- Kwadrans po siódmej - powiedziała Sophie sama do siebie, wpatrując się w ogromny zegar
stojący przy wejściu. - Dlaczego nikt nie przyszedł na kolację? W całym domu cisza jak makiem
zasiał, odkąd wyszłam z łazienki. Nie lubię jeść samotnie...
Sophie udała się z jadalni na hol. Przeszła niedaleko ogromnych wrót i pokierowała się w
stronę schodów. Nagle ciszę przerwał głośny grzmot, a wszystko rozjaśniło się w ułamku sekundy.
„Brr... Ale straszny piorun... Rano śnieg, teraz burza" - pomyślała Sophie.
Nagle z wielkim hukiem otworzyły się hebanowe drzwi. Do środka wleciało mnóstwo liści
niesionych przez porywisty wiatr. W całym domu zadźwięczały huki wydobywające się z
podwórza. Jęki wiatru i głuche grzmoty. Sophie z przerażeniem wpatrywała się w postać, która z
trudem zamknęła drzwi pchane przez wiatr. Gdy w końcu je zamknęła, ruszyła w kierunku szafy.
Istota ta miała długą, granatową pelerynę z kapturem, przez który Sophie nie mogła ujrzeć twarzy
właściciela. Stała jak wryta i wpatrywała się w przybysza. Ten zaś otrzepał się energicznie z wody i
brudu, po czym zapalił świeczkę, która zgaszona została przez podmuch wiatru.
- O wiele lepiej, jak jest jasno, prawda? - odezwał się męskim głosem.
Sophie zamurowało. Co to ma być?!
Przybysz zdjął przemoczony płaszcz i powiesił go na wieszaku stojącym obok drzwi.
Zachowywał się tak jakby tu mieszkał, beztrosko wszedł do salonu i usiadł wygodnie na kanapie,
wyciągając nogi na stoliku do kawy. Oszołomiona Sophie stanęła u progu drzwi i z
niedowierzaniem wpatrywała się w gościa. Miał długie aż do pasa proste, czarne, lśniące włosy.
Jego karnacja przypominała biel cery Chrisa. Na nogach miał długie, czarne zamszowe kozaki za
kolana. A jego szata była ozdobiona w jakieś dziwne, a zarazem cudowne kształty. Na łokciach
przybysz miał metalowe rękawice zakończone na końcu ostrymi czubkami. Jednak to co zdziwiło
Sophie najbardziej, to były długie szpiczaste uszy sterczące w górę.
- No i co tak stoisz Alexandro? Przyniosłabyś mi coś do picia! - powiedział przybysz, nawet
nie patrząc w jej kierunku.
- Ja - ja - a - a...
- Co się tak jąkasz?
- Ja nie jestem Alexandra! - krzyknęła oburzona Sophie, której udało się odzyskać głos.
Stwór przeniósł wzrok na Sophie. Przetarł szare, pozbawione źrenic oczy i wstał jak poparzony. Z
niedowierzaniem wpatrywał się w Sophie. Wyglądał na przerażonego.
- C - C - CO?! J - J - JAK TY?! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Wyjął zza pazuchy czarny krzyżyk i uniósł go w jej stronę. Z kieszeni wyjął czosnek i
zaczął nim rzucać w Sophie równie przestraszoną co on sam.
- E - EL - ELIZABETH! NIE NAWIEDZAJ MNIE, ZJAWO!!! DUSZO NIECZYSTA!!!
Nienawidzę duchów - zapiszczał.
CZYTASZ
klan nieśmiertelnych
Fantasyjest to opowieść o miłości, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Opowieść o młodej dziewczynie, która z tragicznych przyczyn znalazła się pod opieką pięciu nieśmiertelnych mężczyzn, którzy całe swoje życie poświęcili na chronieniu rasy ludzkiej prz...