Stałam przed szafą i szukałam mojego skąpego kombinezonu. W końcu znalazłam go na spodzie szuflady. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się w kombinezon. Był cały czarny, z długimi nogawkami i sporym wycięciem w miejscu dekoltu. Wykonałam seksowny makijaż smoky eyes. Wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku, obok Gula i wystukałam wiadomość.
Ja: Czekam na samochód.
Odpowiedź przyszła od razu.
Alexander: Brian już czeka.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Na dole nie było nikogo...może dlatego, że jest po drugiej w nocy. Wzięłam kluczyki, telefon zostawiłam na blacie w kuchni i wyszłam.
Na podjeździe czekał już mój szofer. Był oparty o Bugatti. Uśmiechnęłam się do niego.
- Hej Brian. - Powiedziałam z uśmiechem wsiadając na miejsce pasażera.
Brian miał może 25 lat, przynajmniej na takiego wyglądał. Ma rude włosy i zielone włosy, które po prostu uwielbiam. Jest strasznie miły. Świetnie się z nim rozmawia i spędza czas.
- No więc młoda, co tym razem planujesz? - Zapytał kpiącym głosem.
- Dlaczego wszyscy uważają, że coś planuje gdy tylko coś powiem?!
- Po tobie można się tego spodziewać. - Parsknął śmiechem.
Reszta drogi minęła spokojnie. Dojechaliśmy na miejsce kilka minut później. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę wielkiej willi, w której mieszkał Alexander. Była biała z brązowymi elementami ścian, panoramiczne okna, wielki basen w ogrodzie i inne pierdoły.
Drzwi wejściowych pilnowali dwaj głupkowaci goryle. Posłałam im zalotny uśmiech i weszłam do środka. Od razu zderzyłam się z zapachem nikotyny. Czy oni tutaj w ogóle wietrzą?! Weszłam po ogromnych marmurowych schodach na piętro i skierowałam się do gabinetu.
W środku zastałam Aleca siedzącego w swoim skórzanym fotelu. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, na jego twarzy pojawił się ten uśmiech, za który mogą zabić dziewczyny i geje.
- Moja słodka, mała Mia - powiedział to jakby mnie komuś przedstawiał - czy naprawdę musisz się tak ubierać? Wiesz ile po mieście chodzi facetów, którzy chcieliby cię przelecieć?! - Dodał z gniewem
- A czy ty nie możesz wietrzyć tego domu? - Odpowiedziałam otwierając okno.
- Może inaczej, czego moje słoneczko chce?
- Daruj sobie. Jadę z Lottie... gdzieś i potrzebuje samochodu.
- Mogę wiedzieć gdzie? - Zapytał i podniósł lewą brew do góry.
- Do życia nie jest ci to potrzebne. - Odpowiedziałam sięgając po jabłko leżące na biurku.
- Jest, bo jeżeli coś ci się stanie będę miał to na sumieniu.
- Nie ty jeden. - Dodałam gryząc owoc.
- Jeżeli tak, to nie dam ci samochodu. - Czy on mnie szantażuje?! - A tak w ogóle czyja była łódka, którą wczoraj ukradłaś?
Skąd on wiedział, że ukradłam łódkę? Zaraz... Ugh!
- Serio?! Musisz wysyłać swoich ludzi, żeby wiedzieć co robię?! Wystarczyłby normalny sms, albo... Dobra nic lepszego nie wymyślę.
- Martwię się o ciebie. To chyba normalne, skoro cię kocham.
- Ugh. I to jest powód dla którego każesz mnie śledzić?! A gdyby któremuś z twoich ludzi się coś odwidziało i sam by mnie zgwałcił? - Zapytałam czując, że cała się trzęsę.
- Wtedy najpierw odciąłbym mu jaja, potem kutasa, potem ręce i nogi, a na samym końcu głowę. Podoba ci się? - Mówił powoli się do mnie zbliżając.
- Radziłabym najpierw odciąć ręce i nogi, żeby się nie rzucał. - Miał być sarkazm, wyszła porada z poradnika.
- Ach tak? Od kiedy to jesteś specjalistką od zabijania? - znowu podniósł lewą brew i stanął naprzeciw mnie, tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech. Położył dłonie na moich biodrach lekko mnie do siebie przyciągając. Nasze usta dzieliły milimetry.
- Od kiedy cię znam. - Powiedziałam wszystko na jednym tchu i połączyłam nasze usta w pocałunku.
Najpierw pocałunek był łagodny, ale nagle zmienił się w agresywną wymianę bakterii. W jednej chwili z iskry powstał płomień. Językiem wtargnął do moich ust, na co mu pozwoliłam. Wplotłam palce w jego kruczoczarne włosy, przynajmniej próbowałam... trudno gdzieś dostać gdy ma się 154 cm wzrostu, a facet, z którym się całujesz ma prawie dwa metry. Wyczuł, że próbuję dosięgnąć jego włosów, bo złapał mnie za uda i posadził sobie na biodrach. Tak o wiele łatwiej. Zaczął błądzić dłońmi po moich plecach, tym samym mnie trzymając.
- To.. - Zaczęłam ale przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Wkurzyłam się i przerwałam to. - To jak będzie? Dostanę samochód? - Wyszczerzyłam zęby na co on parsknął śmiechem.
- Dostaniesz, ale kierować żadna z was nie będzie. - zaczął składać pocałunki na moich policzkach, kierując się w stronę ramion.
- Jasne, poproszę Carla żeby z nami pojechał. - Nagle stanął i odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie - powiedział spokojnie - zawiezie was Brian.
- Serio?! Nie mógłbyś sam pojechać? - Byłam wkurzona.
- Wiesz, że mam dużo pracy, ale ufam Brianowi.
- Tak, naprawdę spędzasz godziny snując niecne plany związane z... Nawet nie przechodzi mi to przez gardło.
- Na prawdę muszę coś załatwić. Spokojnie, nikogo nie zabijemy, tylko nastraszymy. - Dodał z szerokim uśmiechem.
- Z kim ja się zadaję?! - Odpowiedziałam z sarkazmem i zeszłam z Aleca. Od razu ruszyłam w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?! - Krzyknął za mną, muszę przyznać że miał zmartwiony głos.
- Wiesz... Jest pewnie już po trzeciej, a jedzenie, które miało na nas czekać na plaży znikło. Jestem cholernie głodna! - odwróciłam się w jego stronę, ale on już był przy telefonie i mruczał coś do słuchawki. Dałabym rękę uciąć, że usłyszałam ' śniadanie'.
- Nie musisz nigdzie iść. Zjesz tutaj. - Usiadł za biurkiem i oparł się rękoma o jego blat.
- Ugh... - Usiadłam na fotelu przed biurkiem i żeby pokazać, że jestem zła, oparłam swoje nogi o blat.
- Skarbie, jak myślisz, gdzie postawią jedzenie? - Zapytał nie podnosząc wzroku znad jakichś papierów.
- Nie mów do mnie skarbie! Wystarczy, że Lottie ujawniła moje prawdziwe imię przy jakimś chłopaku!
- Nie rozumiem dlaczego się z tym ukrywasz. W twoich aktach i tak jest podana całość.
- Może i w aktach nazywam się jak się nazywam, ale nie każdy musi mi mówić Miriam... Lub co gorsza Izabela.. - Wspominając moje imiona lekko się wzdrygnęłam.
Tak... Nie nazywam się Mia czy Amelia. Jestem Miriam Izabela Adams. Moja matka nie ma gustu. Każdy woła na mnie Mia, bo są to moje połączone ze sobą inicjały. Choć ja inaczej tłumaczę to zdrobnienie...
M jak mystery
I jak inteligent
A jak ambitious.
Te cechy na prawdę się przydają kiedy połowa Ameryki słyszała i twoich wybrykach, chodzisz z szefem mafii, jesteś wychowywana przez samotną 35-latkę i do tego twoja najlepsza przyjaciółka nie ma nogi.- Kiedy przyjdzie moje jedzonko? - Na jego twarzy wkradł się uśmiech.
Mam nadzieję, że się podoba :D
CZYTASZ
M.I.A.
Teen Fiction*Lekcja w przedszkolu* - Dzieci, jak myślicie, kim jest przestępca? Przestępca. Fajnie brzmi. Zanim się orientuję, moja ręka już wisi w powietrzu. - Ja wiem! - krzyczę - Więc kim jest przestępca? - Ja nim będę. - odpowiadam zadowolona.