Rozdział XII

1.4K 182 28
                                    


Perspektywa Blade'a

-Kim jesteś?- Spytałem ponownie zakolczykowanego blondyna.
-Blade, nie czas na głupoty, czekają na nas i musimy się pośpieszyć, więc chodź.- Chwycił mnie za ramię i spróbował podciągnąć. Co się działo do cholery? Wyrwałem się. 
-Puść mnie! Nigdzie z tobą nie idę! Natychmiast powiedz mi, jak się nazywasz i gdzie ja w ogóle jestem!- Zakręciło mi się w głowie, więc z powrotem opadłem na materac.
Mina nieznajomego jakby trochę zrzedła.
-To nie jest zabawne, Campbell. Dobrze wiesz, jak się o Ciebie martwię, więc błagam, nie denerwuj mnie, bo już mi adrenalina podskoczyła.- Odezwał się z wściekłą miną. 
-Czym jest ''Campbell''?- Spytałem zbity z tropu.
Usta zaczęły mu drżeć, a emocje na jego twarzy wywołały efekt jej topnienia. 
Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, co odczuwałem od momentu mojego przebudzenia. Strach. Wtedy we mnie narastał.
'Dlaczego niczego nie mogę sobie przypomnieć?'- Pomyślałem.- 'Czy to aby na pewno normalne? Gdzie ja w ogóle się znajduję? Porwali mnie? Wstrzyknęli mi coś, przez co straciłem pamięć? Założę się, że ten chłopak maczał w tym palce, wygląda złowrogo'- Poczułem przypływ nienawiści do postaci blondyna, wstałem i chwyciłem go za szyję. 
-Blade.. Ugh.. Przest..- Wyjąkał. 


Kiedy uświadomiłem sobie, co najlepszego wyprawiałem, opuściłem dłoń.  
Chwycił się za szyję, kaszląc. 
-Przepraszam Cię, ja po prostu..- Powiedziałem, nawet nie zwracając uwagi na to, że z moich oczu płynęły łzy. Czułem się okropnie. Czułem pustkę w sercu. Czułem pustkę w głowie. 'Dlaczego?'
Otrząsnęło mnie coś ciepłego na zwierzchniku. To dłoń tego człowieka. 
-Blade..- Powiedział.
-Tak mam na imię?- Spytałem.
-Co pamiętasz?- Zapytał. 
-Niczego nie pamiętam. Nie wiem, gdzie jestem i dlaczego mnie tu przetrzymujecie, ale nie chcę tu być. Powiedz mi, jak mam się stąd wydostać. 
-Jak mam na imię?- Spytał.
-Nie mam zielonego pojęcia, dotychczas nie raczyłeś się przedstawić. Ale to już nieważne, wyprowadź mnie.- Powiedziałem.- Teraz. 
-Dobrze, jak sobie życzysz.- Odpowiedział. 
I wtedy chwycił moje nogi, przerzucając mnie sobie przez ramię.
-Co ty kurna wyrabiasz, zboczeńcu?! Oddawaj mi moją pamięć!- Wrzeszczałem.
-Idziemy do lekarza.
-Znowu chcecie mi coś zrobić? Przestań! Słyszysz? Puść mnie!- Waliłem pięściami o jego plecy, mocząc mu od łez bluzę.- Proszę..

Postawił mnie na podłogę. Znajdowaliśmy się na jakimś przerażającym korytarzu. 
-Blade, posłuchaj mnie. Nie orientuję się, co się z tobą stało i podobnie do Ciebie jestem kompletnie przerażony, więc pozwól mi sobie pomóc. Jestem twoim przyjacielem, zrozum.
-Nie znam Cię.- Powiedziałem, pociągając nosem. 
-Owszem, znasz.- Ponownie mnie podniósł, przerzucając moje bezwładne ciało przez ramię. 



AkrylionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz