seventeen

117 16 7
                                    


 "So why argue? You yell, but cha take me back, Who cares, when it feels like crack? Boy, ya know that you always do it right."

"Kiss it better" Rihanna

Z każdą minutą coraz bardziej żałowałam swojej decyzji. Byłam głupia. Wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Marzyłam, że wszystko dobrze się skończy. Myślałam, że gdy trochę podrasuję swój wygląd, Chuck się we mnie zakocha. Naiwne. Oczywiście życie byłby zbyt proste, gdyby faktycznie tak się stało...

Starałam się nie załamywać, ale słowa Charlie'go sprawiły, że moje serce zaczęło krwawić. Dosłownie przez chwilę czułam rozrywający ból w klatce piersiowej, nie mogłam złapać oddechu, potem zakręciło mi się w głowie i oczy zaszły łzami. Znów czułam się jak dawniej.

Jak tamta mała dziewczyna, której nikt nie lubi, każdy wytyka palcami... W rodzinnej miejscowości nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia i wiele razy słyszałam za plecami, okropne słowa na mój temat.

Dlatego bałam się odrzucenia, bo w dzieciństwie zbyt często tego doświadczałam.

Jednak po fali zła zawsze przychodzi słońce, tak powtarzałam. Liczyłam, że wzejdzie ono za niedługo i odegna czarne chmury z mojego życia. 

Nie wiedziałam tylko, że moja egzystencja nastawiła się na nieustanną zimę, zapadanie się w otchłani ciemności i pogłębianie się w swoich kłopotach.

- Super - wymamrotałam sama do siebie, gdy chłopak zniknął mi z pola widzenia.

- Nie przejmuj się tym chujem. Zbyt dużo dziś wziął - Jace, który nie wiadomo kiedy zmaterializował się obok mnie, przewrócił oczami.

To było dziwne, bo przed chwilą bełkotał, chwiał się z powodu zbyt wielkiej ilości alkoholu. Gdy Chuck, delikatnie mówiąc, dał mi do zrozumienia, że nie jestem u niego mile widziana, czerwonowłosy chłopak jakby wytrzeźwiał. Nie zachowywał się jak pijany idiota, wręcz przeciwnie - starał się mnie wesprzeć.

- Lepiej już pójdę - westchnęłam.

- Nie wygłupiaj się - owinął palce wokół mojego nadgarstka i przyciągnął mnie do siebie, przez co wpadłam na niego.

- Ale on mnie tu nie chce - powiedziałam cicho, w duchu modląc się, żeby łzy nie wypłynęły z moich oczu.

- Ja cię chcę - wyszeptał i przytulił mnie.

To było dziwne, bo w sumie nigdy nie miałam żadnego kontaktu z Jace'em. Nie spodziewałam się, że jego ramiona mnie kiedykolwiek zacisnął się wokół mojego ciała, a jego bliskość będzie dobra. Tak jak brata i siostry. Powoli zaczął stawać się dla mnie kimś ważniejszym, ale nigdy nie mógł w tym wyprzedzić Chucka.

Czułam od niego zapach alkoholu i papierosów, jednak nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się, że komuś jednak na mnie zależy. Albo przynajmniej łudziłam się, że tak jest. W tamtym momencie wiecznie radosny Jonathan Crawford stał się moim oparciem.

- Dziękuję.

- Nie ma za co, mała - uśmiechnął się szeroko, a ja odetchnęłam z ulgą i całkowicie się rozluźniłam.

Poważny Jace to dziwny Jace. Nie chciałam, żeby taki pozostał. Czułabym się z tym dziwnie, bo on zawsze ma dobry humor. Nie pamiętałam, żeby kiedyś było inaczej, ale tak czy siak podejrzewałam, że powodem tego był alkohol, stale krążący w jego żyłach. On zawsze w rękach miał albo drinka albo przynajmniej piwo.

Czerwonowłosy chłopak, gdy już się upewnił, że wszystko ze mną w porządku, wrócił na swoje miejsce za barem. Serwował drinki i podrywał dziewczyny, zauroczone sławnym gitarzystą, a ja, nie wiedząc co ze sobą zrobić, ruszyłam w stronę salonu.

Unusual, because politeWhere stories live. Discover now