Vegas

457 41 3
                                    

Właśnie kończyłam jeść crossianta maślanego, gdy na biurku Aleca wylądowały głośno różne akta i papiery. Wystraszona aż drgnęłam.

- Człowieku ja jem! Mogłabym się zadławić! - Krzyknęłam z udawaną złością

- Przepraszam, po prostu nie mam pomysłu jak załatwić pewnego gościa, bo cały czas myślę o tym że będziecie tam same. W tym wielkim mieście, zupełnie same. - gdy wypowiadał kolejne słowa ulatywał z niego gniew, a na jego miejsce wskakiwała rozpacz

- Wiesz... Z tym gościem to mogłabym ci pomóc... - gdy usłyszał moje słowa spojrzał na mnie jakbym właśnie zaczęła mówić po chińsku.

- Wykluczone! Już wolę żebyście jechały do tego Vegas!

- Wiedziałam, że się zgodzisz. - podsumowałam z chytrym uśmieszkiem na twarzy i ruszyłam w kierunku wyjścia.

- Gdzie idziesz? - zapytał z wyczuwalną nutą gniewu w głosie.

- No jak to gdzie? Przecież muszę wrócić po swoje rzeczy.

***

Weszłam do domu najciszej jak mogłam i od razu ruszyłam do pokoju. Miałam jeszcze niespełna godzinę na spakowanie ubrań, leków, broni, i innych potrzebnych rzeczy. Uklękłam przy łóżku i wsunęłam pod nie ręce. Opuszkami palców błądziłam po zakurzonej podłodze aż znalazłam obluzowaną deskę. Podniosłam ją i sięgnęłam po torbę znajdującą się w skrytce. No prosze, taki nowoczesny dom z takimi świetnymi podłogami a tu ci nagle ukryta dziura, w której mogłabym bez problemu się schować, i to nawet z Lottie.

Gdy mama kupiła dom przywiozła mnie - czterolatkę tutaj, a ja od razu zaczęłam ganiać po domu. Znalazłam pokój z dziurą i od razu w mojej głowie zaświtało wiele pomysłów. Dokładnie ukryłam dziurę, chowając ją pod dywanem, a dywan przykrywając stertą pudeł. Tak więc po 13 latach moja mama dalej nic nie wie o dziurze.

Wyjęłam torbę i ją otworzyłam. Po ostatniej wycieczce do Meksyku zapas gazu pieprzowego się wyczerpał. Apteczka była nienaruszona. Może i nawet lepiej, nie mogę opanować Lottie kiedy dostaje bólów urojonych. Potwornie wtedy krzyczy, a ja nie moge nic zrobić więc zwykle muszę podawać jej morfinę. Nie tylko ona jednak potrzebuje pomocy. Stwierdzono u mnie objawy ADHD, dlatego moja apteczka jest pełna strzykawek morfiny i leków uspokajających.

Nie mam kolejnego zapasu gazu więc będę musiała spakować jakąś mocniejszą broń. W moim arsenale królują środki często używanie przez policję, takie jak pistolety z gumowymi pociskami, granaty dymne itd, ale mam prawdziwą broń palną. W końcu Alec się o mnie zatroszczył. Wpęłzłam pod łóżko i weszłam do skrytki. Zapaliłam lampkę tak,w dziurze mam lampkę i spojrzałam na moją półkę z bronią. Został jakiś tuzin pocisków ze srebra no wiecie tak na wszelki wypadek gdyby jakiś wilkołak na nas napadł, kilkadziesiąt pudełeczek z pociskami gumowymi, sporo opakowań gazu łzawiącego itp. Zabrałam wiszącego na ścianie RAM Walthera P99 i wyszłam.

Zaczęłam pakować ubrania, kiedy do mojego pokoju wparowała Lottie.

- Wiesz co? Nie powinnam dawać ci kluczy do mojego domu. Przez ciebie ludzie zawału mogą dostać!

- Lepiej zajmij się pakowaniem. - poleciła, rozwalając się na moim łóżku - Załatwiłaś transport?

- Nie inaczej. Co z alibi, przebraniami i noclegiem?

- Wszystko idzie jak po maśle. Przenocujemy w motelu. Słyszałam, że ma największą liczbę samobójstw w całym stanie.

- Czyli wycieczka z dreszczykiem. Lubię takie - na moje słowa wybuchnęłyśmy śmiechem.

M.I.A.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz