Rozdział 23

214 7 1
                                    

- Nie sądzisz, że powinniśmy zacząć mieszkać razem w pokoju- Zapytał znienacka kładąc mnie na łóżku.
- No nie wiem- Odpowiedziałam niepewnie. Moje zdanie w kwesti dzielenia z Germanem łóżka było podzielne. Bardzo podobała mi się wizja budzenia się obok niego, ale nie wątpiłam w to, że mężczyzna nie da mi spać.
- Przestań przecież już ze sobą przespaliśmy, więc w czym problem? - Dalej zachęcał.
- Dla ciebie wszystko jest takie proste- Podsumował i przewróciłam oczami. Przecież nie jesteśmy nawet zaręczeni, a mamy razem spać? Może i jestem dziwna, ale wtedy pomysł Germana wydawał mi się dziwny.
- A dla ciebie takie skomplikowane- Nie odpuszczał i dalej naciskał.
- Ygh...- Warknęłam niezadowolona.- Muszę to przemyśleć- Warknęłam i opuściłam pokój niedbale zatrzaskując za sobą drzwi. Nie wiem czy byłam taka zła zw względu na to, że byłam w ciąży i buzowały we mnie hormony, czy dlatego, że German chce takich dużych kroków, w tak krótkim czasie... Ale mogłam też złościć się na siebie. Wcześniej mogłam pomyśleć o zabezpieczeniu i nie byłoby teraz problemów i moich licznych wybuchów i lęków. Wyszłam na ogród i usiadłam na ławce. Ogród Castillo zawsze robił na mnie ogromne wrażenie. Wiele pięknych roślin zakwitało na ciepłe miesiące ukazując całą magie tego miejsca. Westchnęłam i starałam się uspokoić. Odliczałam od dziesięciu do zera, ale nadal nie przestawało się we mnie gotować, a szczerze mówiąc nie wiedziałam na co byłam taka wściekła. Wstałam i rozgniewanym krokiem ruszyłam przez ścieżkę kamienną, na której oczywiście się poślizgnęłam i wylądowałam na brzuchu. Leże beznadnie w bezruchu dopóki nie czuję przeszywającego bólu w podbrzuszu i gorącej cieczy spływającej po moich udach. Zchisteryzowana wkładam dłoń pod sukienkę i dotykam wewnej części mojego uda. Spanikowana wyciągam dłoń i widzę na ręce czerwoną jak wino krew. Z mojego gardła wydobywa się krzyk i już po chwili w ogrodzie zjawia się pan domu. Zastaje mnie leżącą na kamieniach i wijącą się z bólu i swojej nieuwadze. Zaczynam mimowolnie szlochać rozmazując przy tym dokładnie wykonany makijaż. Mężczyzna kuca obok mnie, a jego wzrok wbija się w zakrwawione nogi i dłoń. Przerażony podnosi mnie i wyciąga z kieszeni spodni telefon, na którym już drugi raz w ciągu doby wystukuje numer karetki pogotowia. Panicznie powiadomił co się zdarzyło i rozłączył się. Już nie tylko ja byłam cała w krwi, ale on i jego śnieżnobiała koszula również. Mój oddech stał się płytszy, a ja coś sobie uświadamiam. Zabiłam dziecko. Straciłam je.

Ciemność. Panika. Strena karetki- to jedyna rzecz, z której zdawałam sobie sprawę. Wodziłam mętnym spojrzeniem po wszystkich co przykuwało uwagę, ale nadal myślałam o tej malutkiej fasolce, która żyła we mnie. A może nadal żyje? Może tak naprawdę nic jej się nie stało. Karetka, światła i głosy ratowników- to jedyna rzecz, której byłam świadoma. Bezwładnie przenisili mnie do ambulansu, a ja leżałam jak zaklęta.
- Proszę pani!- Usłyszałam głos ratownika- Co mogło spowodować krwotok- Zapytał i podłączył mi kroplówkę.
- Dziecko- Wyszeptałam i dałam upust łzą, które zaczęły spływać po moich poluczkach.
- Pani jest w ciąży?!- W odpowiedzi pokiwałam głową i nieodzywałam się przez resztę drogi. Nawet nie zorientowałam się, kiedy moje powieki opadły, a umysł przeniósł się do świata Morfeusza.

No i rozdział jest


GermangiePL [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz