Siedzę już godzinę w tym pieprzonym aucie i nadal nie mam pojęcia gdzie jedziemy, bo blond czubek nie chce mi nic powiedzieć. A nie przepraszam mówił... tylko zastanawiam się gdzie jest takie miejsce jak "Niespodzianka". Racja nie ma! Siedzę z założonymi rękoma na klatce piersiowej i patrzę przez okno. Powili zaczyna się ściemniać.
- Lukeee -przeciągnęłam ostatnią literę, a on przelotnie na mnie spojrzał.
- Hm? - mruknął i położył swoją dłoń na moim udzie.
- Gdzie mnie wieziesz? -pytam chyba z setny raz, na co otrzymuje cichy chichot z jego strony.
- Mówiłem niespodzianka - ścisnął moje udo na co cicho pisnęłam i zgromiłam go spojrzeniem.
- No powiedz mi - jęknęłam już wkurzona, nienawidzę nie wiedzieć gdzie się znajduję lub gdzie ktoś mnie zabiera.
- Nie - powiedział. Tyle mi wystarczyło żeby fuknąć i z powrotem wgapiać się w obraz za oknem.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam na szczerzącego się niebieskookiego.
- Jesteśmy - mruknął i wysiadł z auta, chwilę potem zrobiłam to ja.
- Las? Serio Luke? - pytam podnosząc jedną brew do góry.
- Nie taki tam zwykły las - mruczy i ciągnie mnie w głąb.
Idziemy nie odzywając się do siebie. Kilka razy prawie straciłam zęby, gdyby nie dłoń blondyna już dawno nie miałabym jedynek przez te korzenie. Cały czas szliśmy prosto. Na końcu dróżki skręciliśmy w prawo. Okazało się, że za laskiem znajduje się zwykła polanka.
- Ale magicznie - powiedziałam ironicznie. - Jeśli chciałeś być romantyczny to ci nie wyszło - zaśmiałam się a chłopak burknął coś pod nosem i pociągnął mnie dalej. Usiedliśmy na trawie.
- Nie miały byś ani magicznie ani romantycznie okej? - mówi z wyrzutem i kładzie się na trawie. Jego ręka ciągnie mnie na dół, więc robię to samo co blondyn.
- Po co mnie tu zabrałeś? - pytam i wtulam się w jego bok.
- Żebyśmy mogli pobyć sami - wzruszył ramionami na tyle ile mógł. - Patrz - wskazuje palcem na niebo. Patrzę w górę i widzę spadające gwiazdy. - Pomyśl życzenie - szepcze mi do ucha i szczelniej owija ramionami.
Uśmiechnęłam się i w myślach wypowiedziałam życzenie. Był to piękny widok, ale szybko się skończył. Nadal leżałam w tulona w chłopaka, co nie powiem było cholernie przyjemne.
- Luke? - szepnęłam.
- Hm? - odszepnął i pogładził mnie ręką po włosach.
- Myślisz, że już wszystko będzie dobrze? - nie wiem skąd u mnie to pytanie. Być może wymyśliłam je na szybko, bo chciałam zapytać o coś w ogóle innego.
- Tak myślę Em - ucałował moje czoło. Usiadłam krzyżując nogi a Luke zrobił to samo siadając na przeciwko mnie.
- To co mówiłeś w szpitalu to prawda? - spytałam po chwili ciszy. Blondyn zmarszczył brwi, ale chyba zaraz zrozumiał o co mi chodzi, bo dostrzegłam strach w jego oczach.
- Tak - spuścił głowę i przełknął głośno ślinę.
- Ja ciebie też Lucas - mruknęłam a on spojrzał na mnie jak na wariatkę. - No co?
- Ty-ty mnie kochasz? - spytał a ja pokiwałam zgodnie głową.
Chwilę później jego usta były przyciśnięte do moich. Całował lekko i z pasją. Namiętnie i delikatnie. To było takie... przyjemne? Magiczne? Tak, dokładnie takie było..
Charlotte:
Jak tylko Luke i Emily wyszli, ja i Calum zebraliśmy się do domu. Całą drogę układałam sobie, jak powiedzieć mu o ciąży. Cały dialog już miałam ułożony, ale co chwilę pojawiały się jakieś wątpliwości, które próbowałam bagatelizować. Nic z tego. Tak cholernie się boję tej rozmowy. To nie jest nic łatwego. Jesteśmy ze sobą z jakieś 3 miesiące. Niby mnie kocha, ale nigdy nie rozmawialiśmy co by było gdyby... Tak cholernie się boję, że on mnie zostawi i będę musiała sama sobie radzić. Raz kozie śmierć prawda? Przekroczyliśmy próg naszego mieszkania, ściągnęliśmy buty i Cal udał się do kuchni. Wzięłam kilka głębszych wdechów i poszłam za nim.
- Cal, porozmawiamy? - spytałam cicho i spuściłam głowę.
- Co jest kochanie? - zapytał odkręcając butelkę z sokiem. "Kochanie lepiej nie pij, bo się udławisz jak zaraz ci coś powiem", pomyślałam.
- JestemwciążyCal- powiedziałam szybko na jednym wdechu. Brunet zmarszczył brwi i przyglądał mi się chwile.
- Jeszcze raz, tylko wolniej Cher - powiedział i usiadł na krześle.
- Będziemy mieli dziecko - mruknęłam, a on mało się nie opluł.
- Co?! - pisnął i poderwał się z miejsca.
- Tak Cal - mruknęłam. - Nie chciałam ci mówić, bo wiem że ty mnie zostawisz - w moich oczach zebrały się łzy.
- No teraz to palnęłaś myszko - zaśmiał się i podniósł mój podbródek. - Co prawda nie jestem gotowy na zostanie ojcem,ale nie zostawię cię. To jest nasze Charlie i razem musimy przez to przejść - pocałował lekko moje drżące usta. - Kocham cię słonko - szepnął. - Damy sobie radę.
- Też cię kocham Cal.
****
Ugh! Mam kaca :( Sorka, jeśli chujowy :( Pozdrawiam <3
To ten no... Może zostawicie gwiazdki i komcie? :) Byłabym wdzięczna :D
Kocham was ! :)
Cal w jakimś show miał pomalowane paznokcie na czarno o.O
CZYTASZ
Droga do życia i śmierci #L.H#
Fiksi Penggemar"Droga do życia i śmierci" #L.H.# Emily i Charlie to dwie najlepsze przyjaciółki. Porzucone przez rodzinę, musiały same nauczyć się zarabiać. Mają po 17 lat i znalazły sposób na swoje życie. Może i nielegalnie, ale ważne że mają gdzie mieszkać, a t...