10

92 7 0
                                    


- Co tu robisz? - warknął Chris, schodząc z konia. Ze wszystkich stron otaczał ich gęsty las

iglasty.

- No jak to co? Przyjechałem cię szukać.

- Daj mi spokój. Powiedz wszystkim, że nie mogłeś mnie odnaleźć - odparł Chris, głaszcząc

czarnego konia po łbie.

- Nie ma mowy! Przyjechałem tu po ciebie, a jak nie chcesz ze mną wracać, to ja pojadę z

tobą... - Riskal przez chwilę skupił się na myślach Chrisa.

- Błagam cię Riskal, tylko nie mów o tym nikomu, a zwłaszcza Sophie... I tak już

zapewniliśmy jej wystarczająco dużo stresu.

-Nie martw się. Nie mam zamiaru jechać do domu, pojadę z tobą.

- Nie wtrącaj się... To niebezpieczne, jedź do domu natychmiast!

- Po co się stawiasz? I tak wiesz, że tego nie zrobię... I tak pojadę z tobą.

- Chris ciężko westchnął. -A jesteś chociaż uzbrojony?

Riskal uśmiechnął się szeroko i wyjął zza pazuchy srebrny miecz.

- To mój ukochany miecz... Wygrałem go w pojedynku jakieś 1850 lat temu w Rzymie...

Gdy byłem gladiatorem. A dzięki Eingardowi to w ogóle nie rdzewieje. Ach te ich elfickie

sztuczki... Ej no. Nie patrz tak na mnie! A coś ty sobie myślał? Nie pozwolę ci się tłuc w

samotności!

- No dobra, jedziemy Riskal! - Chris ponaglił konia. Chwilę potem anioł galopował tuż przy

nim.

* * *

Sophie wspięła się po schodach na górę. Miała dość wszystkiego. Chciała zapaść się

głęboko w pościel miękkiego łóżka. Otworzyła drzwi od swojego pokoju.

- Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniłaś? - Sophie trzymała jeszcze w dłoniach klamkę. Ze

strachem rozejrzała się po pokoju, aby zobaczyć skąd wydobywa się znajomy jej głos. Głos, który

przywołał wszystkie makabryczne wspomnienia. Głos, którego właściciel zamordował już niejedno

bezbronne istnienie.

- POMOO... - w ułamku sekundy wampir zmaterializował się z drugiego końca pokoju za

plecami dziewczyny i zakrył jej usta.

- Dobrze ci radzę plugawa szmato, nie odzywaj się! Jeszcze słowo, a skręcę ci kark tu i

teraz! - od wampira czuć było mieszankę czegoś rdzawego, słono-słodkiego zapachu... To była

krew. - Jak będziesz grzeczna, to twojemu bohaterowi nic się nie stanie. Dobrze, że pojechał z nim

ten pieprzony jasnowidz.

George wyjął z kieszeni szmatkę, którą wepchnął głęboko do ust dziewczynie tak, że

zebrało jej się na wymioty. Potem zawiązał jej grubym sznurem ręce i nogi. Przy okazji zranił ją

ostrym nożem tak, że jej krew pociekła na podłogę. Ból z powodu powykręcanych kończyn był nie

do zniesienia. Wampir nie miał najmniejszego zamiaru okazać litości. Założył ją sobie na ramieniu

niczym worek i z prędkością błyskawicy wybiegł na dół, zamykając za sobą potężne wrota bez

klan nieśmiertelnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz