Serce waliło mi jak młotem, próbując wydostać się z klatki piersiowej, w uszach słyszałam dudnienie krwi.
Jak to możliwe, że on tam jest? Pod moim domem?
Cała się trzęsłam. Nie wiem czy to z przerażenia czy podniecenia. Z jednej strony cieszyłam się, że przyszedł, ale z drugiej strony nadal byłam na niego wściekła, za to, że zostawił mnie rano samą. Tak się nie robi...
Ale muszę przyznać, że stęskniłam się za jego silnymi ramionami, obejmującymi mnie za każdym razem, gdy się martwię lub boję.
- Nie możesz tutaj przyjść - udało mi się wykrztusić.
Po drugiej stronie usłyszałam niski, chrapliwy chichot. Słowo daję, że do brzmiało bardziej niż przerażająco. Na moment nawet zapomniałam, że rozmawiam z Justinem. Myślałam, o jakimś psychopatycznym zabójcy, który kręci się wokół mojego domu i tylko czeka na chwilę mojej nieuwagi. Mam na myśli uchylenie okna, lub cokolwiek. W każdym razie, wiem, że moje fantazję czasami przekraczają limes*.
Przełknęłam ciężko ślinę oczekując na jego odpowiedź. Nie odezwał się, ale słyszałam jego ciężki oddech. Wręcz dyszał, jakby mu coś ciężyło.
- Justin? - zapytałam po krótkiej chwili.
W odpowiedzi otrzymałam niski pomruk sygnalizujący, że nadal jest po drugiej stronie, jednak coś mi nie pasowało.
Dlaczego do cholery on tak dyszy?
Gwałtownie uderzenie w okno było moją odpowiedzią. Na wprost mnie, za oknem,przykucał przystojny szatyn, z telefonem przy uchu i lekko zaróżowionymi policzkami. W innych okolicznościach wyglądałoby to słodko, ale obecnie ciężko mi to stwierdzić.
Stałam tam jak wrośnięta w ziemię, niemogąca wykonać jakiegokolwiek ruchu.
Oczy i usta były szeroko otwarte, a serce było w stanie wyskoczyć z piersi. Mam szczęście, że w porę się opamiętałam, bo inaczej mój krzyk byłby słyszalny nie tylko w naszym domu.
- Co do cholery?! - pisnęłam przerażona.
Na jego ustach zawitał ten słynny enigmatyczny uśmiech, doprowadzając mnie do bólu głowy.
Chłopak poprawił swoje włosy i w końcu się odezwał.
- Masz zamiar mi otworzyć, czy nadal będziesz tak stała z otwartą buzią? - nie można było nie wyczuć sarkazmu i ironii w jego głosie.
Stąpasz po cienkim lodzie, kochanie.
Zagotowało się we mnie. On nie ma prawa być takie, względem mnie. To nie moja wina, że nie potrafi przy sobie nikogo utrzymać, nawet mnie.
- Nie wpuszczę cię - oznajmiłam.
Przez chwilę wydawało mi się, że zadrwił sobie z mojej uwagi. Ale zniknęło to tak szybko, jak przerażenie, które czułam względem niego.
- W takim razie, radzę ci się spieszyć.
Powiedział tajemniczo, odwrócił się i zeskoczył po rynnie.
I już go nie było.
,,W takim razie, radzę ci się śpieszyć".
Co mógł mieć na myśli mówiąc to? Śpieszyć na co? Aby otworzyć okno? Nie, raczej nie. Inaczej nie zeskoczył by z parapetu. Więc o co mu chodziło?
Nie miałam szansy by dokończyć rozmyśleń, gdy w domu rozległ się dzwonek do drzwi.
Kto mógłby... Cholera!
Rzuciłam się w stronę drzwi i zbiegłam na dół po schodach. Pełna nadziei, że to jednak ja otworzę drzwi, zamarłam.
Spoglądając przed siebie widziałam tylko mamę i wyższego od niej szatyna, zerkającego ukradkiem na mnie.Jego twarz wręcz promieniała, a oczy rozświetlało czyste szczęście. Ale dobrze wiedziałam, że to wszystko, jest na pokaz. To nie był prawdziwy on.
Justin wyciągnął rękę w stronę mojej rodzicielki, ujął jej dłoń i złożył delikatny jak dotyk płatków lilii, pocałunek na grzbiecie jej dłoni.
Prychnęłam pod nosem. Za kogo on się uważa?, pomyślałam.
Wysyłając w jej stronę swój najbardziej uwodzicielski uśmiech powiedział:
- Jestem, Justin. Najbliższy przyjaciel pani córki. Umówiłem się z nią na dziś wieczór, by dokończyć projekt z fizyki kwantowej. Miło mi panią poznać. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Przysięgam, że kiedyś zabiję Justina Biebera.
~*~*~
*limes - w łacinie dosłownie "granice"
CZYTASZ
Never Look Back || j.b.
FanficNie jest to kolejna opowieść o niebezpiecznym życiu nastoletnich przestępców, czy o nastolatkach żyjących samym seksem i narkotykami. Jest to historia o młodej Katherine Mitchelle, która walczy z demonami przeszłości i niesprawiedliwością, która ni...