Rozdział IV

295 30 1
                                    


Obudziłam się. Miałam piękny sen. Bycie czarownicą to by było coś. Muszę zadzwonić do Ginny i Daphne, znaczy do Wiki i Julii, żeby opowiedzieć im ten sen. Najpierw do Wiki.

Rozmowa poszła szybko. Umówiłyśmy się na 13 w lodziarni. Było to miejsce naszych najczęstszych spotkań. Teraz do Julii.

- Cześć, wstałaś już ?
- Niedawno.
- Masz dzisiaj czas, żeby się potkać ze mną i Wiki w lodziarni o 13. Mam wam coś do opowiedzenia.
- Spoko. Chętnie się spotkam.
- To do zobaczenia.
- Pa

No to trzeba się ubrać, zjeść śniadanie i wyjść. Dochodziła już 13.

- Cześć - powiedziałam do Julii, która już czekała przed lodziarnią. - Widziałaś po drodze Wiki ?
- Nie, ale chyba teraz idzie - powiedziałam spoglądając na postać, która szybko poruszała się w naszą stronę.
- Hej - przywitała się zdyszana Wiki - Wchodzimy?

Weszłyśmy i usiadłyśmy w odległym stoliku. Tak aby nikt nas nie słyszał.

- Co tak ważnego się stało, że musiałaś nas tak wcześnie wyciągać z łóżek? - spytała się blondynka.
- Znaczy... Bo chodzi o to, że... To głupie. - jąkałam się.
- Weronika, znamy się wystarczająco długo, że już mnie niczym nie zaskoczysz - zaśmiała się Wiki.
- Dobra, ale nie śmiejcie się. Okay?
- I tak będziemy się śmiać - wyszczerzyła się Julia.
- No. Miałam dzisiaj bardzo realistyczny sen.
- A to nowość! Dziś całowałaś się z Jam'em Carstairs'em czy może walczyłaś z Voldemortem? - śmiały się dziewczyny.
- Ej! Po pierwsze. Szybciej stanęłabym po stronie Czarnego Pana, ale to wynika z tego, że jestem ślizgonką. Po drugie, ten sen był realniejszy niż wszystkie pozostałe... i wy w nim też byłyście!
- Zasadniczo to ja też tak miałam. Dobra już ci nie przerywamy. Opowiadaj. - uciszyła się w końcu blondynka i razem z moją drugą przyjaciółką wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.

Skoro już się uspokoiły zaczęłam opowiadać. Jak to przez moje okno wszedł czarodziej, powiedział mi, że ja też jestem czarownicą, leciałam na miotle, dostałyśmy listy z Hogwartu, dowiedziałyśmy się prawdy o naszych rodzicach, ćwiczyłyśmy zaklęcia.

- Wow, to dziwne, ale mi śniło się to samo - powiedziała Wiki.
- I mi też - dodała z lekkim zdziwieniem Julia.
- To trochę podejrzane, że nam trzem śniło się to samo. - zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko mogło być prawdą. Nie, nie, nie ja czarownicą, moi rodzice... na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze.

- A oni mówili wam, że znów spotkamy się dzisiaj o północy ? - szepnęła Wiki, a może raczej Ginny, nawet nie wiem jak się mamy teraz do siebie zwracać.

Ja i Julia/Daphne pokiwałyśmy twierdząco głową.
- No to jest dosyć bardzo podejrzane - szepnęłam przestraszona.
- A tak poza tym, skoro oni są prawdopodobnie prawdziwi... - blondynka wzięła głęboki oddech - To my... jesteśmy czarownicami? Nasi rodzice...

Przerwała. Pomimo, że wydawałoby się iż nienawidzi swoich rodziców, ja dobrze wiedziałam, że ich kocha. Z jej rodzicami jest jeden problem. Zaniedbują ją. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że jest rozpieszczoną córusią rodziców. Rozmawiałyśmy kiedyś na ten temat. Julia może mieć wszystko oprócz czasu spędzonego wśród najbliższej rodziny: jej, dwóch braci, mamy i taty.

- Ja też nie mogę w to uwierzyć. Wydaje mi się to tak nie realne, że aż niemożliwe. Chyba tak się czują adoptowane dzieci i wiecie co? Już nigdy nie będę się śmiała choćby z żartów o nich - odezwała się w końcu Wiki.
- To nie możliwe. Ten sen to pewnie przez to, że spędzamy ze sobą za dużo czasu - próbowałam sobie wytłumaczyć.
- Wera... - zaczęła rudowłosa.
- Tak wiem, że to nie możliwe! - wybuchłam. 

Chciało mi się płakać. Czułam się kompletnie bezradnie, a teraz moje najbliższe przyjaciółki zamiast być wspierane przeze mnie, patrzą na mnie zdziwione. Czy one tego tak nie przeżywały? Nie kochały tak bardzo swojej małej wkurzającej siostry, za dużego starszego brata, wspierającej mamy, zawsze pomocnego taty... A może ja tego nie widzę. Może one przeżywają w środku to samo co ja. Zawsze świetnie rozpoznawałam co kryje się pod uśmiechem człowieka, a tym bardziej moich przyjaciółek, a teraz? Wydzieram się na nie choć spotkało je to samo... Powinnam już sobie iść i to wszystko przemyśleć.

- Ja już sobie pójdę - naglę przypomniało mi się coś niemożliwie ważnego, coś co udowodni mi, że nie straciłam rodziny - Jak w śnie przyszłam w nocy do pokoju to mój tata mnie widział. Spytam się go, czy coś pamięta!
- Dobra, leć już, a potem zadzwoń, żeby powiedzieć czego się dowiedziałaś - pożegnała mnie "Ginny", choć smutniejsza niż zwykle. Ta radosna osóbka miała w sobie takie pokłady pozytywnej energii, że wykarmiła by ja całą Afrykę biednych dzieci. Przytuliłam je jeszcze na pożegnanie i pędem ruszyłam w stronę domu.

____________________________________________________________________________________

Witam!

Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Dowiedzieliście się trochę czegoś o naszych bohaterkach. 

Teraz dwa pytania dnia. Jak wy myślicie czy to był sen? oraz Jak wy byście się czuli w takiej sytuacji?

Czekam na odpowiedzi, bo jestem ich bardzo ciekawa.


Do następnego :*



Mugolka o czystej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz