Ja się po prostu martwię!

180 22 1
                                    

Zapach cytryny otulał moją twarz zalaną łzami. Cicho chlipałam w zielony T-shirt nie przejmując się powiększającymi się plamami tuszu wymieszanego ze słonymi łzami. Lekko zaskoczony Marshall najpierw nie oddał uścisku, ale chwilę potem otoczył mnie ramieniem powodując przyjemne ciepło.

- Mia? Coś się stało?- zapytał niepewnie.

Zacisnęłam mocniej powieki próbując zatamować kolejny potok łez. Westchnęłam ostatni raz wdychając zapach cytryn, który zadziwiająco polubiłam w ciągu tych kilku minut, i odsunęłam się. Przetarłam przekrwione oczy i uśmiechnęłam się krzywo.

- Ja... po prostu... - pierwszy raz od czternastu lat nie wiedziałam co powiedzieć. - Ciężki dzień. - skłamałam.

Marshall spojrzał na mnie podejrzliwie, ale chyba wyczuł, że nie mam ochoty rozmawiać o tym. Westchnął i zmienił temat, ciągle patrząc mi w oczy.

- Może cię podwieźć do domu? Robi się późno, więc... - podrapał się po karku. Chciałam mu powiedzieć, że z miłą chęcią z nim wrócę, ale zdałam sobie z czegoś sprawę.

- O nie! - walnęłam się w czoło - Nie mogę wrócić do domu... To znaczy mogę, ale nie chcę widzieć jak powstaje mój kuzyn albo kuzynka... - znów się skrzywiłam na co Marshall odpowiedział słodkim uśmiechem z dołeczkami. Zdziwiło mnie to, bo nigdy przedtem nie zwróciłam na nie uwagi, a wręcz nie wiedziałam, że Marshall je ma.

- W sumie mój dom jest wolny. Jeśli chcesz... - nie dokończył przez błyskawice pojawiające się na zachmurzonym niebie. Super, nawet nie wiem kiedy pogoda zdążyła się zepsuć i dopasować do mojego nastroju.

- Możemy jechać gdziekolwiek, ale proszę powiedz, że jesteś samochodem.

Na jego twarz wkradł się leniwy uśmiech z dołeczkami. Zaprowadził mnie na parking obok głównej drogi, przy której zaparkował samochód. W mojej głowie roiło się od pomysłów na markę samochodu Marshalla. Właśnie wyobrażałam sobie srebrną toyotę, ale to co zobaczyłam zbiło mnie kompletnie z tropu.

- Jezdzisz Audi A4? Ile Alec ci płaci?! - wypaliłam.

Blondyn znów się uśmiechnął i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Usiadłam na skórzanym fotelu, a po chwili obok mnie pojawił się Marshall. Usłyszałam ryk silnika i wyjechaliśmy z parkingu. Minęliśmy skrzyżowanie mojej ulicy i wjechaliśmy do centrum miasta. Jak to w Malibu, niezliczona liczba plakatów, billboardów i reklam. Jednak nasze miasto było zadbane: na chodnikach nie walały się śmieci, a budynki nie miały niechcianych malunków. Jechaliśmy w dość przyjemniej ciszy, dzięki której mogłam podziwiać widoki.

Przecież to twoja codzienność.

Po rodzaju budynków rozpoznałam, że zbliżamy się do końca miasta, gdzie znajdowało się dosyć spore osiedle z gdzieniegdzie rozstawionymi apartamentowcami. Czyżby Marshall mieszkał w jednym z nich?

- Tak w ogóle to gdzie mieszkasz? - Spojrzałam na niego. Prawą rękę trzymał na kierownicy, a lewą oparł o drzwi. Był skupiony na drodze o czym świadczyła mała zmarszczka na czole.

- Zobaczysz. - odparł pewny siebie.

To wcale nie zabrzmiało jakby chciał mnie gdzieś wywieźć...

***

- Ten film jest nudny! Jak mogłaś wybrać ckliwą historyjkę dla dzieci?!

- To nie jest ckliwa historyjka dla dzieci, tylko Król Lew. - rzuciłam w niego garścią popcornu - Mam sentyment do tego filmu.

- Ale to głupie! Wszystkie lwice są takie same... - marudził.

Siedzieliśmy u Marshalla już jakąś godzinę cały czas sprzeczając się o film. Oczywiście ja wygrałam, ale blondyn zapowiedział, że następny film on wybierze. Bawiłam się tutaj naprawdę dobrze. Okazało się, że mój ochroniarz ma naprawdę duży apartament...

M.I.A.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz