Rozdział V

252 28 0
                                    

- Jest już tata ? - wydyszałam w progu
- Jestem. A czemu ty tak dyszysz ? - spytał stojący już w holu mój ojciec.
- Biegłam z lodziarni.
- Ale po co ?

- Bo muszę cię o coś spytać... Czy dzisiaj koło 6 przyszedłeś do mojego pokoju?

- Nie wiem - powiedział i na  chwilę się zamyślił - Chyba nie.

- Aha - westchnęłam zrezygnowanie.

Muszę zadzwonić do dziewczyn, żeby im powiedzieć, że niczego się nie dowiedziałam.

***TIME SKIP***
- Kochanie idź już spać - powiedziała moja mama około godziny 22:30, kiedy siedziałyśmy w salonie przed telewizorem. Leciał jakiś nudny serial.
- Dobrze. A ty też już idziesz ? - przeciągnęłam się i wstałyśmy z kanapy.
- Tak - powiedziała i oddaliłyśmy się do swoich sypialni. 

Zamknęłam drzwi, zgasiłam lampę i oświeciłam latarkę. Zaczęłam szperać w szafie w poszukiwaniu jakiś ciepłych ciuchów. Choć jest środek lata to nocami robiło się bardzo zimno. W końcu miałam przygotowane ciemne dżinsy, granatową koszulkę z długim rękawem oraz polar. Włosy związałam w wysoki koński ogon. Zgasiłam latarkę, spojrzałam na komórkę. Dochodziła jedenasta. Postanowiłam się jeszcze chwile przespać. Zanim zasnęłam ustawiłam budzik na 11:45.

Kiedy popołudniu zadzwoniłam do dziewczyn doszłyśmy do wniosku, że mój tata powiedział "chyba", więc jest kapka prawdopodobieństwa iż oni są prawdziwi, a zarazem moja rodzina... Nie, nie myśl o tym teraz.
***
Usłyszałam alarm.
- Czas wstać - pomyślałam i ubrałam się wcześniej przygotowane ubrania. Dobra. Teraz trzeba zadzwonić do Julii.
- Hej, jesteś gotowa czy śpisz?
- Jestem gotowa.
- Mam nadzieję, że to nie był sen.
- Ja również.

Teraz czas dryndnąć do Wiki.
- Hej, śpisz?
- Nie, jestem ubrana tak jakby ten sen był prawdą.
- To tak jak ja i Julia.
- Teraz zostaje nam tylko czekać.

Odłożyłam komórkę i usiadłam przy drzwiach balkonowych.
- Żeby to nie był sen - szepnęłam sama do siebie.
- Ale co nie ma być snem - podskoczyłam ze strachu i odwróciłam się powoli.
- Nie usłyszałam jak wchodziłeś - powiedziałam oburzona, gdy przed oczami ukazał mi się Terenc Bell.
- Lata ćwiczeń - wzruszył ramionami.
- To idziemy ? - podniosłam się z podłogi i otrzepałam się z niewidzialnego pyłku.
- Jasne. Alohomora. Pani przodem - ukłonił się przede mną chłopaka i gestem ręki wskazał drzwi.
- Jaki wielki dżentelmen - zaśmiałam się.
- Mam wbijane maniery od kołyski - puścił do mnie oczko - Accio miotła.

Usiadłam na miotle, a Ter usadowił się za mną.
- To lecimy - szepnął mi do ucha. Czasami mam wrażenie, że in czerpie z tego satysfakcję.  Za każdym zatem jak się nade mną pochyla przechodzi mnie dziwny dreszcz i się spinam.
Nadal trochę się bałam latania, ale więcej czerpałam z tego radości.
Leciałam. JA LECIAŁAM i to w dodatku NA MIOTLE, a za mną siedzi CZARODZIEJ. I to JAKI czarodziej. To zabrzmiało jakby nie wiem, była w nim zakochana. A tak nie jest! Czemu tłumacze się samej sobie?! To bez sensu. To przez niego. On tak wpływa na mnie. Nie mogę się  przez  niego skupić.  Moje myśli latają gdzieś wokół jego szmaragdowych oczu, pełnych ust, brązowych i zawsze w nieładzni włosów... STOP! To straszne. Coraz częściej przyłapuję się na rozmyślaniu... on NIM. Niech ta podróż się skończy, żebym w końcu przestała musieć się do niego przytulać... co NIESTETY sprawia mi przyjemność. Kiedy znów zobaczę dziewczyny i chłopaków nie będę się myśleć o nim.

To już trawa za długo. Czy on leci jakąś dłuższą drogą?  Robi to specjalnie! Cały czas czuje jego oddech na karku, a moje nozdrza są wypełnione zapachem jego perfum. Trzeba przyznać. Ładnie pachnie.

------------------------------------------------------
Witam, witam.
Wróciłam! Jestem! Możecie czytać, gwiazdkować i komentować! 
Za wszelkie błędy przepraszam, ale dopracowałam to na komórce, więc może w nim być więcej literówek itp. niż zwykle.

Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki i komentarza!


Mugolka o czystej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz