-Bawcie się dobrze.- Powiedziałem, zamykając drzwi od mojego pokoju.
Siedzieli tam w dwójkę Elric z Betty, więc wraz z Blade'm postanowiliśmy dać im troszkę wolnej przestrzeni. Ale głównie chodziło nam o to, żeby Bett stała się już oficjalnie dziewczyną Krzywozęba, bo ich nieśmiałość zaczęła się powoli stawać irytująca, nie mówiąc już o tym, że Elric miał w głowie nawet mniejszego fistaszka od tego w jego w spodniach, co skutkowało tym, że nie dysponował jakimkolwiek pojęciem o obchodzeniu się z dziewczynami.
-To gdzie idziemy?- Spytałem, obracając się w stronę Campbella.
-Konam z głodu.- Odpowiedział, opierając się o ścianę.Podrapałem się po głowie.
-To chodźmy, chyba nawet wiem gdzie.Szliśmy, przemierzając ulice pustego miasta. Mimo, że kochałem spokój i brak zamieszania, czasem brakowało mi tutaj tego życia. Cała okolica zawsze wyglądała na opuszczoną.
Wspomnieniami powróciłem do mego dawnego życia w Urze.
Tam aż kipiało przeludnieniem.
-Cov, słuchasz mnie?- Blade pomachał mi dłonią przed twarzą, a ja odskoczyłem do tyłu zaskoczony.
-Wybacz. Trochę się zamyśliłem.. Coś mówiłeś?- Zapytałem, odgarniając włosy z twarzy.Uśmiechnął się.
-No właśnie widzę. W skrócie opowiedziałem ci o fakcie, iż odsyłają Michael'a do Chicago, żeby go wsadzić.- Odpowiedział.-.. Jak myślisz, długo przesiedzi?- Spytał z zaniepokojoną miną.Podirytowałem się.
-No chyba mi teraz nie powiesz, że jest ci go żal.- Powiedziałem, spoglądając na niego spode łba.
Blade począł uciekać wzrokiem od mojego spojrzenia.
-Zasłużył sobie. Ale osobiście nie uśmiechałoby mi się siedzenie za kratami. A tym bardziej nie chciałbym wracać na górę.- Odparł cicho.
-Po prostu o tym nie myśl.- Rzekłem. Przez resztę drogi nie zamieniliśmy razem ani słowa.
Uważałem, że Blade był zbyt wrażliwy. Bardziej przejmował się losem innych, niż swoim własnym, co prędzej, czy później mogłoby go zgubić. Dlatego się martwiłem.Po jakimś czasie byliśmy już na miejscu.
-Oryginalnie.- Uśmiechnął się Campbell.
-Chciałem, żeby było romantycznie.- Odpowiedziałem mu, otwierając drzwi.- Damy przodem.
-Przezabawne.- Wszedł, rozglądając się po znajomym nam miejscu.
Jedyne, co się w nim zmieniło to kelner.
Bo poprzedni postanowił zostać przestępcą podającym bezbronnym chłopcom proszki na utratę pamięci.
-Pójdę zamówić.- Powiedział Blade, ale szybko przed niego wbiegłem.
-Ja zamówię, usiądź sobie.- Odparłem.
Nowy kelner był całkiem niebrzydki, a począłem zauważać to, że coraz częściej zdarzało mi się być zazdrosnym o Campbella.
Byliśmy w trakcie konsumpcji, kiedy ten odezwał się jako pierwszy.
-Chyba nigdy nie znajdę sobie tutaj przyjaciela.- Stwierdził, wzdychając ciężko.
Zaskoczony spojrzałem na niego.
-A ja? Elric?- Spytałem, lekko zbity z tropu.
-Nie jesteś moim przyjacielem.- Odpowiedział, a ja poczułem, jak moje serduszko rozpada się na milion, drobnych cząsteczek, które następnie rozwiewają się na wszelkie możliwe strony.
Nie pokazałem tego po sobie.
-To kim jestem? Twoim chłopakiem?- Zaśmiałem się, próbując wybrnąć z podłamującej sytuacji i natychmiastowo gorzko pożałowałem swoich słów. Opuścił głowę, jak zwykle cały w czerwieni.
-Tak.- Odparł.
-Co?- Zapytałem, nie do końca słysząc jego półszept.
-Tak, myślę, że jesteś moim chłopakiem.- Podniósł się, patrząc mi prosto w oczy.