Rozdział 16

2.1K 108 5
                                    

Jechaliśmy w ciszy samochodem. Scena sprzed półgodziny temu, cały czas siedzi mi w głowie i zatruwa moje myśli. Przed oczami cały czas widnieje mi ten anielski uśmiech, dla którego jestem wstanie oddać wszystko. Ten śmiech, sprawiający, że czuję się jakbym płynęła pośród różanych chmur. Po prostu Justin. Justin jest głównym tematem moich myśli.

Nasuwa mi się nawet pewna myśl, że Jus może być wirusem, który wplątał się w moje życie i zatruwa mnie, powoli, boleśnie, dokładnie od środka, choć dobrze wiem, że to absurdalne. Chociaż, często odnoszę wrażenie, że Justin we wszystkim co robi jest nieszczery i szorstki, ale jednak za każdym razem usprawiedliwiam go sama przed sobą, że to pewnie złe samopoczucie, albo, że sytuacja ma coś wspólnego z jego przeszłością. Jednym słowem, świat w dzisiejszych czasach i ludzie obecnej cywilizacji, są po prostu pojebani.

Dyskretnie zerkałam na twarz przyjaciela. Miała bardzo wyraźne rysy. Mocno zarysowana szczęka, w ukośne linie. Nieco wyżej wystające kości policzkowe, które sprawiały wrażenie płaskich. Na policzkach co chwilę pojawiały się gęste i czarne jak smoła rzęsy. I na reszcie oczy. Te piękne miodowe tęczówki, które pod innym kątem światła wydawały się być brązowe, a nawet i czarne. Usta miał ułożone po jednej stronie twarzy i uśmiechał się łobuzersko jak typowy bad-boy.

Wydaje mi się, że domyślił się już jakiś czas temu, że na niego zerkam, bo jak na złość, co chwila przygryzał wargę i oblizywał usta. Agh. Ten cholerny ucisk w podbrzuszu. Może to dziwne, ale czułam go tylko w obecności Justina. Doprawdy - nie mam pojęcia co ten chłopak mi robi.

- Em, Kathe? - przerwał przyjemną ciszę panującą w samochodzie, spoglądając co chwilę w moją stronę by nie odrywać wzroku zbyt długo od jezdni.

- Tak?

- Nie masz nic przeciwko abym zapalił? - zapytał uśmiechając się skromnie.

Nie przepadam gdy ktoś pali w mojej obecności, ale już przyzwyczaiłam się do tego przez Ryan'a. On też zawsze palił, choć błagałam go by to rzucił. Jego ciągła odpowiedź - "to nie takie łatwe, kochanie".

- Jasne, pal. Ale - i tu się zatrzymałam - masz uchylić okno. Nie lubię tego smrodu.

- Cokolwiek powiesz, księżniczko - zaśmiał się obdarzając mnie pięknym uśmiechem.

Wróciłam do spoglądania za okno, ale nie dane mi to było. Pewien strasznie irytujący osobnik szturchał mnie łokciem po żebrach doprowadzając mnie tym do szału.

- Jeszcze raz mnie szturchniesz, a zgniotę ci jaja!

- No cóż, przy twojej pomocy to może być nawet przyjemne, księżniczko. - zachichotał puszczając mi oczko.

- Świnia! - pomimo moich starań nie mogłam się opanować i wybuchłam śmiechem.

- Kochasz to - również się śmiał.

- No dobra, skoro zwróciłeś moją uwagę i zająłeś mój - jakże cenny - czas, teraz mów czego chcesz.

- Możesz mi wyciągnąć papierosy i zapalniczkę ze schowka?

Uniosłam brwi do góry czekając na jeszcze jedno słowo.

- Proszę? - dodał szybko układając usta w dzióbek, co przyznaje wyglądało przekomicznie.

- No dobrze!- zachichotałam poprawiając się na fotelu by pasy nie ograniczały moich ruchów.

Spojrzałam na schowek pod deską rozdzielczą i wyszukałam maleńkiego przycisku. Bach! Magia rzekła bym - otworzył się!

W środku było kilka płyt CD oraz jakaś srebrna mała skrzyneczka, koło której leżało pudełko papierosów. Sięgnęłam po opakowanie, karcąc w myślach Justina, za ta wielką nieodpowiedzialność. Podałam mu pudełko i znów odwróciłam się w stronę okna. Ogarnęła nas chwila ciszy. Miłej ciszy. Moje myśli pochłonęło roztargnienie. Zastanawiałam się jak długo już jedziemy. Oczywiście to nie był jedyny temat moich myśli, ale jeden z głównych. Myśli o miodowych tęczówkach i blond włosach przeplatały się ze sobą tworząc całość. Całość, która przypominała mi twarz chłopaka. Justina Biebera.

- Emm, kochanie? - i znów to ciepło rozlewające się w dole podbrzusza. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, że ktoś tak do mnie mówi. To za razem słodkie i krępujące. Trochę to dziwne, że chłopak, z którym nie jestem tak się do mnie zwraca. Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że nie stawiam sprzeciwu.

- Tak?

- Słuchaj, wiem, że pewnie proszę o za dużo, ale mogłabyś jeszcze wyciągnąć zapalniczkę? - zapytał nie patrząc na mnie. Za to ja mogłam podziwiać jego idealnie zarysowany, prawy profil.

- Ale nie ma jej w schowku. Mogę zobaczyć jeszcze raz, ale..

- Masz rację, nie ma jej w schowku - zaśmiał się cicho, przybierając łobuzerski uśmiech na tajemniczej twarzy.

- Więc? Może mnie oświecisz?

- Jest w moich jeansach - odparł bez ogródek, a ja wstrzymałam oddech.

Ale to znaczy.. że muszę.. o cholera.

Przysunęłam się nieśmiało w jego stronę, starając się nie ukazywać tego, jak bardzo zawstydzona jestem. No cholera, no! Nie codziennie maca się przyjaciela. STOP! Seksownego przyjaciela.

- Aww, - zagruchał, a moje policzki przybrały kolor głębokiej czerwieni - księżniczko, nie musisz się wstydzić, uwierz mi. To samo przyjemność.

Poruszył zabawnie brwiami, a ja przewróciłam oczami. Za kogo on do cholery jasnej się ma? Ya greckiego Adonisa? No.. może. Ale nie rzecz w tym. Czas zmierzyć się z zadaniem!

Położyłam dłoń na jego udzie, a mięśnie chłopaka od razu się spięły. Znając mnie, w innych okolicznościach, pewnie bym wykorzystała, ale teraz? Samą mnie, nerwy zżerały od środka.

Wślizgnęłam dłoń do jego kieszeni macając dłonią w poszukiwaniu najmniejszego zgrubienia. I uwierzcie znalazłam, ale to nie była zapalniczka. Chłopak westchnął głęboko, a chwilę później jęknął. Momentalnie zabrałam dłoń ze spodni Justina.

- Em.. um, nie ma jej tam.

- Jestem pewien, że jest. Zobacz głębiej - odparł dysząc ciężko. Nie dziwię mu się, sama jestem nieźle zgrzana. W końcu do ja przed chwilą dotknęłam jego penisa. To nic, że przez materiał, ale zrobiłam to!

- Um.. no dobrze.

Znów zagłębiłam swoją dłoń w kieszeń spodni, ale tym razem nico głębiej. Jeżdżąc opuszkami i badając strukturę, można powiedzieć, że był przeze mnie molestowany, choć z drugiej strony w ogóle się nie przeciwstawia..

Justin uśmiechnął się zuchwale, i osunął nieco w fotelu nakierowując moją dłoń ponownie na jego krocze. Otwarłam szeroko oczy i wyrwałam rękę z jego jeansów.

- Ty męska świnio! Jesteś obrzydliwy! Jak mogłeś?! - zaczęłam się wydzierać a on tylko zaniósł się głośnym śmiechem.

- Oj no. Nie przesadzaj, Kathe. Przyznaj, że ci się podobało - śmiał się nadal sprawiając że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.

- Po prostu jedź! - burknęłam, ale pod nosem uśmiechałam się sama do siebie. Tak, to było przyjemne. 


*** 


Mój Boże, pamiętam jak pisałam ten rozdział. To było jakieś 2, prawie 3 lata temu. Wciąż nie wierzę, że to jest moje XD

Zobaczymy, jak z aktywnością dzisiaj. Jeżeli zadowolicie (oh Boże, bez komentarzy)  mnie tak jak poprzednio, wrzucę rozdział 17 dzisiaj około godziny 20:00 :) x


Never Look Back || j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz