7

109 8 0
                                    

- Kwadrans po siódmej - powiedziała Sophie sama do siebie, wpatrując się w ogromny zegar

stojący przy wejściu. - Dlaczego nikt nie przyszedł na kolację? W całym domu cisza jak makiem

zasiał, odkąd wyszłam z łazienki. Nie lubię jeść samotnie...

Sophie udała się z jadalni na hol. Przeszła niedaleko ogromnych wrót i pokierowała się w

stronę schodów. Nagle ciszę przerwał głośny grzmot, a wszystko rozjaśniło się w ułamku sekundy.

„Brr... Ale straszny piorun... Rano śnieg, teraz burza" - pomyślała Sophie.

Nagle z wielkim hukiem otworzyły się hebanowe drzwi. Do środka wleciało mnóstwo liści

niesionych przez porywisty wiatr. W całym domu zadźwięczały huki wydobywające się z

podwórza. Jęki wiatru i głuche grzmoty. Sophie z przerażeniem wpatrywała się w postać, która z

trudem zamknęła drzwi pchane przez wiatr. Gdy w końcu je zamknęła, ruszyła w kierunku szafy.

Istota ta miała długą, granatową pelerynę z kapturem, przez który Sophie nie mogła ujrzeć twarzy

właściciela. Stała jak wryta i wpatrywała się w przybysza. Ten zaś otrzepał się energicznie z wody i

brudu, po czym zapalił świeczkę, która zgaszona została przez podmuch wiatru.

- O wiele lepiej, jak jest jasno, prawda? - odezwał się męskim głosem.

Sophie zamurowało. Co to ma być?!

Przybysz zdjął przemoczony płaszcz i powiesił go na wieszaku stojącym obok drzwi.

Zachowywał się tak jakby tu mieszkał, beztrosko wszedł do salonu i usiadł wygodnie na kanapie,

wyciągając nogi na stoliku do kawy. Oszołomiona Sophie stanęła u progu drzwi i z

niedowierzaniem wpatrywała się w gościa. Miał długie aż do pasa proste, czarne, lśniące włosy.

Jego karnacja przypominała biel cery Chrisa. Na nogach miał długie, czarne zamszowe kozaki za

kolana. A jego szata była ozdobiona w jakieś dziwne, a zarazem cudowne kształty. Na łokciach

przybysz miał metalowe rękawice zakończone na końcu ostrymi czubkami. Jednak to co zdziwiło

Sophie najbardziej, to były długie szpiczaste uszy sterczące w górę.

- No i co tak stoisz Alexandro? Przyniosłabyś mi coś do picia! - powiedział przybysz, nawet

nie patrząc w jej kierunku.

- Ja - ja - a - a...

- Co się tak jąkasz?

- Ja nie jestem Alexandra! - krzyknęła oburzona Sophie, której udało się odzyskać głos.

Stwór przeniósł wzrok na Sophie. Przetarł szare, pozbawione źrenic oczy i wstał jak poparzony. Z

niedowierzaniem wpatrywał się w Sophie. Wyglądał na przerażonego.

- C - C - CO?! J - J - JAK TY?! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!

Wyjął zza pazuchy czarny krzyżyk i uniósł go w jej stronę. Z kieszeni wyjął czosnek i

zaczął nim rzucać w Sophie równie przestraszoną co on sam.

- E - EL - ELIZABETH! NIE NAWIEDZAJ MNIE, ZJAWO!!! DUSZO NIECZYSTA!!!

Nienawidzę duchów - zapiszczał.

klan nieśmiertelnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz