Perspektywa Blade'a
Pędziłem korytarzem ledwo dysząc, bicie własnego serca nie dawało mi spokoju.
Zapewne było to spowodowane wzrostem adrenaliny.
Nie dało się opisać stopnia mojego zawstydzenia, miałem ochotę zakopać się pod ziemię.
Wróciłem do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi z hukiem. Usiadłem na moim materacu.
To gówno strasznie skrzypiało.
- Kurwa. - Wbijając paznokcie w skórę głowy, syknąłem.
Liczyłem na to, że Cover Lynch nie przejął się zaistniałą sytuacją równie mocno jak ja.Uciekłem bez namysłu, pokój nie należał jedynie do mnie.
Drzwi zaskrzypiały.
- Mogę wejść? - usłyszałem cichy głos i dźwięk pukania o zewnętrzne skrzydło drzwi.
Zaniepokojony, podrapałem się po głowie.- To twój pokój, Cover. Wchodź. - Powiedziałem, cholernie nerwowy.
Lynch wszedł do pokoju, opadając na materac vis-à-vis.
Usiadłem niepewnie na swoim, starając się odwrócić wzrok w przeciwnym kierunku.
Przypomniało mi się, że ostatnia sytuacja, w której miałem okazję być do tego stopnia zawstydzony, wydarzyła się w Urbie, kiedy to przeurocza dziewczyna będąca w równoległej klasie rozpowiedziała w szkole o tym, jak zsiusiałem się w majtki po przejażdżce rollercoasterem.- Blade.. - począł Cover.
- Tak?- wykrztusiłem, czując, jak zasycha mi w gardle..
- Pragnę zapewnić cię, że nie zrobiłem tego pomyślnie. Zwykłe zrządzenie losu, więc proszę, nie miej mnie za żadnego degenerata już po pierwszym dniu naszej znajomości. - Rzekł z poważną miną.
Chciałem się uśmiechnąć. Dobrze o tym wiedziałem.- Nie przepraszaj, przecież to moja wina. Gdyby nie ja w ogóle nie doszłoby do tej sytuacji. Przykro mi też, że zrzuciłem te książki, zaraz pójdę je wysprzątać, mam nadzieję, że bibliotekarka jeszcze nie wróciła, mogłaby się zdenerwować.. - pieprzyłem od rzeczy, więc szybko uciąłem.
- Pfft. - Prychnął Cover. Spojrzałem na niego. Wyglądał, jakby próbował powstrzymać się od śmiechu. Pewnie właśnie tak było. Poczułem, jak robię się czerwony po całości. I napływ złości. Nie wiedziałem do końca, dlaczego się ze mnie nabijał, ale przeczuwałem, że domyśla się pewnego faktu.
- To nie jest zabawne, Cover. - Zwróciłem się do niego, usiłując zrobić dość groźną minę. Czyli w moim przypadku minę dziecka, które nie otrzymało swojej ulubionej kaszki. Natychmiast spoważniał.
- Blade, to był twój pierwszy raz, pierwszy?
Tego właśnie się spodziewałem. Poczułem nagły przypływ kompromitacji i odczułem ochotę zakopania się jeszcze głębiej pod ziemią.
- Owszem, widzisz w tym coś złego? - spytałem, próbując zachować kamienny wyraz twarzy, aby wziął mnie na poważnie.
- Nie no, co ty. Uroczy jesteś.- Powiedział, wstając, żeby klepnąć mnie w ramię z uśmiechem.
- Oczywiście mowa o tym, że równy z ciebie gość. - Dodał. Czyli chyba jednak się nie przesłyszałem. Zdawało mi się, że jego twarz uległa czerwonemu kolorowi, ale może było to jedynie przewidzeniem.
-Dziękuję, z ciebie również, Cover. - Oświadczyłem mu, odczuwając w głębi pewien, całkiem przeze mnie niepojęty rodzaj triumfu.
- W sumie nieźle jest być twoim pierwszym. Lepiej zacząć z kimś atrakcyjnym, prawda, Blade? - Roześmiał się. Też parsknąłem z lekka zawstydzony.
- No pewnie, że tak. Proponuję zapomnieć o całej sprawie. - Niepewnie zaproponowałem.
- Nie mam zupełnego pojęcia, o jakiej sprawie mówisz, Campbell. - Przewrócił oczami w szerokim uśmiechu. - Jutro oprowadzimy cię z Krzywozębem po mieście.
- Byłbym zaszczycony. Ale skoro już mowa o naszej trójce, gdzie podziewa się Elric? - Zapytałem.
- Podejrzewam, że poluje na bibliotekarkę. Nie przegapiłby sytuacji, w której mogliby pozostać ze sobą sam na sam.