Epilog

1.1K 115 28
                                    

   *Proszę o przeczytanie notki na dole*


  Cały tydzień unikaliśmy się jak ognia. Nie wynikało to z mojej strony,a raczej z jego niechęci. Kiedy tylko znajdowaliśmy się w jednym pomieszczeniu, starał się jak najszybciej z niego wydostać. Na wykładach siadał daleko, często wychodził na miasto, jeśli miał czas wolny, a w pracy wziął późne zmiany, tak aby nie być na moich popołudniowych. Kilka razy próbowałem załagodzić konflikt, ale za każdym razem nie potrafiłem się przełamać, albo nie było takiej możliwości, bo uciekał. Wydawało mi się, że długo tak nie wytrzymamy, ale o dziwo nie było widać końca. W sumie zapomniałem już w ogóle o jakimkolwiek problemie, ale Michael starał się dosadnie podkreślić swoje niezadowolenie. 

     Tego dnia wróciłem z zajęć kompletnie zmęczony. Nie spałem prawie całą poprzednią noc, spędzając ją na czytaniu książki i przeglądaniu głupich filmików. Jak zwykle mieszkanie było puste, dlatego uznałem, że najlepiej będzie, jeśli zrobię sobie krótką drzemkę. Krótka przerodziła się w ciut dłuższą. Obudziłem się rozkojarzony, słysząc niewyraźne dźwięki. Wydawało mi się, że nie nastawiałem żadnego alarmu, tym czasem mój telefon dawał o sobie znać.

     Podniosłem go, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Luke'a. Odebrałem dopiero, kiedy wstałem i przeciągnąłem się.

-Oby to było coś ważnego Hemmings, bo właśnie wyrwałeś mnie ze snu - prychnąłem.

-Stary, musisz przyjechać do szpitala.

-Coś Ty sobie zrobił? - Wstałem i postanowiłem zrobić sobie kawę.

-Ja nic, spędzam miło czas na krótkich wakacjach, natomiast Clifford dzwonił i pytał czy go odbiorę - Od razu zaprzestałem wszystkim czynnościom.

-Chwila, dlaczego dzwonił do Ciebie? - Zmarszczyłem brwi. Czy on nie przesadza?

-Serio Calum? Odbierz go, wystarczy tylko podpisać jakiś papierek, że jesteś pełnoletni i zajmiesz się nim, to podobno nic poważnego, ale nie chciał więcej nic mówić. Jedź tam proszę, martwię się o niego.

     Rozłączyłem się zanim zdążyłem odpowiedzieć. Sam nie wiedziałem czy w moim sercu bardziej przeważał strach, że to jednak coś poważnego, czy może złość, że zapomniał o moim istnieniu. Ubierałem się w ekspresowym tempie. Wskoczyłem w pierwszą lepszą taksówkę, kierując się do jedynego znanego mi szpitala  w okolicy. 

     W recepcji podałem dane Michaela i mogłem go spokojnie odebrać. Powiedziano mi, że leży w sali numer 4 i jest już gotowy. Przyspieszyłem kroku widząc napis 4 na drzwiach. Wszedłem bez pukania i stanąłem w surowym pomieszczeniu.

-Co ty tutaj robisz? - Miał czelność w ogóle pytać?

-Przyszedłem Cię odebrać, mimo, że nie chcesz mnie widzieć z tego co wiem - Wyglądał dobrze, jedyne co rzucało się w oczy to rozcięty łuk brwiowy, warga oraz noga w gipsie.

Nie odpowiedział.

-Co ty znowu zrobiłeś, martwiłem się o Ciebie - To chyba nic złego, chociaż przez chwilę myślałem zanim odważyłem się to powiedzieć.

-Mam pecha, pijany kierowca nie zauważył, że wchodzę na pasy i lekko mnie pyknął - Nie wiem co było w tym zabawnego, ale widziałem cień uśmiechu na jego bladej twarzy.

-To nie wygląda jak 'lekko' . Ta noga i brew - Powiedziałem dotykając opatrunku.

-Więc się martwiłeś? - Odsunął moją rękę, a ja uznałem to jako znak, że jeszcze go boli.

-Nawet jeśli stałeś się dla mnie kompletnie nieczułym dupkiem, nadal jesteś moim współlokatorem i nie zostawię Cię w trudnej sytuacji.

-To tylko delikatny wypadek.

-Dobrze wiesz, że nie chodzi tu tylko o ten incydent, ale cały zeszły tydzień - Spuściłem głowę i usiadłem na szpitalnym łóżku.

-Wracajmy już.

-Nie, chwila, nie możemy jak normalni ludzie po prostu o tym porozmawiać?

-A czy ty nadal nie masz ochoty być ze mną 100% szczery ? Bo naprawdę nie mam ochoty nawet zaczynać, jeśli będziesz się wykręcał.

-Wracajmy, pogadamy o tym w domu- Pomogłem mu się unieść mimo iż mógł zrobić to sam.

Wracaliśmy taksówką, w całkowitej ciszy. Odezwał się do mnie dopiero, kiedy byliśmy w mieszkaniu.

-Zróbmy sobie dzisiaj wieczór filmowy, co ? I trochę pogadamy o tym wszystkim no wiesz.

-Dobry pomysł.

***

     Jeśli zaraz się do mnie nie odezwie prawdopodobnie zwariuje. Szykował wszystko starannie, ale nie prosił mnie o pomoc, nawet jeśli jego zagipsowana noga utrudniała mu pracę. Kilka razy napominałem go, żeby się nie nadwyrężał, ale za każdym razem podkreślał, że nie jest przecież jeszcze kaleką i sam da sobie rade. Dopiero kiedy usiedliśmy koło siebie i włączyliśmy film, zacząłem się denerwować.

-Myślę, że jest coś co chciałbym Ci wyznać - Kisiłem to  w sobie tyle dni, nigdy nie było odpowiedniej pory, ale teraz, cóż z tą nogą może nie ucieknie aż tak daleko.

-Myślę, że kręcisz coś już bardzo długo.

-Kocham Cię - Wstałem i zacisnąłem oczy czekając na atak. Spodziewałem się ataku, płaczu, dogryzek, ale nie donośnego śmiechu. Czy to aż takie śmieszne?

    Otworzyłem oczy i zobaczyłem sprytnie uśmiechniętego Clifforda i wystawioną rękę. Chwyciłem ją, a on pociągnął mnie koło siebie i przeczesał moje włosy.

-Więc myślisz, że możemy spróbować ? - Uśmiechnął się.

-Tak jakby spróbować.

-Po prostu, spróbować.

-Spróbujmy

-Kocham Cię - O mamo, nie budźcie mnie.


()000()

Więc to koniec. Druga część to na razie dla mnie temat taboo. Nie wiem.

Ale na początku to chciałabym podziękować, że ktoś w ogóle to czytał i za komentarze, bo to one mnie najwięcej motywowały. Ale to nie koniec dla mnie, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Wkrótce opublikuję kolejne *Larry time*, ale mam fabuły na  2 inne również xD

Na razie zostawiam Was z tym i zobaczymy, może kiedyś doczekamy 2 tomu :D

Dziękuję i trzymajcie się ♥



Just Try | Malum [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz