Rozdział 24

1.6K 81 3
                                    

To nieprawdopodobne. Jeszcze wczoraj, byłam zamknięta w budynku, o którym do niedawna nie wiedziałam. I szczerze mówiąc, nie potrzebuje wiedzy na ten temat. Ale teraz? Teraz jestem w domu. Nie tym rodzinnym, ale w tym gdzie są ludzie, na których mi zależy.

Maddie, Justin, Chris...

Wszystko wydaje się takie samo jak było, choć jest inaczej. Pomimo tego, że potrzebuje uwagi innych, całą siebie poświęcam Maddie, zupełnie jak Chris.

Siedzi cała roztrzęsiona w moich objęciach na kanapie, a ja staram się ją uspokoić poprzez zwyczajne pocieranie pleców, Wiem, że to nie jest rola idealnej przyjaciółki, ale nigdy jej nie miałam więc staram się jak potrafię.

- Hej słoneczko, spokojnie, jesteś już bezpieczna.

Szczerze? Sama nie wiedziałam jak mam się odezwać. Przecież ja też dopiero co przed chwilą wróciłam do domu! Mnie też porwano. Sama czuję się pusta, potrzebuję pocieszenia, którym sama jestem.

Jednak nikt tego najwidoczniej nie widział. Ale nie mam im tego za złe. Maddie jest cała roztrzęsiona i to ona prawdopodobnie przeżyła coś zupełnie gorszego niż ja - łagodnie mówiąc; istne piekło.

- Maddie, spójrz na mnie - wyszeptałam całując jej czoło.

Zerknęła na mnie przerażonym wzrokiem, szukającym ostrożnie moich oczu.

- Pozwól, że pójdę się przespać. Chris z tobą zostanie, zaopiekuję się tobą. Nie bój się go.

Starałam się mówić w miarę spokojnie, aby jej bardziej nie przerazić. Z doświadczenia wiem, że taka osoba potrzebuje opieki innych,a le w bardziej łagodny sposób.

Pokiwała ledwo dostrzegalnie głową. Uśmiechnęłam się blado i wstałam obejmując się ramionami. Ruszyłam prosto do pokoju, który był mi najbliższy. Pokój Justina.

Nie oglądając się za siebie wbiegłam na pierwsze piętro i wbiegłam do pokoju szatyna zatrzaskując za sobą drzwi. Dlaczego czułam się jak włamywacz?

Rzuciłam się na łóżko łapiąc poduszę w obie ręce i przyciskając do niej twarz. Wszystko było tak strasznie pogmatwane. Najpierw przeprowadzka, poznanie Justina, znęcanie się Alison, aż do porwania. Boże ciekawa jestem co teraz myśli o mnie Ryan.

O kurwa! Ryan i rodzice! Całkowicie o nich zapomniałam!

Czuję się teraz strasznie pobudzona, niezależnie od tego jak to brzmi. Zaczęłam ciężko dyszeć. W klatce piersiowej odczuwałam dziwny ucisk. Nie znam tego uczucia. Strach? Z pewnością... Ale przecież jestem już bezpieczna, więc co to?

Para silnych ramion obejmuje moją talię i przytuliła do czyjegoś twardego torsu. Nawet nie musiałam się odwracać by wiedzieć kto jest za mną.

- Jak to się dzieje, że jesteś zawsze tam, gdzie cię potrzebuje? - zapytałam bawiąc się kosmykiem włosów, luźno leżącym na poduszce obok mojej głowy.

- Może jestem twoim aniołem stróżem - zachichotał składając delikatni pocałunek na tyle mojej głowy.

Przymknęłam oczy i leżałam. Po prostu leżałam wtulona w niego, taka bezbronna ale i bezpieczna.

- O czym myślisz? - zapytał się mnie, nadal nie zmieniając naszej pozycji/

Westchnęłam głęboko i odchyliłam nieco głowę do tyłu by spojrzeć na jego twarz. Miał nieodgadnione rysy, ale jego spojrzenie było takie... miękkie? Tak, miękkie. I przeznaczone tylko dla mnie.

Uśmiechnęłam się nieśmiało i powiedziałam:

- Myślę nad tym co powiedziałeś. Może faktycznie jesteś moim aniołem? - zaśmiałam się cicho i odwróciłam by być twarzą do niego.

Owinął ramiona wokół mnie jeszcze raz a na jego twarzy w końcu zawitał ten uroczy uśmiech.

