Rozdział XXIII

135 20 4
                                    

   Następnie kupiliśmy kociołki, teleskopy, wagi, podręczniki i kufry. Teraz różdżki.

    - Czas na Olivandera. Jeden problem. Ten dziadek jest strasznie zrzedliwy, dlatego może wejść tylko jedna osoba. Kto chce pierwszy? - Terenc'owi odpowiedziała cisza - Nie wyrywajcie się tak. No to... Luna. Wierzę, że sobie poradzisz.

   Już miałam się sprzeczać, ale gdy zobaczyłam błagalny wzrok Bella, zrezygnowałam z protestów. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do sklepu. Przywitał mnie dźwięk dzwonka i kurz. Wszędzie go było pełno. Po chwili zobaczyłam strasznego mężczyznę za ladą. Przyglądał mi się dokładnie.

   - To ona - powiedział cicho - Wyglądasz dokładnie tak jak Jennifer. Ale oczy. Cały blask Daniela. Panna Partinson prawda?
   - Tak. Kto to Jennifer i Daniel? Czy to moi... rodzice? - dziwnie nazywać tak osobę, o których nic nie wiesz.
   - Oj. Biedaczka. Nawet ich nie znałaś? To byli cudowni czarodzieje. Bardzo potężni. Ale od tamtej nocy... Nie chce o tym mówić. Pewnie chcesz jakaś różdżkę.
   - Proszę. Niech pan mi coś powie o nich. Coś więcej. Nic o nich nie wiem - w moich oczach zebrały się łzy. Nawet nie znałam tych ludzi, ale jedak... to moi rodzice. Mój błagalny ton chyba do nie przekonał.
   - Wybacz. To było dawno temu. To była straszna noc. Jedyne co mogę ci powiedzieć, że po tym co tam zaszło, nie zostało żadnego śladu. Co powiesz na tą?

   Mężczyzna podał mi długi patyk.

   - 11 cali, czarny dąb, włos willi, giętka - wyrecytował - No dalej. Machnij lekko.

   Zrobiłam ruch nadgarstkiem, ale nic się nie stało. Ollivander wyrwał mi ją z ręki.

   - Nie, nie, nie. To nie to.

   Mężczyzna zniknął przyniosły zakurzone pudełko. Otworzył i wyjął patyk. Z wielką ostrożnością podał mi go.

   - 10 i pół cala, jarzębina, włos z grzywy jednorożca, sztywna.

   Wzięłam kawałek drewna. Została cudnie zdobiona. Cała była pokryta motywami liści oraz drzew. Przesunęłam po jej całej długości, przeszły mnie przyjemny dreszcz.

   - Widzę, że ci się podoba. Wypróbuj.

   Ponownie wykonałam ruch nadgarstkiem. Snop niebieskich i żółtych iskier wystrzelił z jej końca.

   - To to. Proszę - mężczyzna odebrał ode mnie różdżkę zapanował ją do prostokątnego pudełka. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Z uśmiechem na ustach ruszyłam do Pubu pod Trzema Miotłami, gdzie umówiłam się z przyjaciółmi.

  - Jak tam zakupy? Jaka zdobyczy? - zasypali mnie pytaniami, gdy tylko usiadłam przy stoliku.

   - Sami zobaczcie - wyciągnęłam pakunek z torby, którą powiesiłam na oparciu krzesła - 10 i pół cala, jarzębina, włos z grzywy jednorożca, sztywna.

   - Piękna jest - zachwycała się Dafne.

   - No. Całkiem całkiem - przyznał Geo.

   - No to teraz ja. Życzcie mi szczęścia - ruszyła w stronę drzwi Ginny.

   - Musimy coś jeszcze kupić? - rzuciłam chowając różdżkę do torby.

   - Pomysłem, że może mógłbym kupić Wiewiórce miotłę. Na pewno bardzo by się ucieszyła - podrapał się po głowie czarnoskóry.

   - Uuu... ktoś tu wpadł po uszy - zaśmiałam się.

   - Nie wiem o co ci chodzi - powiedział - Smoczuś pomożesz mi coś wybrać? Twój tata się zna, wiec ty też pewnie coś wiesz.

Mugolka o czystej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz