15 marca 2008 (sobota)
Życie Sophie Evans już nigdy nie będzie takie same. Już nigdy, ale to przenigdy nie spojrzy
na świat z perspektywy zwykłego śmiertelnika. Jej przełom zaczął się w najzwyklejszy deszczowy,
ponury dzień na południu Wielkiej Brytanii.
- Cudownie! Znowu się spóźnię! - Sophie spojrzała ukradkiem na zegarek i mocnym
pociągnięciem szczotki przeczesała długie, falowane kasztanowe włosy. Ostatni raz przejrzała się w
lustrze. Mimo iż naprawdę była ładną dziewczyną, to miała o sobie niską samoocenę.
Ludzie zbyt często mówią jej, że jest urocza jak mała dziewczynka.
I to wcale nie za sprawą wzrostu, a ogromnych piwnych oczu, małego noska i odrobiny
dziecięcej buzi. To trochę uporczywe, zwłaszcza gdy ma się dziewiętnaście lat. Co do wzrostu to
nie ma co narzekać - 170 cm. To naprawdę idealny wzrost dla „dziewczyny.
Sophie na jednej nodze wybiegła z domu prosto na deszcz. Krople bębniły w markizę
zawieszoną nad sklepem warzywnym wybudowanym naprzeciwko domu jej rodziców. Przez ulicę
przejechała taksówka, o mało co nie chlapiąc ją wodą z kałuży.
- Tylko nie to! - dziewczyna szybko wróciła się do środka po parasol. Biegnąc, ze
zdenerwowaniem spoglądała na zegarek.
- Świetnie. Już pięć po szóstej! - przyśpieszyła.
Sophie Evans mknęła przez angielskie deszczowe ulice Harlow.
W mieście, w którym się urodziła, chodziła do szkoły oraz z którego nie ma zamiaru się
ruszyć.
Teraz pędziła na spotkanie z chłopakiem, który najprawdopodobniej siedzi na deszczu już
jakieś pół godziny.
W końcu dostrzegła zmoknięte „biedaczysko" stojące pod drzewem, rozglądające się na
boki. Nawet jakby miał tak stać przez godzinę, nie ruszyłby się stamtąd.
- Billy. Wybacz... Długo czekałeś? - wydyszała.
Wysoki brunet z krótko przystrzyżonymi włosami, wątłej postury, mimo iż był kompletnie
przemoknięty uśmiechał się szeroko, mrużąc przy tym zielone jak liście dębu, oczy.
- Ależ skąd, dopiero przyszedłem - skłamał, nie chcąc martwić swojej dziewczyny.
„Mój kochany Billy" - pomyślała. - No to gdzie możemy pójść? - zapytała.
Deszcz przestał padać. Przez chmury, powolutku przebijały się promienie słoneczne.
Pojedyncze krople zsuwały się z liści drzew. Na chodniku lśniły kałuże, a w powietrzu unosił się
miły zapach.
- A może po prostu się przejdziemy? Akurat przestało lać. - Billy nabrał głęboko w płuca
powietrze. - Ach. Uwielbiam ten zapach po deszczu. A ty?
Sophie kiwnęła głową. Ujęła jego rękę. Oboje ruszyli przez uliczki miasta. Przechodząc
niedaleko parku, zauważyli ambulans oraz dwóch funkcjonariuszy pogotowia ratunkowego.
CZYTASZ
klan nieśmiertelnych
Fantasyjest to opowieść o miłości, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Opowieść o młodej dziewczynie, która z tragicznych przyczyn znalazła się pod opieką pięciu nieśmiertelnych mężczyzn, którzy całe swoje życie poświęcili na chronieniu rasy ludzkiej prz...