Wjeżdżamy właśnie do miasta. Jest po 16, ale słońce świeci mocnej niż w południe. Lottie znalazła na mapie nasz motel, więc tam się kieruję. Na miejscu jesteśmy po jakichś 10 minutach. Wzięłam torbę, a Lottie plecak i poszłyśmy do recepcji.
Za szklaną szybą siedziała kobieta. Bardzo stara kobieta. Cała jej twarz była poorana zmarszczkami. Kosmyki siwych włosów wydostawały się z mocnego koka. Gdy nas zobaczyła na jej twarzy zagościł grymas, który w żadnym stopniu nie przypominał uśmiechu.
- Dzień dobry, chciałybyśmy... - zaczęła Lottie, ale nie udało jej się skończyć bo recepcjonistka zaczęła majaczeć:
- Tee... oczy...! - spojrzała na mnie - Proszę! Nie zabijaj mnie! - krzyczała
- Nie zamierzam pani zabić. Chciałyśmy tylko odebrać rezerwacje... - kobieta cofnęła się pod samą ścianę z kluczami do pokoi. Patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Odwróciła się od nas, zdjęła kluczyk z tabliczką 216 i szybkim gestem podała go przez szparę w oknie.
Popatrzyłam na Lottie. Była tak samo zdezorientowana jak ja. Odwróciłam się jeszcze raz w stronę recepcji, ale w oknie, przed którym chwilę temu stałyśmy były pozaciągane rolety.
***
Mija właśnie północ. Zaczęłyśmy się zbierać. Lottie załatwiła nam przebrania, tak więc ja założyłam na siebie blond perukę, koszulę w czarno-białą kratę i czarne rurki, a Lottie ciemną perukę z blond ombre i czerwoną koszulę z jasnymi jeansami. Wszystkie rzeczy zabieramy ze sobą. Nie planujemy już tutaj wrócić. W sumie to w żadnym miejscu nie zostajemy dłużej niż jeden dzień. Tak jest łatwiej zmylić gliny i nie tylko, przez to trudniej jest nas namierzyć.
Zamykam pokój i schodzę do recepcji. Rolety dalej zasłaniają okno, więc klucz zostawiam w widocznym miejscu obok wejścia i wychodzimy.
Wsiadamy do samochodu i odpalam silnik. Ustaliłyśmy, że samochód sprzedamy, a kase z niego odłożymy na Malediwy. Podjeżdżam pod najsłynniejsze kasyno w Las Vegas. Zgodnie z planem Lottie ma iść pod najbliższy park, zabierając torbę i plecak. Ja wchodzę do Kasyno, sprzedaję samochód i mam iść do tego samego parku, ale po drodze załatwiając jedną sprawę.
Wchodzimy w tym samym czasie z samochodu. Wchodzę do budynku i od razu uderza we mnie zapach alkoholu wymieszanego z nikotyną. Wnętrze jest bogato zrobione. Ściany to krwista czerwień, której towarzyszą złote elementy. Na środku stoi wielki bar, a w całym budynku roi się od okrągłych stołów do gry.Przy jednym ze stołów zauważam znajomą twarz. Pewnym siebie krokiem podchodzę do tego stolika. Wszyscy z siedzących odwracają głowy i dosłownie wlepiają swoje gały we mnie. Jeden z nich to mój stary znajomy. Uśmiecham się do niego.
- Prosze, prosze... Kogo moje oczy widzą! - wstaje i zamyka mnie w mocnym uścisku.
- Też się cieszę, że cię widzę Grayson.
Grayson to mój kolega, jeszcze z przedszkola. To przystojny szatyn o niebieskich oczach, Dosłownie każda laska jest jego. I co najważniejsze, dosięgam mu do ramion! Taa, metr pięćdziesiąt trzy ma się czym nacieszyć.
- Co robisz tutaj, mam na myśli budynek oczywiście. Znając cię wybrałabyś jakieś mniej bogate miejsce, zrobiłabyś impreze na cały stan, albo...
-Ciii! - nie pozwoliłam mu dokończyć - jestem tutaj, bo chcę sprzedać samochód.
Wytrzeszczył oczy.
- Samochód?! Mia przecież ty nie masz nawet prawka! - zaczął się śmiać, ale nagle ucichł zdając sobie z czegoś sprawę. - Skąd wzięłaś samochód?
CZYTASZ
M.I.A.
Teen Fiction*Lekcja w przedszkolu* - Dzieci, jak myślicie, kim jest przestępca? Przestępca. Fajnie brzmi. Zanim się orientuję, moja ręka już wisi w powietrzu. - Ja wiem! - krzyczę - Więc kim jest przestępca? - Ja nim będę. - odpowiadam zadowolona.