Rozdział 26

1.5K 64 4
                                    

Byłam rozdarta. Albo inaczej, nie wiedziałam jak mam się zachować. Bałam się. Nigdy w życiu nie miałam do czynienia z narkotykami, ani rzeczami z nimi związanymi. Więc to chyba normalne, że jestem przerażona i skołowana. Sama czuję się jakbym była pod wpływem jakiegoś odurzającego naparu, który jest jak mgła. Gęsta i ciężka. Osadzająca się na na moim ciele. Spowalnia mnie, jest jak hamulec lub zwyczajna blokada na koła.

Zatrzymuje moje racjonalne myślenie. Spowalnia krążenie krwi i blokuje jej dopływ do mózgu. Jestem taka otępiona.

Ciągłe pukanie do drzwi przybiera na sile. Otwieram je, a na mnie wręcz wpada ciało jakiegoś chłopaka. Nie muszę podnosić głowy by wiedzieć kto to.

- Jak się czujesz? Zrobił ci coś? Dotykał cię?- zadawał pytania jakbyśmy byli starymi, dobrymi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od czasów szkolnych, a teraz założyli rodziny i zostali szefami jednych z największych firm w kraju.

Jego roztrzęsione dłonie błądziły po mojej twarzy, badając jej każdy najmniejszy zakątek. Odchylał mi brodę to w prawo to w lewo, sprawdzając moje kości policzkowe, po nos, powieki, usta i szyję.

Pomimo tego, że dzięki jego dotykowi, przez moje ciało przechodziły tuziny dreszczy, musiałam zaprzestać jego działaniom.

Delikatnie odtrąciłam jego ręce, uspokajająco pocierając kciukiem zdarte knykcie. Zdawał się uspokoić pod moim dotykiem, więc dopiero teraz odważyłam się spojrzeć mu w oczy.

Jego dotychczas ciepłe, spokojne, miodowe tęczówki, były teraz wypełnione strachem i troską. Lubię takiego Justina.

- Wszystko w porządku, Justin. To nie o siebie się boję, lecz o mojego brata. Nie wiem jak mam się zachować, jestem.. czuję się taka pusta, nie pewna. Proszę cię, pomóż mi.

Jego spojrzenie łagodnieje pod wpływem moich słów. Mocniej ściska moje ręce i przyciąga mnie do czułego uścisku. Nie mam odwagi odmówić takiej pieszczoty, potrzebuję jej, potrzebuje Justina.

Wtulam się mocniej i zakopuję się w jego ramionach. Pogrążam się we własnym świecie.

Nie panując już nad sobą, pozwalam wypłynąć łzą i cieszyć się ich wolnością.

Justin odsuwa mnie na długość swoich ramion i przygląda się ze skupieniem mojej twarzy. Wyraz jego twarzy pochmurnieje, natomiast ja, ze wszystkich sił staram się opanowac płynące łzy, jednak nie na wiele to pomaga.

Nieoczekiwanie, Justin przyciska usta do mojego czoła i trzyma je tam przez dłuższy czas trzymając mnie w ramionach i kołysząc od lewej do prawej strony.

- Już dobrze, księżniczko. Jestem tutaj - szepcze, muskajac nosem moje ucho i mocniej mnie do siebie przytulając.

- Proszę - kwilę cicho patrząc mu głęboko w oczy.

Uśmiecha się żałośnie i ledwo dostrzegalnie kiwa głową.

Łapię go za rękę i prowadzę na piętro do swojej sypialni. Boże, dziękuje, że nie ma jeszcze rodziców.

- Kochanie - o cholera, powiedział do mnie kochanie. Słodko. - Zostań tu i daj mi się nim zająć. Jeżeli możesz, postaraj się zbyć rodziców, żeby wrócili jak najpóźniej, inaczej będzie nieprzyjemnie - zaskakuję się na tym, że jego głos jest w pełni opanowany.

Moja podświadomość prycha na mnie wyśmiewając mnie, przez mój brak doświadczenia. Jednak nie przejmuję się tym teraz, najważniejsze jest to, by pomóc mojemu bratu.

Gdy Justin wychodzi z pokoju, wydaje się być myślami gdzieś daleko z tąd. Wstaję jednocześnie, z jego podejśćiem do sofy.

Stoimi na przeciwko siebie, oddaleni o niecały metr. Żadne z nas nawet nie myśli aby wykonać jakikolwiek ruch, jednak coś w głębi nas się odzywa i wręcz zmusza, aby jedno drugiemu rzuciło się w ramiona. I właśnie to robimy. Justin chwyta mnie mocno za ramiona, a chwilę później jego usta rozbijają się o moje w słodkim i namiętnym pocałunku. Jesteśmy tak blisko, że mogę niemal poczuć bicie jego serca. Nasze rozgrzane oddechy mieszają się, a my jesteśmy całkowicie oddani chwili.

Wplątuję palcę w jego włosy, a on jęczy mi do ust. Trzyma dłoń w dole moich pleców, tuż nad pośladkami dociskając swoje krocze do mojego. Teraz już nasze jęki mieszają się tworząc idealną melodię, melodię dla nas.

- Kathe - oddycha ciężko przyciskając moje ciało to swojego.

Nie zwlekając dłużej, przyciskam swoje usta do jego wargi i oddaję się jego sile determinacji. Ta przyjemność jest niemal bolesna a pożądanie namacalne. Jego ręce błądzą po mojej talii by ostatecznie znaleść ukojenie na moich pośladkach. Ściska je, na co gwałtownie nabieram powietrza pozwalając jego językowi, zwiedzać nowe rejony moich ust.

Nieśmiało łączę się z nim w tym powolnym i rozbrajającymm tańcu, zmuszając go by z jego gardła wydobył się niski jęk. To takie podniecające.

- Jesteś. Taka. Słodka - mówi pomiędzy pocałunkami, którymi stopniwo zjeżdża w dół mojej szyi. - Tak. Bardzo. Cię. Pragnę.

Gdy mam zamiar wskoczyć mu na ręce drzwi do domu gwałtownie się otwierają, a mnie obejmuje sparaliżowanie. Odsówam się od ciała Justina, nadal odwrócona do drzwi. W uszach zaczyna mi piszczeć, a oczy zachodzą intensywną mgłą.

- Katheriene?


***


Mam dobry humor. Co wy na kolejny rozdział? Może o 20?


Never Look Back || j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz