Rozdział 29: "Wolę wyjść z tego z głową..."

537 41 26
                                    

Kiedy się obudziłam, słońce już lekko świeciło.
Wstałam, przeciągnęłam i już miałam przerzucić nogi przez framugę łóżka gdy uświadomiłam sobie, że jestem dość... wysoko...
Momentalnie złapałam się karku Pegaza. Usłyszałam za sobą śmiech. Poczerwieniałam.
- Hah! Uważaj - usłyszałam Percy'ego, podleciał bliżej
- Ludzie, teraz tędy! - zawołała wyrocznia. Wszyscy wyruszyliśmy w kierunku, który wskazała.
Lecieliśmy przez kilka godzin, co jakiś czas zmieniając lekko kurs. Nagle Rachel gwałtownie się zatrzymała. Zmarszczyła brwi, przybierając lekko zdziwiony wyraz twarzy
- Co się stało? - spytałam ją. Odwróciła głowę w moją stronę i odpowiedziała
- Coś jest nie tak... - popukała się palcem po wargach - Są dwie
- Dwie? - zapytałam, nie do końca rozumiejąc
- Dwie ścieżki, dwa ślady, dwie złote wstęgi - wytłumaczyła - Jedna prowadzi dalej tą drogą, druga skręca w lewo, za tamte drzewa
Wskazała lasek nieopodal
- Czy tak powinno być? - zapytałam śmiejąc się ze zdenerwowania
- Coś musiało się stać... - szepnęła Ann i klepnęła pegaza, który natychmiast poszybował w dół
- Annabeth, czekaj! - zawołał Percy i zrobił to samo. Po chwili Rachel wzruszyła ramionami i zrobiła to samo.
Spojrzałam na Nico, który w tym samym czasie zerknął na mnie i podążyliśmy za nimi.
Kiedy już wszyscy znaleźli się na ziemi przed nami ukazała się jakby ścieżka. Drzewa tworzyły tunel zieleni, ociężałe gałęzie zwieszały się do środka, a rozkwitnięte wielkie zielone liście tworzyły swojego rodzaju zadaszenie. Gdzieniegdzie w koronach drzew pojawiały się kwiaty. Wyglądało to magicznie, niczym wyjęte z bajki
- Łał... - wyszeptałam - prześliczne...
Gdy stałam w osłupieniu Rachel wybiegł przed nas, po czym odwróciła się, pomachała i zawołała
- Ej ruszcie się! - krzyknęła - Do runa droga tędy!
Kiedy weszliśmy w "magiczny tunel" słońce zaczęło prześwitywać przez krople rosy znajdujące się na liściach rozszczepiając się na miliony promyczków
- Jeju... - z oszołomienia nie mogłam wydobyć z siebie nic innego jak westchnienia  zachwytu - Ja...
Wszyscy byli pod wrażeniem tego piękna... No... Prawie wszyscy...
Nico idący (dziwnym trafem) zawsze nie daleko mnie mocniej nacisnął kaptur od bluzy na głowę. Widać było, że nie za dobrze radzi sobie z takim otoczeniem. Chciałam mu jakoś pomóc więc wyciągnęłam swoje okulary przeciwsłoneczne z plecaka i nacisnąć je mu na nos (nie pytajcie mnie jak się tam znalazły, sama nie wiem)
- Dzię-
- Muszę przyznać, że ślicznie ci w różowym - powiedziałam zanim zdążył dokończyć, po czym wybuchła gromkim śmiechem. Nico poczerwieniał. Musze przyznać że wyglądał słodko w bluzie z trupią czachą, różowych okularach i twarzy koloru pomidora
- Te papużki-nierozłączki, chyba dotarliśmy na miejsce - po tekście naszej niezastąpionej wyroczni postanowiłam dołączyć do klubu pomidorów.
Przed nami ukazała się wielka polana. Wydawała się jakby wyjęta z rzeczywistości, trawa wyglądała jakby nigdy nie miała styczności z cywilizacją, większość kwiatów była rozkwitnięta, drzewa były nie normalnie wielkie (aż trudno było uwierzyć,  że coś takiego znajduje się dwadzieścia kilometrów od Long Island w głąb kraju). Jednak rekordzistą okazało się być drzewo znajdujące się naprzeciwko nas na końcu polany. To monstrum miało jakieś sto dwadzieścia metrów! Było nawet wyższe od tego czempiona, o którym kiedyś czytałam w gazecie (Tamto miało 115.61m i nazywało się Hyr... Hip... Hyp... Hyperion, czy jakoś tak). Lecz nie to było najdziwniejsze, był nim fakt i jedna gałąź zwisała nienaturalnie tuż przy ziemi, podczas gdy reszta zaczynała się gdzieś na wysokości setnego metra
- Czy to możliwe... - wyszeptała Ann
Na tej najniższej gałęzi coś połyskiwało. Rzecz ta otoczona była jakaś dziwną aurą, na pewno nie należąca do naszego świata. Annabeth puściła się pędem, jak i reszta z nas. Nie wiem dlaczego nie miałam dobrych przeczuć
- Annabeth -  zaczęłam - Nie wiem dlaczego, ale coś mi nie gra...
Gdy wypowiadałam te słowa dziewczyna docierała już do drzewa. Cos nie dawało mi spokoju, miałam wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. 
Annabeth w tym czasie dobiegła już do gałęzi i wyciągają rękę aby sięgnąć po materiał
- Nico coś mi bardzo nie odpowiad-
Ale nie dokończyłam w kąciku oka zauważyłam o co mi chodziło - Nico szybko zabierz mnie do tamtego cienia!
Chłopak nawet się nie wahał, chwilę później Byłam już tam gdzie o to prosiłam (bonus nudności jak cholera)
- Annabeth czekaj! - krzyknęłam I w ostatniej chwili przyciągnęłam ja do siebie i razem upadłyśmy na trawę. Dosłownie sekundę później dziwny ostry przedmiot wylądował w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała Ann - Huh! Wiesz, powiem ci, że jednak wolę wyjść z tego z głową....
____________________________
*puk puk*
*wychyłka zza drzwi*
Emm... No... Ten tego ten...
...
..
.
Ja bardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzobardzo przepraszam!!!!
Nie było mnie chyba wieki, jest mi bardzo przykro z tego powodu ale wiele się stało, nowa szkoła,  znajomi, zainteresowania itp. i po prostu trochu się zapomniało o wattpadach, fanach (o ile mogę was tak jeszcze nazywać) i całym życiu pisarskim.
Chciałam was jeszcze raz przeprosić i powiedzieć, że wracam do roboty i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną ^^
Kocham was wszystkich i mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.
Do następnego :3
Narka <3
~C.P

Joan Kross and the Greek Mythology : Zagadka Runa Percy Jackson FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz