Rozdział 1: Powszechna niepełnosprawność

3.9K 179 25
                                    

Podobało mi się, że po wejściu do szkoły nadal pozostaliśmy niezauważeni. Nie licząc tej grupki dziewcząt przed wejściem, każdy tu wydawał się interesować własnymi sprawami. Cieszyło mnie to. Miałam dość niekończących się komentarzy i spojrzeń pod moim adresem. Dobrze było znowu czuć się bezpiecznie w swojej własnej skórze.

Riley również wydawał się zadowolony z tego faktu. Wyglądał na dość rozluźnionego, mimo to pozostał skupiony. W razie gdy ktoś stawał przy mnie za blisko, natychmiast zamieniał nas ze sobą miejscami i nie pozwalał nikomu mnie dotknąć. Cieszyłam się, że teraz był tak uważny, ale obawiałam się co zrobię gdy zostanę znowu sama.

- Dasz sobie radę? Mam zajęcia w drugim skrzydle - mruknął niezadowolony i poczochrał mi włosy.

- Tak, nie martw się i uciekaj na lekcje - posłałam mu najprawdziwszy uśmiech na jaki było mnie w tamtym momencie stać, zaraz po czym rozbrzmiał dzwonek, dźwięcznie odbijając się od ceglanych ścian holu.

- Pamiętaj, żeby każdemu nauczycielowi pokazać informacje od lekarza i pismo z pieczątką dyrektora - upomniał mnie i zniknął za rogiem korytarza.

Po raz ostatni spojrzałam na dokumenty zostawione mi przez brata i zaczęłam niepewnie kroczyć przed siebie w poszukiwaniu sali od matematyki. Tak jak myślałam, stres powoli wkradał mi się do głowy i opadał ciężko na ramionach.

Po kilku minutach nieudolnych poszukiwań zaczęłam się denerwować. To był mój pierwszy dzień, a już byłam spóźniona na zajęcia z przedmiotu, z którego nawiasem mówiąc nie radzę sobie jakoś wyśmienicie. Co więcej, korytarze świeciły pustką, więc nawet nie miałam ani jak ani kogo zapytać o wskazanie mi kierunku.

Kiedy już chciałam się poddać i zapukać do pierwszej lepszej sali z prośbą o wskazówki, usłyszałam gdzieś w oddali dźwięk kroków i odbijanej od płytek piłki. Porzuciłam pomysł o zakłóceniu czyichś zajęć i podążyłam za nasilającym się odgłosem. Skręcając w korytarz obok szkolnych łazienek wpadłam na coś twardego i straciłam równowagę, w skutek czego upuściłam książki i dokumentami, które rozsypały się po całym holu.

- Matko, przepraszam - wydusiłam z siebie i padłam na kolana, zbierając ten bałagan.

- Nazywano mnie naprawdę wieloma imionami, ale chyba jeszcze nigdy 'mamą' - ciepły, męski głos rozszedł się delikatnym echem po korytarzu, zmuszając mnie do uniesienia głowy. Przez sekundę wstrzymałam aż powietrze widząc przed sobą chłopaka w czerwonej bluzie, którego widziałam na parkingu przed szkołą. Z bliska mogłam od niego wyczuć delikatny, ale męski perfum i szampon do włosów o zapachu jabłek. Wydawał się być czysty i zadbany, co było raczej niecodzienne u chłopców w jego wieku.

W momencie gdy koło mnie przyklęknął zauważyłam jak wyraźnie odznaczały się jego miodowe tęczówki na tle jasnej karnacji. Byłam zbyt zaabsorbowana sposobem w jaki roztrzepane włosy opadały mu na czoło, żeby zauważyć jak zaczął zbierać z podłogi moje książki.

- Justin - mruknął, podsuwając mi teczkę, do której właśnie chował pozbierane papiery.

- Co mówiłeś? - zapytałam roztrzepana.

- Możesz nazywać mnie Justin - powtórzył i niezręcznie podrapał się po torsie. W pewnym momencie jego wzrok zawiesił się nieco dłużej na czymś co trzymał w rękach, a mi automatycznie zrobiło się wstyd.

Chwyciłam za materiały, które dzierżył w dłoniach i zmusiłam go do ich oddania, zaraz po tym porządkując je w odpowiedniej kolejności. Miałam nadzieję, że nie zdążył z nich nic wyczytać. Nie chciałam, żeby uważał mnie za wariatkę albo dziwaczkę.

Never Look Back || j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz