Piętnaście

544 47 1
                                    


  Czy naprawdę przede mną stoi Luke Jebany Hemmings, czy mam jakieś omamy od niewyspania? Co on tu robi? Przecież, ja zaraz wyjeżdżam, a nienawidzę pożegnań. Mimo mojego twardego charakteru zawsze się rozklejam. Ja wiem, że za sobą nie przepadamy czy coś, ale od tygodnia jest dla mnie kimś bliższym niż wrogiem. Może kiedyś nawet będzie przyjacielem, ale wiem jedno na pewno nie chcę go tu zostawiać. 

- Stoję, nie widać? - powiedział i przepchnął się w drzwiach.

- Ale... nie o to mi chodzi - jęknęłam z frustracją. Nieraz nie rozumiem jego zachowania. Jest taki dziecinny.

- Przyszedłem się pożegnać - rozsiadł się wygodnie na kanapie, a ja usiadłam obok. Tak w ogóle to gdzie reszta hołoty? 

- Jednak mnie kochasz- zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.

-Nie, ale za to ty za mną szalejesz - mrugnął do mnie. 

  Siedzieliśmy gadając o różnych bzdurach. Jasne przyszedł się pożegnać, a my tu sobie pogawędkę urządzamy. Heloł, stary ja zaraz jadę na drugi koniec kraju. Może jakiś przytulas ewentualnie całus w polik czy coś. Cokolwiek, ale nie każ mi czekać w nieskończoność na pożegnanie. Już miałam się odezwać, ale wszyscy jakby z nikąd pojawili się w salonie, rozsiadając się na czym popadnie. No świetnie, będę musiała się żegnać przy nich.

- Lucas, co ty tu robisz? - spytała Cher, tuląc Hooda. Tak są razem.

- Siedzę - powiedział z uśmiechem. I z czego on się cieszy kiedy ja wyjeżdżam.

- Tak to ten sam Luke, którego nie widziałam tydzień - mruknęłam moja przyjaciółka.

- Wiesz blondasku nie chcę nic mówić, ale my musimy się zbierać. Trzeba już wyjeżdżać- powiedział Ash, mrugając do niego porozumiewawczo. Cholera a ja nie wiem o co mu chodzi.

- No wiem. To ja pomogę wam z walizami i zmykam- wstał z kanapy i poszedł pakować walizki, które stały przygotowane w przedpokoju.  

 Pakował już ostatnią walizkę do mojego auta, które będzie prowadzić Mike. Jadę w nim ja, Mike i Ash. A w drugim jedzie Charlie z Hood'em. Cały tył mój!  O tak! Przynajmniej się wyśpię. Miałam już zajmować swoje miejsce, ale Luke złapał mnie za nadgarstek i mocno przytulił. To było takie... przyjemne. Podobało mi się, a nie powinno, nie kiedy już tu nie wrócę i go nie zobaczę. Kilka łez wydostało się z pod mojej powieki mocząc delikatnie czarną koszulkę blondyna.

- Ej, Ems nie płacz- pogładził moje włosy- zobaczymy się nie długo - mruknął całując moje włosy.

- Daj mi swój numer- mruknęłam w jego klatkę.

- Co? - chyba nie dosłyszał, albo nie chciał słyszeć.

- No daj swój nowy numer- odsunęłam się od niego, chociaż nie chciałam.

 Zapisał go w moim telefonie i ostatni raz mnie przytulił.  Wsiadłam do auta i posłałam mu smutny uśmiech. Ruszyliśmy jako pierwsi. Patrzałam przez szybę do póki nie zniknęliśmy za zakrętem. Byłam smutna i przybita, co zauważył Mike.

- Ej, Ems to nie koniec świata - posłał mi uśmiech w lusterku.

- Wiem Mikey, ale będę tęskniła za tym idiotą - jęknęłam i przytuliłam twarz do szyby.

 Nie rozmawiałam już z nikim, tylko słuchałam cicho lecącego radia. Prawie zasypiałam, kiedy dostałam sms'a. Odblokowałam niechętnie telefon, ale kiedy ujrzałam nadawcę szybko odgoniłam od siebie sen.

 Od Luke:

 Tęsknię już pączusiu ;(

 Czytając treść zaśmiałam się na cały samochód. On naprawdę to napisał? Mike i Ash spojrzeli na mnie jakbym zwariowała, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.

Do Luke:

Jasneeee pajacu ;D Co robisz? 

Przecież mu nie napiszę, że też tęsknię no nie? To było by dziwne.

Od Luke:

Nic ciekawego :D Oglądam tv i piję browca :D Idź spać, jeszcze długa droga przed tobą. Zadzwoń jak dojedziecie. Pa Ems :))

Nie odpisałam już, tylko ułożyłam głowę wygodnie na siedzeniu obok i zamknęłam oczy. Nie mam pojęcia kiedy odpłynęłam.

~*~

Robiliśmy kilka przystanków, ale nigdy nie trafialiśmy na Hooda z Cher, którzy twierdzili że nie mamy na nich czekać. Teraz zostało nam do przejechania jakieś 5 kilometrów. W końcu męka w aucie dobiegnie końca. Truję Mike'owi głowę już od 100 kilometrów,kiedy w końcu będziemy. Myślałam, że zaraz wysadzi mnie gdzieś na środku autostrady, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Od kiedy tylko się obudziłam cały czas pisałam z blondynem, który pisał że tęskni. Nie napisałam mu tego, dobra może raz się zdarzyło. Ale cicho! Cieszyłam się, że chociaż tyle mi pozostanie ze znajomości na odległość. W końcu jesteśmy na miejscu i właśnie odkluczam drzwi. Hood jeszcze nie dojechał, bo byli za nami jakieś 50 kilometrów. Co oni się tam jebali po drodze, że tak długo im to schodzi. Nie czekając na nich wzięłam prysznic i poszłam do swojego nowego pokoju, który był boski! Wzięłam szybki prysznic, ubrałam piżamę i położyłam się spać. Nie miałam pojęcia, że kiedy się obudzę będę miała zaskakującą niespodziankę.


***

Wiem, że krótki ale brak czasu :( Obiecuję, że się poprawię! Następny będzie na 2000 słów :) Zostawcie coś po sobie :D Pozdrawiam i do następnego! :) :*


Droga do życia i śmierci #L.H#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz