Rozdział VI

274 34 3
                                    

Wylądowaliśmy na tej samej łące co wczoraj. Tym razem to my byliśmy pierwsi.

- Mogę cię o coś poprosić?

- Tak...

- Daj mi coś, przez co będę miała pewność, że to wszystko... No wiesz. Nie sen. Trochę trudno uwierzyć w... to wszystko - jąkałam się, mówiąc praktycznie szeptem.

Bell zamyślił się. Następnie sięgnął po coś spod koszulki. Podszedł do mnie bliżej, tak że prawie stykaliśmy się nosami. Zrobiło mi się cieplej. Mam wrażenie, że się zarumieniłam.

- Proszę - podał mi mały medalik. Kilka razy odwróciłam go w ręku. Z jednej strony wybity był jakiś herb, a z drugiej znajdowało się zdjęcie uśmiechającego się do mnie Terenca.

- Co to? 

- To magiczny nieśmiertelnik.  W mojej rodzinie, po urodzeniu każdy dostaje taki medalion, aby mógł udowodnić, że jest prawdziwym czysto-krwistym Bellem. Moi rodzice mają niezłą jazdę na całą tą czystokrwistość. Tym bardziej moja mama, ale odkąd wujek Draco i Blaise wybrali sobie TAKIE dziewczyny, to trochę się ogarnęli. 

- To chyba nie możesz mi go tak oddać? - na otwartej dłoni oddawałam mu już medalik. On jednak zamknął moją rękę i odsunął od siebie.

- Mój tata go z duplikowała, na wypadek gdybym go zgubił. Mam jeszcze jeden w domu. - zaśmiał się. 

W tej samej chwili przyleciał Geo i Scorp z Ginny i Daphne.

- Wow, szybki jesteś. Poznałeś ją wczoraj, a już się z nią cmokasz - powiedział z wielkim wyszczerzem na twarzy młody Zabini. Momentalnie odskoczyłam od Tera. Czy to naprawdę wyglądało jakbyśmy się całowali? 

- To nie tak. Terenc chciał mi... - lecz ten mi przerwał. Spojrzałam na niego. Chłopak wyciągnął się jak struna i spojrzał na niego ozięble.

- Luna tylko mnie o coś pytała - wytłumaczył dosadnie.
- Dobrze, dobrze, panie wrażliwe serduszko - czarnoskóry uniósł ręce w geście kapitulacji.

- Hahahahaha... To mu wyszło - powiedział przez śmiech Scorp.

Po chwili cała masz szóstka śmiała się serdecznie.

- Dobra, trzeba w końcu zrobić coś pożytecznego. To najpierw zaklęcia czy trochę bliższe poznanie się? - przerwał śmiechy Diabeł i spojrzał na Ginny znacząco, a ta po raz kolejny oblała się szkarłatnym rumieńcem.

- Wczoraj były zaklęcia to może dzisiaj się lepiej poznamy - uzasadniła swój wybór Daphne.

- Zgadzam się - uśmiechnął się Scorp.

- Mi się podoba - powiedział Bell i podszedł do mnie. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Najpierw dał mi coś tak cennego, potem potraktował mnie jakby nic do mnie nie czuł, a teraz znów do mnie podchodzi? Może źle odczytałam jego znaki? Może on po prostu chce się zaprzyjaźnić, a ja sobie coś ubzdurałam?

Ja jako doświadczony harcerz wraz z Gin ruszyłyśmy do lasu po gałęzie, a chłopacy mieli ułożyć krąg z kamieni oraz znaleźć coś na czym można siedzieć. Dafne i Smok postanowili nam nie pomagać tylko oddalić się. Gdy szukałyśmy odpowiedniego drewna. Zobaczyłyśmy tą parkę leżącą koło siebie na ziemi. Postanowiłyśmy, że nie będziemy im przeszkadzać i tłumiąc śmiech udałyśmy się gdzieś indziej.

Po powrocie, zobaczyłyśmy, że Bell i Diabeł uporali się ze swoim zadaniem równie dobrze jak my z naszym.
Po chwili wszyscy siedzieliśmy w kręgu przy ognisku.  

- Więc powiedz coś o sobie - zagadał do mnie zielonooki.

- No, a więc... Moje życie nie jest zbyt ciekawe, ale... - zaczęłam mu opowiadać.- Wow. To aż podejrzane, że jesteś tak bardzo podobna do mnie. A tak poza tym to przepraszam, że wczoraj od razu odleciałem, ale moi rodzice nie wiedzą, że wam powiedzieliśmy... Moi rodzice w ogóle nie chcieli wam powiedzieć. Więc musiałem szybko wrócić.

Mugolka o czystej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz