Rozdział 20

1.6K 71 4
                                    

Jak to kurwa zrobić? Nie mogę wysadzić budynku bo w środku jest Kate i te wszystkie suki, które nie są niczemu winne. Chociaż jakbym miał wybierać pomiędzy ich życiem, a życiem Kateriene, oczywiście, że pokierowałbym się sercem a nie rozumem i bym wybrał moją Kathe.

Ale do cholery jasnej! W jaki sposób mam ją odbić? Mam do pomocy Rick'a i na prawdę, masę broni, ale czy to coś da? W zupełności.

- O czym myślisz? - zapytał Rick.

- O tym jak ją odbić. Nie mam pojęcia co mogę zrobić. Myślałem nad wysadzeniem osady, ale zabiję Kathe. To wszystko jest tak pojebane - mruknąłem już szczerze zmęczony i znudzony tym całym rozmyślaniem, które i tak prowadzi donikąd.

- Prawdę mówiąc też o tym myślałem, ale zastanów się. Obejmij inną strategię - podczas jazdy samochodem panowała przez chwilę martwa cisza.

O czym on mówił? Nowa strategia. Można by było wykurzyć głównie tych goryli i pod ich nieobecność wejść do budynku i odbić moją małą. Trzeba jeszcze pamiętać o wewnętrznej straży i o czymś co odwróci uwagę ochroniarzy z pierwszego etapu.

Bomba!

I to dosłownie. Podłożę bombę gdzieś w pobliżu, a w międzyczasie ja i Rick wkroczymy do środka i postaramy się odejść niezauważenie.

- Rick, mam.

Chłopak spojrzał się na mnie, a wzrok jakby miał nieobecny. Wydawało się, że nie wierzy w moje słowa. Zupełnie tak jakby były rzucone na wiatr.

- Nie patrz się tak na mnie, to coś dziwnego, że coś wymyśliłem? - zapytałem unosząc jedną brew.

- Cóż, w twoim przypadku to jednak nowość - zaśmiał się, a ja myślałem, że mnie zaraz jasny chuj strzeli! Porwali prawdopodobnie, miłość mojego życia, a on sobie będzie ze mnie żartował. Brawo dla Ricka! Ciekaw jestem czy Isabelle myśli tak samo. Muszę się jej zapytać.

- Zamknij się, w końcu i słuchaj. Myślę, że powinniśmy odwrócić uwagę straży a sami przekraść się do środka i powybijać wszystko co stanie mi na drodze do odebrania Kathe.

- No, okay. plan jest w porządku, ale została jedna, drobna błahostka, która może zawalić całą sprawę. Co ma odwrócić ich uwagę, Justin?

- Och Rick, Rick - zaśmiałem się gorzko. Łatwo mógł się domyśleć o co mi chodzi. - zapomniałeś chyba w czym się specjalizuję - odparłem przeciągle, powoli zapadając się w fotelu pasażera. Obserwowałem minę Ricka, gdy analizował to co mu powiedziałem.

Noo.. muszę przyznać, że zajęło mu to trochę, ale opłaciło się. Na końcu jego twarz wyrażała to samo co moja - podstępny uśmieszek i chęć wymordowania całego plutony tego żałosnego pedofila.

Kateriene's POV

Zaprzyjaźniłam się z Maddie. Przez te kilka godzin poznałyśmy się w dość szczegółowy sposób. Dowiedziałam się, że nazywa się Maddie Ray Calvin i ma 17 lat - tak samo jak ja. Wiem, że miała starszą siostrę, ale zginęła w wypadku samochodowym, w którym ona sama była świadkiem. Jej mama umarłam gdy miała 9 lat, a jej ojciec był alkoholikiem. Dlatego, przez te wszystkie lata opiekowała się nią siostra, która zmarła dwa miesiące temu. Przez to Maddie nie miała się gdzie podziać. Jej całe życie legło w gruzach, a ona popadła w złe towarzystwo i niestety wylądowała tutaj. Świat jest popieprzony tak samo jak ludzie na nim żyjący.

- Emm.. Maddie, mogę cię o coś zapytać? - z grzeczności nie rzucałam się na nią jak wygłodniałe zwierze na mięso, tylko starałam się podchodzić do tej sprawy nad wyraz delikatnie bo widziałam jak wyczulona i wrażliwa ona jest.

- Tak, jasne. Pytaj o co chcesz - powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Nie miałam serca jej dołować, ale jednak.. moja wścibska strona wzięła górę. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek zapanuję nad swoją ciekawością. Głupia ja.

-Cóż.. co oni tutaj z nami zrobią? - zapytałam, a ona natychmiast spoważniała. Chyba będę żałować mojego pytania.

- To ty nie wi.. - przerwały jej drzwi otwierające się i ten sam mężczyzna, który ją tu poprzednio wepchnął.

Nic się nie odzywał tylko do nas podszedł. Popchnął Maddie, tak mocno, że uderzyła głową o bezgłowie łóżka. Zerwałam się na równe nogi i chciałam podbiec do dziewczyny, ale ten sam idiota, który spowodował jej upadek.. uderzył mnie. To pierwszy mężczyzna, który od tak sobie uderzył mnie w twarz i muszę przyznać, że to .. bolało? A czego się kurwa spodziewałaś? Że jak cię uderzy to będziesz się śmiać i mu dziękować? Jak zwykle moja podła strona bierze górę.

Złapał mnie za przedramiona i wyprowadził z pokoju, do którego się już przyzwyczaiłam.

Na korytarzu, nie było już tak pięknie i przytulnie. Było zimno. I w przenośni i dosłownie. Mogę śmiało stwierdzić, że tam śmierdziało. Zupełnie tak jakby zdechło jakiś zwierzę. Coś mi się wydaję, że nie polubię tego miejsc.

Muskularny mężczyzna doprowadził mnie do potężnych mahoniowych drzwi. Nie pukając otworzył je i wepchnął mnie do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.

Zostałam sama. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Za biurkiem postawionym na końcu pokoju po jego środkowej części, obrócił się czarny skórzany fotel, a na jego miejscu, siedział ten sam blondyn o zielonych oczach. To wyglądało jak scena z jakiegoś gangsterskiego filmu, gdzie wielki szef, jest zasranym biznesmenem - "ojcem chrzestnym" - i ma zamiar się znęcać nad głównym bohaterem. Ale zawsze w takich filmach jest jakiś super bohater, który ratuje człowieka w potrzebie którym aktualnie jestem ja. Ale gdzie, do chuja, jest Justin?! - mój super bohater.

- Może zacznijmy od tego, - wyrwał mnie z zamyśleń głos tego chłopaka. - nazywam się Michael. Michael Lawreen.


***


Too.. kiedy dodajemy kolejny rozdział? xx


Never Look Back || j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz