Rozdział 2 "Wyruszam w świat"

2K 141 2
                                    

Wiem, że zapowiadałam, że rozdziały będą wychodzić co niedzielę, ale naszła mnie ochota aby już teraz go dodać :3
CP
Córa Posejdona
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Witam Pani Kross

- Grover ?!? A co ty tu ro...

- Nie mamy czasu proszę Pani

- Ale...

Nie wytrzymałam, no bo przecież o co im wszystkim chodzi !

- O co biega, po co przyszliśmy do mojej mamy ?!? - zapytałam, a mama spojrzała na mnie tak, jakby dopiero co spostrzegła, że tu jestem ( a może rzeczywiście tak było... )

- Córciu... ja... - zaczęła

- Naprawdę nie mamy czasu - wtrącił się mój kozłonogi przyjaciel

- Grov, proszę... - zrobiłam błagalną minę

- Ale... - zawachał się - No dobra

Spojrzałam na mamę

- Proszę... powiedz mi co tu się dzieje - zapytałam

- Ja... Teraz nie mogę... Potem ci wszystko wyjasnią, ale teraz... teraz musimy się pożegnać, niedługo wszystko zrozumiesz... - odpowiedziała

- To znaczy... już się nie zobaczymy...- ledwo wydusiłam z siebie tych kilka słów

- Na razie, córciu... Nie żegnamy się na zawsze - powiedziała, a następnie wyszeptała - Mam taką nadzieję...

Niestety zostałam obdarowana bardzo dobrym słuchem. Padłam w objęcia mamy. Jak zawsze pachniała kwiatami - a zwłaszcza moim ulubionym, różą - i słodyczami. Swoje kasztanowe włosy upięła w kok, a jej zielonkawe oczy przybrały barwę piwną, jej jasna cera połyskiwała w słońcu, a czerwone usta nabrały wiśniowej barwy. Niewiarygodne jak była ode mnie różna. Ja również miałam kasztanowe włosy, ale nieco ciemniejsze, lecz na tym kończą się podobieństwa, ja miałam niebieskie - podchodzące pod kolor szmaragdowy - oczy, cerę która wygląda jakbym dopiero co zeszła z plaży, różowe usta i mały nos. Jednak zawsze rozumiałyśmy się, nawet bez słów, a teraz musiałam się z nią rozstać. Łzy wybierały mi w oczach, niestety nie powstrzymałam ich. Teraz malowały najróżniejsze wzorki na bluzce mamy

-Już, już - zaczęła gładzić mnie po głowie - Wszystko będzie dobrze...

Przez chwilę słyszałam w jej głosie niepewność

- Naprawdę musimy już iść... - wtrącił się Grover, a ja miałam ochotę go udusić

- Dobrze - oddałam łzy wierzchem dłoni - Daj mi tylko coś zabrać

Nie czekając na odpowiedź, wpadłam do domu. Mój dom stał na jednej z przecznic Manhattanu, niedaleko Empire State Building. Mały domek, białe ściany i brązowy dach.

Pobiegłam po schodach na górę i wbiegłam do mojego pokoju.

Głabnęłam pierwszy lepszy plecak i zabrałam się za pakowanie. Wzięłam zdjęcie, które zawsze miałam pod poduszką; przedstawiało ono moją mamę i mojego tatę. Mama wyglądała tak jak teraz, a tata... no cóż... tata miał czarne włosy, niebieskie, a raczej morskie oczy, a w ich kącikach kurze łapki. Ubrany był w zielonkawe szorty, niebieski T-shirt i kapelusz rybacki.

To jedyne jego zdjęcie, znalazłam je kiedyś u mamy w garderobie. Nie wiem dlaczego je chowała, ale zabiłaby mnie gdyby dowiedziała się, że je mam.

Wrzuciłam zdjęcie do plecaka. Wpakowałam też mój "zeszyt". To był mój taki pamiętniko-zeszyt. Zapisywałam w nim tak jak w pamiętniku, ale... no... tworzyłam w nim również piosenki...

Gdy skończyłam z pakowaniem pognałam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy i włożyłam je. Kostium zostawiłam na podłodze. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój pokój i wyszłam...

- Jestem gotowa - powiedziałam bez większego entuzjazmu

- To ruszamy - Grover próbował mnie pocieszyć - skoczył i stuknął kopytkami w powietrzu - nie pomogło. Nadal byłam przybita, chyba każdy by na moim miejscu taki był

- Dowidzenia mamo... - zaczęłam, ale głos mi się załamał

- Dowidzenia córciu - nienawidziłam jak tak mnie nazywała, lecz teraz zabrzmiało to tak ciepło, że miałam ochotę paść jej w ramiona i zalać się łzami...

Jednak, rzuciłam tylko ostatnie spojrzenie i razem z Groverem ruszyliśmy ku naszemu celowi - czymkolwiek on był...

* * *

Joan Kross and the Greek Mythology : Zagadka Runa Percy Jackson FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz