two

257 22 5
                                    


"Take you like a drug, taste you on my tongue."

"Daddy Issues" The Neighbourhood

Gdy wyszłam z uczelni po ostatnim wykładzie, naprawdę odetchnęłam z ulgą. Dzień dłużył mi się niemiłosiernie, a każda kolejna godzina była okropna. Nie chciałam wiedzieć jaka znudzona bym była, gdybym się nie spóźniła i ominęła dwóch wykładów.

To był dopiero mój pierwszy dzień na uczelni, a ja miałam wszystkiego cholernie dość. I nie, wcale nie było tak super, jak to jest opisane w książkach. Nie poznałam jakiejś słodkiej wygadanej dziewczyny, która oprowadziłaby mnie po kampusie i zaprosiła na imprezę do bractwa. Nie poznałam także chłopaka, który był gejem i zachwycałby się nad moją figurą, a ja z zarumienionymi policzkami podziękowałabym za komplement.

Dosłownie czułam się jak jakiś odludek. Nikt nawet się nie uśmiechnął w moją stronę, a wręcz przeciwnie, każdy na kogo spojrzałam, łypał na mnie groźnym wzrokiem. Zrezygnowałam z asymilowaniem się z innymi, bo to nie miało najmniejszego sensu. Jak widać pech przywlókł się za mną nawet do Londynu.

Chodziłam do liceum w Warszawie, które było opanowane przez bogate i piękne dzieciaki. Już  w gimnazjum rówieśnicy widzieli, że jestem inna. Nie chodziłam na imprezy, nie upijałam się, nie paliłam trawki i nie miałam ochoty tracić dziewictwa z przypadkowo poznaną osobą.

Nie miałam przyjaciół ani znajomych. Tak samo w szkole średniej. Całe dnie spędzałam w moim pokoju, byle nie musieć przebywać w jednym pomieszczeniu z rodzicami. Dlatego z braku laku uczyłam się. Z czasem naprawdę to polubiłam. Wydawało mi się, że jak napiszę dobrze maturę, to sama będę mogła wybrać kierunek studiów, co oczywiście było bzdurą.

Moja przyszłość była zaplanowana co do cala. Rodzice od samego początku wiedzieli, że wyląduje tysiące kilometrów od Polski, studiując prawo, którego nie cierpię.

Pierwsze zajęcia jakoś przetrwałam, ale dlatego, że skupiłam się na rozmyślaniu o tym spartaczonym poranku i o sprawcy całego zajścia. Idiotą się jest już od samego początku. Jak widać trafiłam na idiotę.

Cholernie seksownego idiotę.

I przystojnego oczywiście.

Pomijając fakt, że nie zdjął tej granatowej czapki z głowy i nie widziałam z pełni jego twarzy. Stwierdziłam, że na pewno byłoby na co popatrzeć.

Szczerze mówiąc byłam na niego wściekła. Zachpwywał się jak arogancki dupek. Okej, to prawda, że nie miałam zbyt wielkiej styczności z chłopcami. Tym bardziej, że każdy znał moją rodzinę. Dziadek był burmistrzem Białołęki, wujek lekarzem, a tata renomowanym prawnikiem. Więc każdy chłopak, albo w ogóle nie próbował zagadywać do mnie, albo został przepędzony przez moją matkę.

Uwierzcie mi, życie w Białołęce było moim osobistym koszmarem. Każdy, dosłownie każdy sprawdzał mój ruch. Choćby małe potknięcie było naprawdę surowo karane. A najgorsze były osoby, które z góry mnie skreślały. Starsze panie dosłownie kochały plotkować na mój temat. Właśnie dlatego we wszystkim musiałam być perfekcyjna. 

Wszystko dookoła mnie było identyczne - ludzie, domy, ubrania, nawet trawniki! Gdy ktoś odstawał od reguły był bojkotowany przez resztę tych "dobrych" mieszkańców. Więc jako wnuczka burmistrza całe życie żyłam pod kloszem. Z dala od normalnego świata.

Cierpiałam przez to, że moje życie zostało zaplanowane. Nie mogłam być normalna - zakochać się, upić czy chociażby znaleźć przyjaciółkę. Od samego początku miałam popieprzone życie.

Unusual, because politeWhere stories live. Discover now