- Och, kochanie. Daleko mi do anioła. Uwierz mi - jego oczy były dalekie od uśmiechu. Wyrażały czysty smutek i właśnie to mnie dobijało.

Uniosłam się na łokciach i przekręciłam delikatnie tak, że teraz to ja pochylałam się nad nim.

- Nie mów tak. Co każe ci tak myśleć?

- Kathe - westchnął, jakby zmęczony, ale bez wyjścia. Nie pozwolę mu teraz przerwać! Będę twarda i wszystko z niego wyciągnę! - Oboje dobrze wiemy, że nie nadaję się na anioła. Jestem złym człowiekiem - swoje spojrzenie pokierował w stronę okna, za to ja nie spuszczałam z niego wzroku. - Nie zasługuję nawet na ciebie - dokończył szeptem.

W tym momencie zupełnie nie wiem co mną kierowało. Żal? Współczucie? Nie mam pojęcia, ale to nie to było teraz ważne.

Złapałam w swoje jeszcze roztrzęsione dłonie jego twarz i nachyliłam się rozbijając swoje wargi o jego usta. Otumaniona ich niesamowitym smakiem, zupełnie zatraciłam się w tej delikatnej pieszczocie. Muskając jeszcze raz, i jeszcze raz jego wargi poczułam jak chłopak powoli, niespiesznie oddaje każdy pocałunek, z taką samą żarliwością i uczuciem co ja.

Owijając ramiona wokół mnie przycisnął mnie do siebie przez co upadłam na jego tors. Chłopak uśmiechnął się poprzez pocałunek wyczuwając moje niezadowolenie wywołane poprzez dyskomfort tej pozycji.

Przerzucając mnie pod siebie i nadal nie odrywając się od moich ust, zaczął gładzić moje policzki, piszcząc moją skórę, która po kontakcie naszych ciał, wydawała się płonąć pożądaniem.

Odchyliłam nieco głowę by zaczerpnąć oddech, a jego usta automatycznie powędrowały na skórę szyi.

- Daj mi odetchnąć, Justin! - śmiałam się w głos, gdy jego pocałunki przeszły w rolę czegoś na kształt łaskotek. Drażnił moją skórę, a ja nie potrafiłam go od siebie odepchnąć.

- Justin proszę! Mam łaskotki! Daj mi spokój! - i jak za działaniem czarodziejskiej różdżki, oderwał się ode mnie, siadając na mnie okrakiem. Moja podświadomość odsunęła się od powieści Trzy oblicza pożądania Megan Hart i spojrzało na niego przerażone. Chyba wyczuwał czego się boi.

- Nie, Justin! Nawet nie próbuj! Zabiję cię, słyszysz! - mówiłam poważnie, a przynajmniej się starałam, bo głupi wyraz twarzy chłopaka rozśmieszał mnie do czerwoności.

- Zaryzykuję, kochanie - zaśmiał się szyderczo i rzucił na mnie z łaskotkami.

- Nie! - i tyle zdążyłam powiedzieć, bo jego usta ponownie wylądowały na moich zbierając każdy dźwięk wywołany poprzez dotyk jego palców.

Łaskotał mnie po brzuchu, przytrzymując moje biodra własnymi udami, ograniczając mi zepchnięcie go. Nie miałam siły używać rąk, gdy przejął władze nad moją szyją i pachami. To było strasznie szalone. Ale właśnie za tą spontaniczność mu dziękuję.

Postanowiłam się z nim podroczyć i jakoś odwrócić jego uwagę.

- Justiiiiiiiin! - jęknęłam przeciągle, a ciało chłopaka zastygło w miejscu. Swoje spojrzenie pokierował na moje usta, a ja wykorzystując to, oblizałam je i przygryzłam dolną wargę.

Chłopak zacisnął mocno powieki dysząc delikatnie.

- Och, Justiiin.

Przeciągałam to, a szatyn robił się coraz bardziej napięty. W końcu wykorzystując chwilę jego nieuwagi obróciłam nas tak, że to teraz ja siedziałam na nim uniemożliwiając mu ruch przez przytrzymywanie nóg i nadgarstków nad głową.

Nachyliłam się nad nim i musnęłam delikatnie jego usta trącając nosem o jego nos.

- Chyba częściej będę cię łaskotał - zaśmiał się, a ja już nic nie odpowiadając wpiłam się w jego usta. Palce wplątałam w jego włosy, a Justin obalił się na bok tuląc mnie do siebie i również delikatnie całując.


***


To jak? Więcej? 


Never Look Back || j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz