś zjeść, ale nic nie przełknę. Zaraz zacznę sobie rwać włosy z głowy, albo będę obgryzać moje długie pazury. Gdybym mogła się znowu wymienić, zrobiłabym to. Charlotte, jest inna niż ja. Ona jest bardziej wrażliwa. Jej psychika nie jest tak wytrzymała, ja jakoś przetrwałam ale nie jestem pewna czy jej się uda. Przecież im chodzi tylko o mnie. Po co mieszają w to moich bliskich? Po to żeby mnie zabolało? Udało im się. Charlie jest moją najbliższą osobą. Jest słodką dziewczynką, która nie powinna znaleźć się w takim miejscu jak gang. Wiem, że radzi sobie z zadaniami, ale to i tak nie miejsce dla niej. Dobrze, że poznała Calum'a, jest szczęśliwa i wiem że będzie chciała odejść któregoś dnia. Przynajmniej tak myślę. Ja kiedyś też zapewne rozwiążę gang, ale nie jestem pewna czy nadal nie będę miała kłopotów. Cóż takie moje marne życie. Moje rozmyślenia przerwał telefon, do którego się czym prędzej rzuciłam.
-Halo?- powiedziałam nie patrząc kto dzwoni.
- Mamy problem- dzwoni Ash.
-Jaki kurwa problem?!-wydarłam się na niego. Nie może być żadnych problemów. No po prostu nie może. Nie i koniec!
-No...nie możemy namierzyć telefonu Charlie.
-Jak to nie możecie? Najlepsi informatycy? To co wy sobie cholera kawę pijecie?-zaraz wybuchnę i zacznę się na niego wydzierać na pół osiedla.
-Robię co mogę. Odezwę się jak coś znajdę- rozłączył się nie czekając na to co powiem, ale to zapewne dlatego, że wiedział że zaraz będą mu krwawić uszy od mojego wrzasku.
Kolejną godzinę będę chodziła w kółko i będę czekała na telefon od któregoś z przyjaciół. Usiadłam na kanapie, po czym wstałam. Tą czynność powtórzyłam może jakieś z 15 razy jak nie więcej. Czuję już atak paniki. Zaraz wpadnę w szał. Matko, tylko nie to. Nie ma Mike'a, a sama sobie nie poradzę. Ruszyłam do kuchni. Pierwszy talerz ląduję na ziemi, zaraz potem drugi, trzeci itd. Później szklanki. Jeszcze jestem dość opanowana. Łapię za telefon i wybieram pierwszy lepszy numer. Nie mam pojęcia czyj.
-Halo?-odzywa się po drugiej stronie.-Halo, kurwa.-nadal nie odpowiadam, bo stoję jak zaczarowana.-Jeśli się dalej nikt nie odezwie, rozłączam się.
-Pomóż, proszę-wysapałam i zaczęłam płakać.
Telefon spadł i rozbił się o kafelki. Nie mam pojęcia do kogo zdzwoniłam, nawet nie rozpoznałam głosu. Wpadałam w coraz większy szał, nie wiedziałam co zrobić żeby się opanować. Umieram od środka, to jest pewne. Jeśli ktoś mnie nie odbuduję, w środku umrę i to jest pewne. Cały czas rozbijałam szkło, wszystkie szklane przybory. Na pewno jestem strasznie pokaleczona. Pamiętam jeszcze tylko, że upadłam. Dalej nie wiem nic, zapadła ciemność.
Luke:
Siedziałem i szukałem informacji o Marco. Nie znałem się dobrze na tych sprawach związanych z hakowaniem haseł itd. Może i nie znałem długo Charlotte, ale była siostrą Ems. Musiałem jakoś pomóc. Emily nie chciała wciągać w te całe porwanie dwóch gangów, byłoby za dużo szumu. Musieliśmy poradzić sobie w piątkę. Miejmy nadzieję, że Cher prędzej czy później wróci do domu cała. Bez żadnego uszczerbku. Długo szperałem w laptopie, ale za cholerę nic nie mogłem znaleźć. Jak na złość. Piłem kolejną szklankę wiskey, kiedy zadzwonił mój telefon. Będąc pewnym, że dzwoni któryś z chłopaków odebrałem.
-Halo?-powiedziałem nikt nie odpowiedział.-Jeśli się dalej nikt nie odezwie, rozłączam się.- myślałem, że któryś z chłopaków robi sobie żarty, ale kiedy usłyszałem jej głos zamarłem.
-Pomóż, proszę-wysapała i zaczęła płakać.
Nie odezwałem się już więcej, tylko wybiegłem z domu jak stałem. Wsiadłem do auta i odjechałem z piskiem opon. Łamałem wszystkie przepisy drogowe, ale nie mogłem jej tak zostawić. Nawet nie miałem pojęcia co się stało. A jak już będzie za późno? Jak nie zdążę na czas? Chłopaki mi łeb urwą. Po godzinie już wybiegałem z samochodu. Ledwo zaparkowałem, a już mnie w nim nie było. Wpadłem do domu jak poparzony. Pierwsze co sprawdziłem był salon, potem łazienka, kiedy wszedłem do kuchni o mało nie dostałem zawału. Charlie na podłodze, w krwi, w śród szkieł. Cholera jasna! Jeszcze nie przytomna. Co ona najlepszego zrobiła? Chciała się zabić? Boże, toż ta kuchnia nadaje się tylko do remontu. Starałem się omijać szkło, ale i tak połowę miałem w podeszwach. Podniosłem ją z ziemi i zaniosłem do salonu, po czym ułożyłem ją na kanapie. Wziąłem miskę z wodą, gąbkę i apteczkę. Usiadłem obok tej zwariowanej dziewczyny i zacząłem obmywać jej rany. Miała ich sporo. Przecież nie zabandażuję jej całych rąk. Przemyłem wszystkie rany i zabandażowałem te na dłoniach i nadgarstku. Tam były najgłębsze rany. Nie mam pojęcia co dalej robić. Zacząłem sprzątać kuchnię. Rozległ się krzyk Ems. Obudziła się, nie wiem co robić. Wbiegłem do salonu, a ona siedziała z kulona i płakała.
-Emily, już dobrze-usiadłem obok.
-Co.. co ty tu robisz?-zająknęła się.
-Zadzwoniłaś do mnie, a potem znalazłem cię nie przytomną w kuchni. Co się stało? - złapałem ją za podbródek i obróciłem jej głowę żeby się na mnie patrzyła.
- Nie wiem... pewnie miałam napad. Dziękuję- nadal płakała. Czułem jak się podnosi a potem mnie przytula. Bylem zdziwiony i na początku nie odwzajemniłem tego, ale po chwili oddałem pieszczotę i gładziłem ją po plecach szepcząc uspokajające słowa. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale wiem że zasnęła. Położyłem ją delikatnie na kanapie i poszedłem kończyć sprzątać kuchnię. Poczułem wibrację w tylnej kieszeni spodni, co oznaczało że przyszedł sms. Odblokowałem telefon i kliknąłem ikonkę 'wiadomości'.
Od Mike:
Wiemy gdzie są. Od jutra zaczynamy działać. Powiadom Emily. Ja wracam jutro.
Świetnie, będę musiał z nią zostać do rana. Jeśli znowu będzie się coś działo to za grzyba nie będę wiedział co zrobić.
CZYTASZ
Droga do życia i śmierci #L.H#
Fanfiction"Droga do życia i śmierci" #L.H.# Emily i Charlie to dwie najlepsze przyjaciółki. Porzucone przez rodzinę, musiały same nauczyć się zarabiać. Mają po 17 lat i znalazły sposób na swoje życie. Może i nielegalnie, ale ważne że mają gdzie mieszkać, a t...