one

389 27 7
                                    


"Some legends are told. Some turn to dust or to gold but you will remember me. Remember me, for centuries"

"Centuries" Fall out boy  

Od bardzo dawna planowałam ten dzień. To było czymś w rodzaju nowego startu, nowego początku życia. Tak jakbym narodziła się na nowo. Dlatego wszystko musiało być idealnie. Szkoda tylko, że moje zamiary spaliły na panewce.

Zaczęło się od tego, że jakimś dziwnym trafem mój budzik zastrajkował. Obudziłam się 5 minut po czasie. Niby to tylko o 300 sekund za późno, ale dla mnie to aż 300 sekund. W tym czasie zdążyłabym na przykład zagotować wodę na kawę, a tak musiałam wypić szklankę soku.

Wyskoczyłam z łóżka i, no właśnie kolejna wtopa. Zeszłego dnia byłam zbyt zmęczona i przejęta, więc położyłam się wcześnie spać. Nie zdążyłam rozpakować wszystkich pudeł, czytaj żadnych. Część z nich leżała na  środku pokoju, co miało pomóc mi zmobilizować się do pracy. Więc ledwo wstałam, a już po chwili znów leżałam. Ale tym razem na podłodze. Potknęłam się o porcelanową zastawę w słoneczniki, którą moja mama kupiła jeszcze przed swoim ślubem. Super.

Nie miałam ochoty sprawdzać, czy wszystko z nią było okej. To zajęłoby mi kolejnych parę cennych sekund, a tego nie cierpię. W głowie słyszałam zegar, który szyderczym głosem mówił: tik tak, tik tak, tik tak...

Z kolejnym podejściem, lekko obolała, porwałam z fotela strój przygotowany na dziś i popędziłam do łazienki. Na szczęście wykąpałam się dzień wcześniej, więc tylko się ubrałam, a następnie przejrzałam w lustrze.

Miałam na sobie zwykłe, niebieskie dżinsy, trochę za duże, bo moja mama twierdziła, że te super obcisłe są zbyt wyuzdane. I jasnozielony sweterek na guziczki z rękawem do łokcia. Nigdy nie podobało mi się to, co widziałam. Zawsze byłam za chuda. Ważyłam tylko 45 kilo! Moja waga nie wzrosła od pierwszej klasy gimnazjum! Nie było możliwości, żeby urosły mi piersi i tyłek. Miałam figurę, którą dało się porównać do idealnego prostokąta, czyli zero wcięcia w talii.

Westchnęłam ciężko i wzięłam do ręki różową szczotkę do włosów. Szybko rozczesałam nią moje blond pukle. Tata mówił, że kolorem przypominają pszenicę. Nie wiedziałam, gdzie widział ten kolor, ale nie kłóciłam się z nim.

Zawsze miałam nielada problem z czesaniem ich, bo sięgały mi za pas. Włosy były jedyną rzeczą, w sprawie której sprzeciwiłam się moim rodzicom. Kazali mi je obciąć, ale się uparłam. Cieszyłam się z nich i twierdziłam, że były moim jedynym atutem.

Nigdy się nie malowałam i tego dnia też tego nie zrobiłam. Po zrobieniu warkocza poszłam do kuchni. Nie jadałam śniadań, więc wypiłam wspomnianą wcześniej szklankę soku pomarańczowego. Złapałam torebkę, założyłam białe balerinki i wybiegłam z mieszkania.

Oczywiście minutę później wróciłam i rzuciłam się w szaleńcze poszukiwanie kluczy, które zostawiłam na haczyku obok drzwi. To było ostatnie miejsce w jakim sprawdziłam, a samo szukanie ich zajęło mi 10 minut, czyli 600 sekund. Stanowczo zbyt długo.

Zakluczyłam drzwi i zbiegłam na dół. Nie cierpiałam się spóźniać. Mama mówiła, że to oznacza brak szacunku i jest okropną wadą. Ja, jak byłam jeszcze młoda, miałam do tego tendencję. Na szczęście lub nieszczęście, rodzicie sukcesywnie mnie tego oduczyli.

Ciekawe co by powiedzieli, gdyby mnie zobaczyli w tamtym momencie, jak przeskakiwałam o parę schodków w dół, mało nie łamiąc sobie karku, bo byłam spóźniona 2 minuty, 120 sekund.

Obiecałam sobie, że wstanę o 7.00, wyjdę z domu o 7.30, wsiądę do samochodu o 7.37, na ulicy znajdę się o 7.40, a pod szkołą o 8.15, żeby zdążyć na pierwsze zajęcia o 8.30.

Unusual, because politeWhere stories live. Discover now