Czuję się co najmniej oszołomiona. W jednej chwili, jakiś nieznajomy mi chłopak, och chwila - Michael, rzuca się na mnie i poddaje mnie nieudanej - na szczęście - próbie gwałtu, a zaraz potem słyszę ogłuszający huk, który jest tak jakby moim wybawieniem. Co się dzieje?
Nadal sparaliżowana stoję przyciśnięta do ściany przez ciało tego cholernego napaleńca, ale na szczęście nie podejmuje on żadnych środków cielesnych.
Uff, jeden plus w tej całej sytuacji.
Co ja kurwa mówię? W tej sytuacji nie ma żadnych plusów. Chyba jedynie chora psychicznie osoba, która postawi się na moim miejscu, zauważy jakiekolwiek dobre strony w tym całym, cholernym przedstawieniu.
Michael nie rusza się. Jedynym posunięciem przez niego podjętym, jest coraz to mocniejsze przyciskanie mnie do ściany. I nie, to nie jest komfortowe.
Usłyszałam jakiś trzask, a mój wzrok momentalnie pokierował się w stronę drzwi. Wnioskując po tym, że klamka zaczęła się ruszać mogę się domyśleć, że ktoś chcę do nas wejść.
Pomoc! Tak!
Kiedy miałam już krzyczeć o pomoc, czyjaś obleśna i szorstka dłoń zakryła mi usta. O ironio...
- Cholera - zgaduję, że pan Ja Zawsze Wiem Najlepiej, właśnie nie ma bladego pojęcia co ze sobą zrobić.
Szczerze mówiąc, to nawet zabawne widząc to zdezorientowanie i rosnącą frustrację w jego oczach. Zdaje się, że jestem z tego powodu nawet szczęśliwa. Gdyby tylko nie jeden drobny szczegół, a mianowicie, to, to, że jestem w tej samej sytuacji co on. Więc nie wiem czy osoba (lub cokolwiek co jest na zewnątrz), która się do nas dobija jest po mojej stronie, czy wręcz przeciwnie.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. Nie wydasz z siebie nawet najcichszego dźwięku, jasne? A jak nie, to możesz być pewna, że rada nie dożyjesz.
Chciałam odpowiedzieć, ale zapomniałam, że nie mogę, a miedzy innymi też dlatego, że jego wielka spocona dłoń, nadal spoczywa na moich ustach.
Ugh!
Zamiast się odzywać pokiwałam tylko głową na znak tego, że w pełni rozumiem. Ha, postawcie się w moim miejscu.
Wiem, że pewnie mnie prędzej czy później zabije, ale jednak gdzieś tam głęboko we mnie, tli się nadzieja na to, że może uda mi się stąd wydostać.
Potężny trzask rozniósł się echem po pokoju, a ja z przerażenia zacisnęłam powieki i znieruchomiałam. Nie mam bladego pojęcia jak wyglądał mój porywacz, ale głowę daję, że był w podobnej sytuacji jak ja. Sparaliżowany strachem.
- Więc jednak się nie myliłem - czyiś bardzo znajomy głos się odezwał, ale mimo tego, nadal nie odnalazłam w sobie odwagi na tyle wystarczającej, by móc spojrzeć w stronę wyjścia.
- Oczywiście, bo ty nigdy się nie mylisz - zaszydził Michael. Muszę przyznać, że byłam zaskoczona jadem jakim rzucał w stronę, prawdopodobnie mojego wybawcy.
- Jak widać, a teraz bądź na tyle mądry i odsuń się od niej, zanim część twojego mózgu znajdzie się na przeciwległej ścianie. Uwierz mi. Nie blefuję - i w tym momencie usłyszałam klik, który miał oznaczać - przynajmniej tak myślę - odblokowanie pistoletu.
- Jak zawsze, rycerskość wyprzedza ci rozum, Bieber.
Co?!
Po tych słowach nie mogłam opanować emocji. Otwarłam szeroko oczy, a moje serce zabiło dwa razy szybciej.
Przyszedł po mnie.
Walczy o mnie.
- Justin... - wyszeptałam.
W pokoju rozniósł się głośny plask, a moja głowa odwróciła się w drugą stronę, pod wpływem siły uderzenia. Mój policzek piekł i to cholernie mocno.
Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałam co się stało.
Ten dupek mnie uderzył. ON MNIE UDERZYŁ! Podniósł. Rękę. Na. Kobietę.
To co nastąpiło, wywołało u mnie coś czego nigdy nie czułam. Tak jakby złość i frustrację zmieszaną z odwagą, która pozwoliła ujrzeć mi mojego anioła stróża.
Z impetem podniosłam kolano i zderzyłam nim o krocze tego obrzydliwca. A masz ty pieprzona, męska świnio! Kogo teraz boli, hę?!
Pragnąc jeszcze więcej uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że poczułam satysfakcję. Widząc, jak jego mina wyraża czystą złość i ból we własnej postaci, miałam ochotę przybić sobie piątkę.
- A teraz to ty, posłuchaj mnie, - szarpnęłam nim za włosy tak by na mnie spojrzał i zajrzałam prosto w jego ciemne tęczówki. - mężczyzna, który choć raz podniósł rękę na na kobietę nie może nazywać się już mężczyzną. Co najwyżej zwyczajnym tchórzem i skończonym idiotą, a gwarantuję ci kochanie, że te obydwa określenia do ciebie pasują.
Czuję się z siebie dumna. Między innymi dlatego, że Justin cały czas stroi w przejściu i przygląda się całej tej sytuacji.
Puściłam włosy blondyna i odwróciłam się w stronę Justina. Chciałam do niego podejść, ale niespodziewanie, ten dupek, którego chwilę temu znokautowałam, wstał na proste nogi i chwycił mnie w pasie przyciągając do siebie.
Widziałam jak mięśnie szatyna się samowolnie naprężają, a on sam był gotowy, żeby skoczyć i chociażby mnie wyszarpać z objęć tego zboczeńca.
- Lawreen, przysięgam ci, jeżeli coś jej się stanie zabiję cię.
Głos Justina, już zupełnie nie przypominał tego delikatnego i nie powiem, że seksownego głosu. Teraz był przesiąknięty powagą i goryczą.
Blondyn tylko zaśmiał się perliście i przyłożył swoje usta do mojej szyi ssąc ją na tyle mocno, że z moich ust wydobył się zduszony jęk.
I właśnie w tedy Justin nie wytrzymał. Podniósł broń i wycelował nią w naszą stronę. Zamknęłam oczy przygotowując się strzał i przeszywający ból, który jednak nie nastąpił.
Jedyne co mnie zaskoczyło to nagły ruch Michaela. Złapał on ciaśniej moją talię i krzyknął.
***
Boże, nie macie pojęcia jak ja nie cierpię tych rozdziałów. Nie mogę się doczekać, aż przeczytacie rozdziały po 40.
Na dzisiaj to już ostatni-W.x
CZYTASZ
Never Look Back || j.b.
FanfictionNie jest to kolejna opowieść o niebezpiecznym życiu nastoletnich przestępców, czy o nastolatkach żyjących samym seksem i narkotykami. Jest to historia o młodej Katherine Mitchelle, która walczy z demonami przeszłości i niesprawiedliwością, która ni...